Chapter Two

3 1 0
                                    

— Obowiązkowa zbiórka, wszyscy na dziedzińcu za 30 min! — z głośników informacyjnych dało się słyszeć zmęczony głos.

— Nie jesz nic? — siedząca naprzeciwko mnie J przerwała jedzenie.

Wbiła we mnie swoje czarne tęczówki zlewające się z źrenicami. Białe włosy opadały jej luźno na ramiona, a czubek jej głowy zdobiły dwa czarne rogi.

Wyglądała tak samo, jak wszyscy. Wszyscy, którzy dali się omamić głupią gadaniną o mocach. Mogłabym zabić, żeby odzyskać swój dawny wygląd. Chociaż czy zabójstwo to wiele, jak na mnie? I tak jestem zmuszana do bycia mordercą.

— Nie jestem głodna.

Spojrzałam na makaron nakręcony na moim widelcu i westchnęłam. Wstałam od stołu i wzięłam swoją tacę.

— Szefostwo się wkurwi, jak znowu oddasz niezjedzony posiłek — J obróciła głowę w moją stronę.

— Wiem — odpowiedziałam bez emocji.

Ruszyłam przez salę w stronę okienka na brudne naczynia. Czułam na sobie wzrok innych, ale zignorowałam to. Odłożyłam tacę bez słowa i ruszyłam w stronę wyjścia.

Światło słoneczne wpadało przez wysokie okna do holu. Było to zdecydowanie moje ulubione miejsce. Jedyne zawsze tak nieskazitelnie czyste i dobrze oświetlone. I tak w moim przypadku wyrzucą mnie, gdy tylko spróbuję przebywać tu dłużej niż minutę.

— Taka miła firma, łącząca naukowców. Wcale nie robią z nikogo królików doświadczalnych i nie traktują ludzi gorzej, niż szmaty do podłogi — warknęłam z sarkazmem.

Przyspieszyłam kroku, gdy kilka osób spojrzało się w moją stronę.

***

— A więc, zebrałem was tutaj z jakiegoś powodu — mężczyzna w białym kitlu obrócił się w stronę szeregu.

Nie zdziwiłabym się, gdyby zebrał nas tutaj, żebyśmy sobie postały.

Rzekomy mężczyzna, wygłaszał wszytskie przemowy. Był twarzą tej całej karuzeli spi3rdolenia. Sam tyran stojący za tym, nigdy się nie zjawiał.

— Ukończyłyście już pierwszy rok szkolenia.

— Szkolenia na bycie niewolnikiem? — szepnęłam w stronę J, stojącej koło mnie.

— Radzę Ci na razie zamilknąć — odparła.

— Jak zapewne wiecie — wice dyrektor chrząknął — każda z was dostanie swojego ludzkiego ucznia.

Nie dość, że robię za atrakcję cyrkową i sprzątaczkę, to jeszcze za niańkę?

— Od dzisiaj, przeniesiecie się do budynku dla drugiego roku — mężczyzna kontynuuował rozmowę — będziecie od dziś mieszkać ze swoim uczniem.

Spojrzałam na J. Nie chciałam jej opuszczać. Może miała trochę wyprany mózg, ale nadal była moją przyjaciółką. Teraz będę siedzieć w tym piekle sama, a nawet gorzej.

***

— Wasz numer pokoju to 34 — sekretarka wręczyła stojącemu za mną Danielowi.

Tak, Danielowi. Muszę spędzić jebane pół roku z największym debile wszech czasów.

Odpięłam swoją plakietkę i położyłam ją na biurku. Teraz stara plakietka z wyblakłym napisem "R627, Rocznik Pierwszy" została zastąpiona. Przyczepiłam plakietkę "R34, Rocznik Drugi" to koszulki i wzięłam swój klucz od sekretarki.

— Nie mogę uwierzyć, że jestem tutaj — czarnowłosy szedł koło mnie.

— A ja nie mogę uwierzyć, że mam aż takiego pecha — warknęłam.

— Dlaczego tak bardzo mnie nie lubisz? — spytał — Co niby takiego zrobiłem?

— Żyjesz.

— Pytam serio — złapał mnie za ramię, wymuszając na mnie zwolnienie kroku.

— Bo jesteś debilem i przesadnym optymistą —- krzyknąłem — wkurwiasz mnie, nienawidzę ludzi i nienawidzę Ciebie.

Daniel odsunął się przestraszony moim nagłym wybuchem.

— Myślisz, że moje życie to bajka — kontynuuowałam — myślisz, że mnie kurwa znasz.

Wzięłam wdech.

— Nie znasz mnie, nie znasz życia! Jesteś tylko bogatym dzieciakiem, któremu wszyscy usługują — warknęłam — nawet nie wiesz, jak naprawdę wyglądam!

— Ja... — zaczął, ale szybko mu przerwałam.

— Mam to w dupie, idę po moje stare rzeczy — znowu przyspieszyłam i skierowałam się w stronę dobrze mi znanej windy — i nie dotykaj mnie więcej.

Justice Is BlindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz