1. Początek końca

225 16 9
                                    

Twitter: olaamaras + #VILLAINSwatt
Instagram: olaa.maras

Będzie mi miło, jeśli po przeczytaniu zostawisz jakiś komentarz :)

Ps. rozdział trochę długi, więc polecam wziąć coś dobrego do jedzenia :3
Ps.2 weź pod uwagę, że to dopiero początek historii, a te mogą wydawać się nudne

Miłego czytania! :*


7 miesięcy wcześniej

Exeter wita!

Przelotnie rzuciła okiem na szyld powitalny miasta i wypuściła z ust westchnienie przepełnione ulgą, wiedząc, że do celu zostało jej już naprawdę niewiele. Zacisnęła skostniałe palce na kierownicy z taką siłą, że zbielały jej knykcie i zmrużyła oczy, wpatrując się w ciemną, zalaną przez deszcz drogę przed sobą. Widoczność na jezdni była znikoma, a reflektory auta pozwalały sięgnąć jej wzrokiem zaledwie kilka metrów dalej.

Jechała powoli otoczona górami, które wywoływały w niej niezidentyfikowany lęk i niepokój. Wysokie drzewa w połączeniu z mroźnym, listopadowym wieczorem, sprawiały, że w środku niej tlił się strach. Trzymał w ryzach żołądek, sprawiając, że serce kołatało jej w piersi. Gałęzie drzew rzucały na drogę przeraźliwe cienie, na widok których przełknęła ciążącą w gardle gulę. Atmosfera tego miejsca, aż wykręcała jej wnętrzności na drugą stronę, a natrętna myśl o tym, że to była dopiero droga prowadząca do miasta nie dawała Devilyn spokoju. Nie chciała nawet wyobrażać sobie, jak potworny i przerażający musiał być ośrodek, do którego właśnie zmierzała, skoro ogołocone z liści drzewa wywoływały w niej tyle negatywnych emocji na raz. Choć jej intuicja wiele razy w życiu ją zawiodła, to nie potrafiła pozbyć się uczucia, że nad tym miastem czuwało jakieś zło, które wyczuła, gdy tylko minęła granicę.

Razem z tatą wyjechali z Exeter kilka miesięcy po tragedii, która spotkała ich rodzinę, a Devilyn nigdy nie przypomniała sobie miasteczka, gdzie spędziła swoje pierwsze lata życia. Wyparcie, które było jej sposobem na radzenie sobie ze stratą matki, było zbyt silne, by dopuścić do siebie wspomnienia z czasów, gdy żyła.

Zaklęła pod nosem, zwalniając. Chcąc dodać sobie otuchy, podkręciła głośność radia, a następnie wprawiła w ruch wycieraczki, gdy padający deszcz przybrał na sile. Była w trasie już od kilku godzin i choć niewiele brakowało, by dotarła na miejsce, przez niesprzyjające warunki pogodowe jej podróż mogła wydłużyć się jeszcze bardziej.

Spomiędzy jej warg wydostało się westchnienie przepełnione zmęczeniem, gdy poczuła, jak jej powieki samoistnie zaczynały opadać, a to z kolei nie wróżyło niczego dobrego. By zająć czymś myśli, które krążyły wokół miękkiego łóżka, przekręciła stację w radio, poszukując czegoś tutejszego, aż w końcu natrafiła na prognozę pogody. Spiker ostrzegał przed nasileniem się opadów deszczu, a nawet śniegu. Cóż...listopad zdecydowanie nie służył tak długim podróżom, o czym Devilyn szybko się przekonała.

Zatrzymała się dopiero pośrodku małego miasteczka, tuż pod starą, drewnianą karczmą, gdzie przed wejściem dostrzegła kilku starszych mężczyzn z grymasem na twarzy, kuflem piwa w ręce i palącą się fajką w ustach, z których leniwie unosiły się kłęby dymu. Przełknęła ciężko ślinę, widząc, jak wpatrywali się w jej samochód z nieukrywaną podejrzliwością, zapewne od razu zauważając, że nie była tutejsza, a przez ich przenikliwe spojrzenia tak się właśnie czuła. Jak intruz. W Exeter rzadko pojawiał się ktoś nowy, a turkusowy garbus Devilyn szczególnie wyróżniał się na tle posępnego miasteczka, oświetlanego jedynie pomarańczowym blaskiem płonących pochodni, a zewsząd dochodziła muzyka przypominająca hejnał. Zupełnie tak, jakby wszystkie głośniki w mieście wygrywały melodię.

Szklany Klif: noc sądu ostatecznegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz