2. Dzisiaj to dar od losu.

30 1 1
                                    

To co zobaczyłam, zabolało. Zabolało jak diabli. Zobaczyłam Harrego, całującego się z Mią Davies szkolną puszczalską szmatą. Stanęłam w drzwiach i nie mogłam się ruszyć ani odezwać, po prostu stałam, jak kołek i patrzyłam, jak mój chłopak całuje się z inną.

Dopiero po kilku sekundach odzyskałam świadomość i zdolność ruchu. A on, on nawet nie zauważył, że stoję w progu drzwi, był za bardzo zajęty kimś innym.

- Nie wiedziałam, że można upaść tak nisko. - powiedziałam pusto, a w moich oczach zaczęły nabierać się słone łzy. Po moich słowach, Harry gwałtownie się obrócił w moją stronę.

Wydawał się zdezorientowany i spanikowany. A ja? A ja wciąż obdarzałam go pustym spojrzeniem.

- Lizz... to nie tak, po prostu... - nie dałam mu dokończyć, przerwałam mu.

- Jesteś pijany? Oh... daruj sobie tą śpiewkę, znam ją na pamięć Harry. - patrzyłam na niego z obojętnością, mimo iż w środku cała się rozpadłam.

- Elizabeth...

- Nie Harry, dość. Zrobiłeś to co chciałeś, a mi nic do tego, bo nas nic nie łączy. To koniec. - powiedziałam i wyszłam z łazienki.

Idąc na dół, slyszałam jak Harry krzyczał moje imię, lecz mnie to mało obchodziło. To był moment kiedy wybuchłam i łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Przepychałam się między tańczącymi ludźmi, aby jak najszybciej wyjść z budynku i wrócić do domu. Straciłam nawet najmniejsze chęci imprezowania. Byłam przemoknięta, było mi zimno i byłam cholernie zraniona. Nie wiem, co dokładnie poczułam. Czułam się taka bezsilna. Jakby zabrano cząstkę mnie, która w nim była. Kochałam go na zabój, a ja dla niego nie byłam nikim ważnym. To bolało. W pewnym momencie wpadłam na kogoś, tym kimś był Thomas.

- Matko... szynszylku, co się stało? - zmarszczył brwi na gest, że się martwi.

- Harry... on i Mia... nie... - nie mogłam wypowiedzieć jednego pełnego zdania, przez to, że miałam ochotę się wydrzeć na cały głos, a następnie upaść na kolana.

- Co za dupek. - powiedział i zamknął mnie w swoich obięciach, do których od razu się wtuliłam.

- Thomas, chce wrócić do domu. - zaczęłam mówić, gdy się już trochę uspokoiłam.

- W porządku, załatwię kierowcę. - odpowiedział, lekko się odsuwając, aby móc spojrzeć na moją twarz.

- Sama wrócę, nie piłam. - stwierdziłam, lecz po jego minie było widać, że nie był do tego przekonany.

- Nie ma mowy, nigdzie w takim stanie nie pojedziesz. - powiedział stanowczo brunet, chciałam odpowiedzieć, lecz ktoś mi w tym przeszkodził.

- Ja ją odwiozę, również nie piłem. - usłyszałam za sobą, doskonale znany mi głos.

- Poważnie? Boże Conrad, będę ci wdzięczny, jeśli dostarczysz ją całą i zdrową do domu. - odpowiedział z ulgą, lecz ja jeszcze większą ochotę miałam, aby wydrzeć się.

- Pewnie, chodź Elizabeth. - powiedział Harris, zniechęcona kiwnęłam głową i ruszyłam zaraz za nim. Nie miałam ochoty się sprzeciwiać i tak byłam zmęczona tym dniem, chciałam, jak najszybciej znaleźć się w swoim łożku.

Wyszliśmy z domu, następnie wsiedliśmy do czarnego mercedesa chłopaka. Nie spojrzał na mnie ani razu gdy wyszliśmy, ani się nie odezwał. Szczerze? Nie przeszkadzało mi to, nie miałam najmniejszej ochoty z kimkolwiek rozmawiać, a szczególnie z nim. Widział mnie w stanie, gdy się rozpadałam. Ile bym dała, abym mogła cofnąć czas, żeby on mnie takiej nie zobaczył. Właśnie pokazałam mu, jak bardzo jestem słaba. Opadła moja pewna siebie i niezależna maska, która chroniła mnie przed światłem dziennym. 

Your Red RoseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz