Chapter Four

7 1 7
                                    

— Daniel! — moje kroki odbijały się echem po korytarzu — Daniel!

— Mogłabyś się nie drzeć?!

Szybko obróciłam się w stronę głosu. Dziewczyna stojąca w drzwiach odruchowo zamknęła oczy, gdy światło z mojego telefonu zaświeciło jej prosto w twarz.

— Przepraszam, nie widziałaś może Daniela?

— Daniel Callen? — spojrzała na mnie sceptycznie — a więc to ty jesteś tą szczęściarą, która ma z nim pokój.

— Po prostu powiedz, czy go widziałaś — westchnęłam.

— Oczywiście, że nie bo go tu nie było — dziewczyna oparła się o futrynę drzwi — przyznaj, po prostu chcesz się popisać.

— Co kurwa? — zaśmiałam się, ale zaraz spoważniałam — nie ma go w pokoju od półgodziny.

— Po prostu zciemniasz, żeby się pochwalić — kontynuuowała swoje domysły — naprawdę, każdy to już wie S, czy jak ty tam miałaś.

— R34 — warknęłam.

Ruszyłam korytarzem, ale usłyszałam głos za sobą. Zatrzymałam się i odwróciłam.

— Daniel Cię nie zechce, słonko — zaśmiała się wrednie — widzę, jak się denerwujesz, ale taka prawda.

Zacisnęłam ręce w pięści. Nie miałam najmniejszej ochoty kontynuuować tej nic nieznaczącej rozmowy.

— Lepiej wracaj do pokoju, zanim powiem szefostwu, że włóczysz się po korytarzach.

— Słuchaj — warknęłam — nie wiem czemu wymyślasz sobie głupie teorie na mój temat, ale radzę się odpierdolić.

Odwróciłam się na pięcie nie czekając na reakcję. Co ona odemnie niby chce? Naprawdę myśli, że zniżyłabym się do tak niskiego poziomu? Ja zakochana w Danielu? Prychnęłam.

Szybko skręciłam w stronę windy. Musiałam zająć się poszukiwaniem Daniela. Nie martwiłam się, ale jeśli go nie znajdę to zacznę się martwić. Oczywiście nie o niego, o swoje życie. Szefostwo by mnie naprawdę zamordowało, gdybym go zgubiła.

Po kilku minutach drogi byłam przed drzwiami wyjściowymi. Daniel musiał wyjść na dwór, skoro nie było go w budynku. Szybko wybiegłam na dwór.

— Daniel! — krzyknęłam — Daniel!

Ryzykowałam, że ktoś mnie usłyszy, ale gdybym go nie znalazła to miałabym większe kłopoty.

Co może robić taka osoba jak on w nocy na dworze?

— Daniel! — przyspieszyłam jeszcze bardziej.

Usłyszałam z ciemności zdławiony krzyk. Zaczęłam biec w tamtą stronę. Nie wybaczą mi, jeśli Danielowi coś się stanie. Z strony w którą biegłam nagle błysnęło oślepiające światło. Nie, nie, nie. Skąd ten debil ma kryształ?!

Moje oczy rozszerzyły się, gdy zobaczyłam wściekłe psy. Zwierzęta otoczyły chłopaka z zamiarem rzucenia się na niego.

Natychmiast rzuciłam się do przodu. Wykonałam charakterystyczny ruch ręką w celu aktywowania swoich mocy.

Czarne pnącza natychmiasowo owinęły napastników. Jeden z psów zaskomlał rzucony z impetem o mury budynku. Wykonałam kolejny ruch ręką, by pnącza zacisnęły się na szyi drugiego zwierzęcia. Szybko uniemożliwiłam atak również trzeciemu psu.

— Co ty sobie myślałeś?! — warknęłam.

Pnącza znikły, a ja wlepiłam w Daniela mordercze spojrzenie.

— Chciałem ćwiczyć czarowanie kryształami — westchnął — żebyś nie musiała się ze mną męczyć.

— Daj to — wyrwałam odłamek z jego krwawiącej ręki — skąd to masz?

— Z magazynu na broń — jego głos drżał — byłem tam kiedyś z moim ojcem, zanim zaczął to wszytsko sponsorować.

— Czyli wykradłeś się z pokoju i włamałeś się do magazynu?! — krzyknęłam — Czy ty jesteś normalny?!

Czarnowłosy tylko się skulił.

— Jeśli ktokolwiek się dowie, że na to pozwoliłam — kontynuuowałam — to mnie zabiją, wskrzeszą i zabiją jeszcze raz.

— Nie chciałem dla Ciebie źle.

— Dobre chęci nie wystarczą.

Nagle źrenice chłopaka rozszerzyły się.

— Uważaj!

Odwróciłam się kilka sekund za późno. Ogromne łapy powaliły mnie na ziemię. W przypływie paniki nie myślałam logicznie. Zaczęłam się szarpać pod atakującym mnie psem. Poczułam, jak ostre kły wbijają się w moje gardło.

Traciłam kontakt ze światem. Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Nagle usłyszałam dźwięk wystrzału. Uścisk na szyi zniknął.

— Na ziemię— widziałam tylko słaby zaraz sylwetki mężczyzny.

Kurwa, znaleźli nas. Już po mnie.

Justice Is BlindOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz