Rozdział I - Spokój

458 8 5
                                    

Luke

Z przerażeniem wpatrywałem się w czarne oczy Nate'a, które zdawały się wypalać mnie od wewnątrz.

Doskonale pamiętam, co stało się z nim po odejściu Darcy, śmierci Gabrielle, a później jego matki. Te iskry życia, które nieraz widziałem w jego oczach, gasły na długi czas przez te wydarzenia. Rozumiałem jego ból. Sam cierpiałem razem z nim.

Jednak to, co działo się z nim po tych kilku słowach, było znacznie bardziej przerażające.

W ciemnych jak noc oczach Nathaniela pojawił się ogień, który widziałem w nich ostatnio, kiedy postanowił zemścić się na Clark przez głupotę jej ojca.

Lecz w porównaniu z tym, co obudziło się w nim teraz, to poprzednie było tylko niewielkim płomykiem.

Bo on sam zapłoną ogniem, którego nic nie mogło zgasić.

Poczułem, że całe ciało Nathaniela spina się jeszcze bardziej, a jego dłonie na mojej bluzie zaciskają jeszcze mocniej. Jednak prócz tego nie wykonał żadnego ruchu.

-Łżesz - wycedził przez zęby tak zimnym tonem, że marzyłem tylko o tym, by znaleźć się jak najdalej stąd. Lecz równocześnie zdawałem sobie sprawę, że Nate potrzebował teraz pomocy tak bardzo, jak jeszcze nigdy.

-Nate, posłuchaj, wiem, że to jest okrutnie trudne, ale...

-PRZESTAŃ KŁAMAĆ! GDZIE JEST VICTORIA!? - jego cichy głos zmienił się w głośne wrzaski, a z każdym słowem Nate potrząsał mną coraz mocniej.

-Nate... - podjąłem rozpaczliwą próbę sprowadzenia tej rozmowy na spokojniejszy tor, lecz było już za późno. Moje słowa wznieciły ogień, nad którym sam szatan nie był zdolny zapanować.

Shey, który zupełnie stracił panowanie nad sobą, wydał z siebie nieludzki wrzask. W życiu nie widziałem w nim aż tyle nienawiści, która skierowana była... Właśnie, kogo mógł nienawidzić za to, co się wydarzyło?

Nim zdążyłem zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie, Nate, który chyba zwyczajnie nie wiedział, w jaki sposób wyrzucić z siebie gniew, uznał mnie za obiekt świetnie nadający się do wyładowania negatywnych emocji.

Usilnie starałem wyrwać się z jego uścisku, lecz na próżno. Nathaniel szarpnął mną z całej siły, po czym niemal odrywając mnie przy tym od podłogi, rzucił mnie na sprzęt szpitalny obok nas. Jęknąłem głośno, kiedy głową uderzyłem o twarde płytki. Krew zalała mi oczy, przez co na moment straciłem możliwość widzenia.

Dlatego jedyną zapowiedzią tego, co miało wydarzyć się dalej, był tylko odgłos ciężkich kroków zmierzających w moją stronę.

Wciąż oszołomiony po upadku, ledwo zarejestrowałem fakt, że ktoś znowu podnosi mnie z podłogi. Jak przez mgłę słyszałem ciężki oddech Nate'a i słowa, które ledwo z siebie wydusił.

-Gdzie... Jest... Victoria?

Nie wiedziałem, co mogłem mu odpowiedzieć. Otworzyłem usta, lecz nie byłem w stanie wydać z siebie nic, prócz cichego stęknięcia. Nie zdałem sobie nawet sprawy, w którym momencie po policzkach zaczęły spływać mi łzy.

Zirytowant brakiem odpowiedzi, Nate warknął niczym rozjuszone zwierzę i cisnął mną w tył, aż uderzyłem grzbietem o białą ścianę. Znów jęknąłem z bólu, jednak nie zamierzałem się poddać.

-Nathaniel, zrozum, nam wszystkim jest ciężko. Wiem, że ciebie boli to znacznie bardziej, ale postaraj się uspokoić i przemyśleć to na spokoj...- więcej nie było mi dane powiedzieć, gdyż potężny cios w brzuch skutecznie odebrał mi możliwość mówienia.

Przed kilkoma kolejnymi uderzeniami starałem się jeszcze bronić, ale później również tego zaprzestałem. Doszedłem do wniosku, że lepiej będzie, jeśli Shey wyładuje swój gniew na mnie, niż jakby miał to robić na pracownikach szpitala lub, broń Boże, na kimś, o kogo istnieniu na razie nie miał pojęcia, a kto również mógł stać się obiektem nienawiści Nate.

Nie spodziewałem się jednak, że po niemal roku przebywania w stanie śpiączki Shey dalej będzie mieć aż tyle siły. Nim zemdlałem, zdążyłem jeszcze pomyśleć, że to gniew dodaje mu sił. Jeśli mnie tu zabije, nie będę miał mu tego za złe. Szkoda tylko, że wtedy nie będę mógł być przy nim w ciężkich chwilach, których przed sobą miał jeszcze mnóstwo...

Ostatnim, co zarejestrowałem przed utartą przytomności były głośne krzyki Mii i towarzyszący im płacz dziecka.

Szlag. To pewnie Veronica. Mia mówiła, że ostatnio jej kaszel mocno się nasilił. Mimo wszystko miałem nadzieję, że zarówno Veronica, jak i Nate, opuszcza dzisiaj szpital w pełni zdrowi.

Oraz, że kiedy Nate dowie się prawdy, nie znienawidzi swojej córki za to, że właśnie jej udało się przeżyć, a nie Victorii.

Później nastała już tylko ciemność.

********************************
Witam ponownie! Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Wiem, był dość krótki, ale postaram się, żeby dalsze rozdziały były dłuższe.

Na początku zapowiem tylko, że rozdziały nie będą pojawiać się regularnie, wszystko będzie zależeć od czasu i przypływu weny, ale postaram się wrzucać coś w miarę często.

To chyba tyle, jeśli chodzi o informacje techniczne. Jak na razie, życzę udanych wakacji❤️

Extinguish the heat - happy end, choć nie do końca...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz