C A P I T U L U M. I

668 19 14
                                    

2019

dolor (j. łaciński) - ból

。⁠.゚⁠+⁠
LOREN
。⁠.゚⁠+⁠

Idąc przez środek parku Waterfront usłyszałam nagle jakieś odgłosy, jakby ktoś ciężko stąpał po deptaku. Kiedy się obróciłam za siebie, żeby zobaczyć czy ktoś za mną podąża, kroki ucichły, a ja nikogo nie zobaczyłam. Stwierdziłam, że to wytwór mojej wyobraźni i po prostu oglądałam za dużo horrorów w ostatnim czasie. Jednak gdy ponownie ruszyłam w stronę domu znów usłyszałam kroki, lecz zignorowalam je.

W momencie, w którym miałam skręcać w kolejną alejkę nagle ktoś gwałtownie pociągnął mnie do tyłu za kaptur bluzy, a następnie obrócił przodem do siebie. W moich ust wydostał się przeraźliwy krzyk. Kiedy już chciałam ponownie zacząć krzyczeć poczułam pierwsze uderzenie prosto w mój brzuch. Atak byłam tyle silny, że zgięłam się w pół i upadłam na kolana. Mężczyzna - bo nim najprawdopodobniej był mój oprawca, sądząc po posturze jego ciała - popchnął mnie na deptak, na którym jeszcze chwilę temu stałam. Próbując powstrzymać zderzenie z zimną, granitową kostką wystawiłam ręce przed siebie, chcąc podeprzeć się nimi i zamortyzować upadek. Gdy już mi się to udało od razu spróbowałam podnieść się do pozycji stojącej, lecz nagły promieniujący ból z okolicy mojego ramienia skutecznie mi to uniemożliwił. Ponownie upadłam, tym razem zderzając się z granitem, nie mając możliwości, żeby wstać. Po chwili znowu poczułam ogromny ból, ale tym razem z okolic mojego brzucha. Kilka sekund kolejny i kolejny. Po dwóch następnych dźgnięciach pojawiły się czarne plamy przed oczami. Było ich może jeszcze kilka, bądź kilkanaście. I nagle zapadła ciemność i cisza.

Zerwałam się do pozycji siedzącej, gwałtownie łapiąc oddech. Rozejrzałam się po pokoju i chwyciłam telefon, leżący na szafce nocnej.

Piętnaście po trzeciej w nocy.

- To tylko zły sen. To był tylko koszmar. - szeptałam do siebie w kółko. Po chwili znów rozejrzałam się po pokoju, jakbym szukała jakiejś postaci, lecz nikogo nie było w pomieszczeniu poza mną.

Wstałam z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. W progu zauważyłam wysoką brunetkę, która nalewała wody do niewielkiej szklanki. Przeszłam obok mojej siostry nawet na nią nie spoglądając, otworzyłam lodówkę chcąc wyciągnąć wodę i z powrotem wrócić do pokoju z nadzieją na ponowne zaśnięcie.

- Czemu nie śpisz? - usłyszałam jej głos zza moich pleców.

- Ciebie to akurat najmniej powinno interesować. - mruknęłam pod nosem i poraz kolejny wyminęłam ją nie obdarzając chociażby chwilowym spojrzeniem. Usłyszałam ciche prychnięcie, które sprawiło, że na nią spojrzałam. - A ty? Czemu nie śpisz?

- Nie mogłam zasnąć. - wzruszyła ramionami. Spojrzałam na jej twarz. Sińce pod jej oczami wydawały się bardziej wyraziste na tle bladej, wręcz białej, skóry. Włosy miała poplątane, a oczy przekrwione.

Kiedy zauważyła, że jej się przyglądam, obeszła wyspę kuchenną, a następnie opuściła kuchnię. Po chwili usłyszałam skrzypienie desek na schodach, a zaraz po tym dźwięk zamykanych drzwi.

Wygląda tak odkąd Alexis została zamordowana, a minęło już trochę czasu od tego zdarzenia. Tak jakby dalej nie mogła pogodzić się z tym, że jej ukochanej przyjaciółki nie ma już wśród żywych.

Od tamtej pory brunetka nie dopuściła do siebie nikogo, a sama stała się najgorszą wersją siebie. Przez pierwsze miesiące naiwnie wierzyłam, że jeszcze będzie lepiej, że pogodzi się z tą stratą. Jednak po kilku następnych tygodniach zrozumiałam, że ona po prostu nie chce zapomnieć. Kiedy ktoś tylko o tym wspominał, to ona zaczynała się zachowywać jakby wyparcie z pamięci Alexis Pérez równało się z największym przestępstwem na Ziemi.

Solum Tenebrae Manebant [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz