O godzinie 7:05 obudził mnie budzik do szkoły. Niechętnie wypełzłam spod kołdry, wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki.
Weszłam do łazienki, umyłam zęby, rozczesałam swoje proste, długie, blond włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Ciuchy już leżały naszykowane, więc je wzięłam i się w nie ubrałam. Miałam na sobie skinny jeansy, wraz z czarną, przylegającą do ciała, na długi rękaw bluzką, którą wsadziłam w spodnie. Wyszłam z łazienki, podążyłam po schodach na dół, kierując się do kuchni.
Zastałam tam moją matkę, która ostatnio była jeszcze gorsza niż zazwyczaj. Stała się bardzo chłodną osobą. Nie rozumiałam tego. Gdzie pojawiła się kobieta, która całkiem niedawno prychnęła po tym, gdy usłyszała żenujący kawał. Gdzie ona zniknęła? Poszła po mleko.
- Dzień dobry. - powiedziała ozięble mierząc mnie wzrokiem. - Ubrałabyś się może porządniej, co? - zapytała, a bardziej zasugerowała to.
- Sądzę, że to odpowiedni strój, porównując go do tego, co nosiłam całkiem niedawno. - odparłam, starając się brzmiąc uprzejmie.
- Pyskujesz?
- Nie, po prostu... - nie pozwoliła mi dokończyć, gdyż zaczęła mówić.
- A ja jednak uważam, że tak. Widziałaś, jak ubiera się córka burmistrza? Codziennie widuje ją, w eleganckiej, czarnej spódniczce z falbanami, a do tego biała, wyprasowana koszula. Nie myślałaś, aby również zacząć się tak ubierać? - zapytała poważnie, a każde słowo mówiła pewnie.
- Mamo, nie uważasz, że nie powinnaś mnie porównywać do innych? A szczególnie, do córki burmistrza? - zapytałam lekko marszcząc brwi.
Nie chciałam jej prowokować, nawet nie próbowałam. Po prostu, łagodnie odpowiadałam. Nie potrzebowałam kłótni, a szczególnie z nią. Dlatego też, nie powiedziałam jej o spotkaniu z Josephine Harris. To była moja i Jose słodka tajemnica, mimo iż kobieta nie wiedziała kim jestem, na pewno nie pobiegła się wszystkim chwalić, że jakaś nieznajoma jej nastolatka odwiozła ją do domu.
- Nie robiłabym tego, gdybyś nie była od nich gorsza. Jakbyś była lepsza od nich, przystopowałabym, lecz nie mogę tego zrobić, iż nie jesteś od nich lepsza. - przerwała. - Dobrze wiesz, że dążę do perfekcji naszej rodziny. Zane, jest na wybitnych studiach, wyrośnie na ludzi. A ty? Ty, byłaś na domówce u Harrisów! Nie masz lepszych znajomych? Naprawdę? Conrad Harris? Widziałam, jak odwoził cię do domu. Wstyd. - Skomentowała.
- Mamo... po prostu mnie odwoził, bo nie byłam w stanie kierować. Thomas nie chciał, abym miała wypadek - zaczęłam niepewnie i cicho. - A mnie i Conrada, nie łączy nawet przyjaźń. Nie lubię go. Nienawidzę go - powiedziałam szczerze, lecz to właśnie on, jako jedyny mógł mi pomóc odegrać się na Harrym.
- Daruj sobie. - prychnęła pod nosem. - Do szkoły, marsz. - rozkazała, na co szybkim krokiem wyszłam z domu.
Wsiadłam do auta i westchnęłam cicho. Nie lubiłam tego typu rozmów z mamą. Nie lubiłam, gdy nie była ze mnie zadowolona. Zawsze bywała wtedy, taka okropna i bezuczuciowa.
Zaczęłam jechać w stronę osiedla Thomasa, iż dziś musiał jechać ze mną do szkoły. Elle zabrała mu auto. Powiedziała, że to dodatek jego szlabanu. Ewidentnie coś się stało. Elle nigdy nie była zła, nawet jeśli szybko jej przechodziło. Musiało coś być na rzeczy. Stałam przed bramą wjazdową Byrne'ów i czekałam na mojego przyjaciela.
Po około dziesięciu minutach, doczekałam się! Thomas wsiadł do auta i zamknął drzwi.
- Cześć szynszylku, jak się czujesz? - zapytał uśmiechając się lekko w moją stronę.
CZYTASZ
Your Red Rose
RomancePIERWSZA część dylogii „Rose" Druga część pojawi się, w ciągu kilku miesięcy! Wyczekujcie! Elizabeth Aurelia Moore, siedemnastoletnia licealistka, która od śmierci swojego ukochanego ojca, nie wierzy w Boga ani w inne cuda. Do jej życia, wraca dzie...