2019
desiderium (j. łaciński) - tęsknota
。.゚+
OPHELIA
。.゚+Wstając, kilka dni później, z łóżka wykrzywiłam usta w grymas, przypominając sobie, co ponownie zrobił Alexander dzisiejszej nocy. Z obrzydzeniem spojrzałam na moje łóżko, a zaraz po tym udałam się do łazienki, w celu wzięcia prysznicu. Dalej czułam się brudna po tym, co się wydarzyło. Wciąż czułam dotyk jego dłoni na moim ciele. Tak jakby ich ślad wyparzył się na mojej skórze.
Wyszłam z kabiny prysznicowej po piętnastu minutach i owinęłam się ręcznikiem. Podeszłam do umywalki, gdzie zrobiłam kilkuetapową pielęgnację, makijaż składający się z czarnego tuszu do rzęs, żelu do brwi i błyszczyka. Wychodząc z łazienki usłyszałam kolejne krzyki tamtego ranka. Zignorowałam wrzaski Valentiny i Alexandra Roy, i skierowałam się do pokoju, a następnie do szafy stojącej niedaleko biurka.
Gdy przekładałam ubrania na półkach, nagle do niego pokoju ktoś wszedł. Obróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam Ottilie. Była to ostatnia osoba, której spodziewałam się w mojej jaskini.
- Czegoś potrzebujesz? - zapytałam odwracając się z powrotem przodem do szafy.
- Mogłabyś coś zrobić, żeby oni przestali się drzeć? - zapytała z słyszalną irytacją.
- I przy okazji dostać - po raz kolejny - wpierdol od ojca, za to, że w ogóle istnieję? - zacisnęłam dłonie na jednej z koszulek, które trzymałam. - Nie, dzięki.
- No może mi jeszcze powiesz, że ja sama mam tam iść - prychnęła.
- Ja tam nie idę, nawet na mnie nie licz. Tobie przynajmniej nic nie zrobią.
- Ta, jasne, bo niby tobie coś zrobią.
- Widocznie nie wiesz co się dzieje w tym domu.
- Doskonale wiem co się dzieje w tym domu. To ty gówno wiesz.
- Nie, to ty gówno wiesz. - obróciłam się w jej stronę. - Podniósł kiedyś na ciebie rękę? - zapytałam z podniesioną brwią, ale nie usłyszałam z jej strony odpowiedzi.
Przenosiła swoje spojrzenie na regał z winylami. Patrzyła pusto w płyty.
- Czy uderzył cię kiedykolwiek? - nic. Cisza. - Czy matka kiedykolwiek miała głęboko w poważaniu, to, że ojciec traktuje cię jak jebaną szmatę? - znów cisza. - Tak myślałam. No tienes idea de lo que sucede en este manicomio.¹
Spojrzenie brunetki powróciło na moją osobę. Nie zauważyłam w oczach bliźniaczki choćby nutki współczucia. Widziałam jedynie odrobinę kpiny i pogardy moją osobą. Prychnęła, a następnie złapała za klamkę. Otworzyła drzwi i po chwili opuściła mój pokój pozostawiając po sobie głośny trzask drzwi.
Pokręciłam głową z nadzieją, że niepotrzebnie myśli opuszczą mój umysł, lecz na marne. Nagle poczułam wrzuty sumienia i uczucie wbijającej się szpilki w moje serce.
Może...
Ale tylko może...
Może gdyby nie moja osoba, to ta rodzina mogłaby być szczęśliwa. Kochająca. Taka jaka nigdy nie była.