Rozdział VII - Na Krawędzi

227 7 0
                                    

Nate

Znów stałem na ringu. Widzowie wokół wrzeszczeli i pokazywali wulgarne gesty pod moim adresem. Zdawało mi się, że wszystko znajduje się po drugiej stronie grubej, szklanej szyby, za którą się znalazłem. Zarówno Cody Nixon w przeciwnym narożniku ringu, trener, jak i wszyscy zgromadzeni byli zamazani i wyblakli.

Tylko jedna osoba była wyraźna. Nie krzyczała. Nie robiła nic i wcale nie musiała.

Bo mi wystarczam tylko jej delikatny uśmiech. I to, że zwyczajnie tam była.

W tamtej chwili jedynym, co widziałem, była moja mała Victoria Clark.

Moja mała Victoria Clark, dla której miałem wygrać walkę.

W pewnym momencie rozbrzmiał odgłos, który oznaczał rozpoczęcie walki. Wiedziałem, że muszę się ruszyć i zaatakować Nixona, ale...

Nie mogłem.

Nie byłem w stanie nawet drgnąć. Jedyne, do czego byłem zdolny, to wpatrywać się w piękną i doskonałą twarz Victorii.

Pierwsze trzy uderzenia Nixona były skierowane w brzuch. Tyle wystarczyło, bym zgiął się w pół i zaczął wymiotować krwią. Nie powinno tak być. Jego ciosy nie mogły tak szybko wywołać krwotoku.

Czwarte uderzenie wymierzył w mój tors.

Cholernie zabolało, choć nie powinno być aż tak źle. To był tylko jeden cios, a ja miałem wrażenie, że zadał ich co najmniej kilkanaście.

I choć było to niemożliwe, teraz moja  krew była dosłownie  wszędzie. Na nogach, rękach, tułowiu, ringu...

Kiedy Cody zamachnął się, by zadać cios w głowę, poczułem się tak słaby, że jeszcze nim jego pięść dosięgła mnie, padłem bez sił na parkiet.

Usłyszałem gwizdy i wyzwiska, które padały ze strony widowni. Dołączył do tego też śmiech Nixona, lecz w pewnym momencie i to ucichło. A ja słyszałem już tylko jeden, okrutnie raniący me serce dźwięk.

Mobilizując do tego resztki sił, odwróciłem głowę w stronę płaczącej Victorii Clark.

To jej płacz niszczył resztki tego, co ze mnie zostało.

Płakała, bo przegrałem dla niej walkę.

Płakała, bo nawet tej walki nie podjąłem.

Okryłem hańbą nie tylko siebie, ale również moją Clark.

A potem zjawił się Brooklyn, który porwał dziewczynę w ramiona i wyprowadził poza zasięg mojego wzroku.

Wtedy sceneria się zmieniła. Leżałem nagi w wannie, a Victoria opatrywała moje rany. Owiał mnie zapach czereśni, wanilii i cynamonu. Chciałem spojrzeć na jej piękną twarz, ale pozostała ona zamazana tak, że nie mogłem dostrzec niczego.

- Victoria? - odezwałem się schrypniętym głosem, chcąc sprawić, by ona również się odezwała. Tak bardzo chciałem usłyszeć jej głos.

Jednak ona zignorowała mnie. Choć jej ruchy były delikatne, wykonywała je mechanicznie. Chciałem złapać jej dłoń, lecz dalej nie mogłem wykonać choćby najmniejszego ruchu.

Poczułem ostre ukłucie w sercu. Znów spróbowałem nawiązać z dziewczyną jakikolwiek kontakt.

- Victoria proszę cię - załkałem - Wybacz mi...

Zamarła, co oznaczało, że musiała mnie słyszeć.

- Proszę... - wyszeptałem, choć każde słowo zdawało się palić me gardło żywym ogniem - Dotknij mnie.

Extinguish the heat - happy end, choć nie do końca...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz