Słowa, obrazki, słowa... Siedziałam przed tym piekielnym tabletem od dwóch godzin, starając się za wszelką cenę wycisnąć z siebie chociaż jedno krótkie zdanie, które zadowoli mojego redaktora. Kawa była już zimna, paczka papierosów prawie pusta a mój żołądek domagał się już od dłuższego czasu jakiegoś porządnego obiadu.
Marzyłam teraz o długiej kąpieli a ostatnie na co miałam ochotę to wykład od pana Nieodkładajswojejpracynaostatniąchwilę. Wzięłam ostatni łyk zimnej, przesłodzonej kawy i zaczęłam zastanawiać się nad tym, czy w ogóle potrzebuję pracy. Zerknęłam na saldo swojego konta bankowego i na parę fioletowych butów stojących w rogu garderoby. Metka leżała gdzieś w koszu, więc nie mogłam ich już zwrócić, musiałam pracować. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam laptopa, wyrzucając pustą paczkę papierosów do kosza.
Wcale nie musiałam pracować, miałam w końcu przyjaciela, który był bogaty na tyle, żeby utrzymać mnie i siebie. Chwyciłam telefon komórkowy i wybrałam jego numer.
— Co? — spytał poważnie, nie siląc się nawet na odrobinę uprzejmości.
— Oferta naszego małżeństwa jest nadal aktualna? — Musiałam się najpierw upewnić, że nie wyląduję na ulicy. Chłopak wykrzyczał kilka przekleństw po niemiecku, na koniec uderzając pięścią w stół. Cholera, wybrałam zły moment. Jakby kiedykolwiek był dobry moment na zadawanie tak głupich pytań. Skarciła mnie moja własna podświadomość.
— Ile stron już masz? — spytał łagodniej.
— Trzydzieści — odparłam spokojnie. Chłopak westchnął.
— Chcesz wpaść czy mam po prostu powiedzieć Ci, że możesz rzucić pracę? — Zastanowiłam się chwilę, mogłam do niego iść i napatrzeć się na bibliotekę komiksów którą posiada, mając nadzieję, że znajdę tam jakąś inspirację. Mogłam też rzucić pracę i zamieszkać pod jego dachem. W domu z basenem, sauną i panią od sprzątania i gotowania. Chociaż odpowiedź wydawała się oczywista, moja podświadomość zaczęła krzyczeć tak głośno, że nie mogłam jej nie posłuchać.
— Będę za dwadzieścia minut — powiedziałam wkurzona na swoją głupią moralność i rozłączyłam się.
***
Dokładnie dwadzieścia osiem minut później stałam w bibliotece Vincenta i przyglądałam się wszystkim kolorowym grzbietem komiksów. Chłopak nie poświecił mi zbyt dużo uwagi, bowiem był bardzo zajęty prowadzeniem sesji RPG. Nie, żeby był mi do czegoś potrzebny, miałam dostęp do jego biblioteki i to mi wystarczyło.
Na dębowym, robionym na zamówienie, biurku, rozłożyłam swój sprzęt i chwyciłam kilka najbardziej interesujących mnie komiksów. Niektóre były francuskie, niektóre włoskie, jeszcze inne amerykańskie czy nawet polskie. Kilka minut kartkowania i już wiedziałam, że inspiracja nie wróci tak łatwo. Odłożyłam tomy na miejsce i przeszłam się dalej, do sekcji mang. Vincent bardziej niż RPG'i kochał tylko mangi, miał ich tyle, że musiały mieć swoje własne pomieszczenie w jego, i tak już wielkiej, bibliotece.
Kolory, właśnie to dało się tam dostrzec, mnóstwo kolorów, rzędy idealnie ułożonych tomów i setki, tysiące tytułów po japońsku i angielsku. Wszystko ułożone alfabetycznie, jak od linijki. Wzięłam głęboki oddech i zarzuciłam dłonie na biodra. Miałam tyle możliwości, Naruto, One Piece, Ghost in The shell i wiele, wiele innych. Chwyciłam kilka tomów Naruto, bo był to tytuł który pamiętałam najlepiej i ponownie usiadłam, ale tym razem na podłodze.
Chciałam się przyjrzeć kresce, może dialogom i na pewno kreacjom postaci, jakoś musiałam w końcu dokończyć ostatni tom mojego komiksu. Inspiracji szukałam zawsze i wszędzie i nie chodziło tu nawet o wzorowanie się na jakiejś fabule, po prostu interakcja z komiksami dawała mi jakąkolwiek inspirację.
Kilka minut czytania wystarczyło, żeby dany tom mnie wciągnął, nie miało znaczenia to, że nie był pierwszy i nie znam wcześniejszych wątków. Postać Kakashiego, przystojniaka w masce, wystarczyła, żeby mnie zatrzymać. Spoglądając tak na jego sylwetkę zastanowiłam się, kiedy właściwie byłam ostatnio w jakiejś romantycznej relacji. Dawno, naprawdę dawno a fakt, że pociąga mnie postać z mangi to zdecydowanie znak, że powinnam to zmienić. Ostatni raz zerknęłam na jego twarz i przejechałam po niej palcem. Skoro czytał tyle erotyków, to znaczy, że musi być dobry w te sprawy. Błagam Cię, [Twoje imię] opanuj się. Krzyczała moja podświadomość. Tym razem się z nią zgodziłam. Gwałtownie zamknęłam mangę i wyszłam z biblioteki, musiałam wrócić do domu i wziąć długą kąpiel.
***
Siedziałam w wannie i pogrążona w myślach, co rusz przywoływałam sobie postać Kakashiego. Poczułam się jak w liceum, kiedy podoba Ci się celebryta i ukradkiem całujesz jego plakat schowany pod poduszką.
Taki Kakashi, ciekawe czy gdyby był realny byłby tak samo przystojny... a co z jego maską, czy trzymałaby się tak samo? Na nosie? Zanurzyłam się jeszcze bardziej i na chwilę zamknęłam oczy. Przez kilka sekund znajdowałam się całkiem pod wodą i na chwilę zatrzymałam moje dziwne myśli. Byłam dojrzałą kobietą, która nie powinna uganiać się za fikcyjnymi mężczyznami. Powinnam znaleźć sobie prawdziwego partnera a nie kilka pociągnięć ręką. Wynurzyłam głowę i łapiąc tylko odrobinę oddechu, krzyknęłam tak głośno, że nawet moja podświadomość zareagowała lękiem. Mój fikcyjny Kakashi nagle się zmaterializował.
CZYTASZ
Fikcyjny kochanek |Kakashi & Reader|
FanfictionW życiu wiecznie narzekającej na swoje życie dziewczyny, nagle pojawia się Hatake Kakashi. Postać z mangi okazuje się być niezwykle zainteresowana światem dziewczyny, co niesie za sobą serię niefortunnych zdarzeń. Co więcej, mężczyzna jest niezwykle...