V

74 11 5
                                    

Chloe pierwszy raz od bardzo dawna, obudziła się spokojna. Luka spał obok niej i chrapał. Dziewczyna nawet nie próbowała odtwarzać biegu wydarzeń ostatniej nocy. Obiecała sobie w duchu, że już nigdy więcej nie będzie tyle piła.

To zdecydowanie nie jest zdrowe.

Dla zwykłego śmiertelnika z pewnością były to jeszcze godziny poranne. Ale, dla niej było już to późna pora. Wstała starając się nie zbudzić przy tym chłopaka. Wiedziała, że powinna iść biegać, ale nie miała już zupełnie siły. Może ten jeden raz sobie odpuszczę? Przecież to nie oznacza, jeszcze końca świata... A nawet jeśli, to co to za problem?

Aż strach pomyśleć co wczoraj robiłam... Może lepiej, by nastąpił ten koniec świata.

Z tą optymistyczną myślą, zeszła na dół. Jeżeli już miała opuścić swój trening, to powinna przynajmniej zrobić coś dobrego i przyjść jako pierwsza na śniadanie.

Sala, na pierwszy rzut oka, wydawała się pusta. Jednak nie dane jej było cieszyć się z tego, że przyszła pierwsza. W kącie zauważyła, że Marinette płakała. Chloe może i była wredną osobą, nie oznaczało to, jednak, że była całkowicie pozbawiona uczuć. Usiadła koło niej i zapytała:

— Statystyki mówią, że ponad siedemdziesiąt sześć procent ludzi żałuje ślubu. Ale żeby już pierwszego dnia małżeństwa?

Była tylko sobą, nie zamierzała poklepywać jej po ramieniu i wmawiać, że wszystko będzie dobrze. Zwłaszcza że Marinette zupełnie nie miała powodów, by być smutna. Każda chciałaby być na jej miejscu.

— A jeżeli się pomyliłam? — zapytała ocierając łzę Marinette. — Skąd mam wiedzieć, że to ten jedyny?

Blondynka w pierwszej chwili pomyślała, że się przesłyszała. Nie sądziła, że dożyje chwili, w której ta Marinette (już nie) Dupain-Cheng, będzie ją prosić o radę. I to jeszcze w tak ważnej kwestii.

Mogłaby znów odpowiedzieć sarkastycznie. Ba, miała nawet w zanadrzu parę zgryźliwych odpowiedzi. Ale, zaczęła się poważnie zastanawiać jakiej odpowiedzi należałoby udzielić na to pytanie.

— Po prostu masz stuprocentową pewność, że go kochasz. Cieszysz się każdym jego najmniejszym sukcesem, pocieszasz w trudnych chwilach. Jeżeli choć jedno z tych zachowań nie jest w ostatnim czasie, to znaczy, że on nie jest dla ciebie.— Widząc, że Marinette słuchała jej z najwyższą powagą, szturchnęła ją w ramię i dodała: Oczywiście, że nie ma tak prostej odpowiedzi! Jednego dnia uważasz, że jest najprzystojniejszym mężczyzną na świecie, drugiego irytuje cię, że chrapie. Ale dopóki przynosi ci twoje ulubione ciastka i nie próbuje cię zadźgać... Możesz bezpiecznie uznać, że cię kocha.

Marinette była zaskoczona jej odpowiedzią. Nie spodziewała się, że blondynka może do niej wypowiedzieć aż tyle słów. I to jeszcze takich, które przyniosły jej pocieszenie.

— Dziękuje — wyszeptała. — Chyba źle cię oceniłam.

— Cóż, wszyscy popełniamy błędy — odparła blondynka. — No, chyba że jesteś mną.

Obie się uśmiechnęły. Odgłos obcasów w oddali sprawił, że Chloe żołądek podskoczył do gardła. Tylko jedna osoba mogłaby być na tyle szalona, by przyjść tu w takim obuwiu, o takiej porze.

— Chloe, musimy porozmawiać — powiedziała matka i zupełnie nie zważając na siedzącą obok Marinette dodała: Ponoć całą noc spędziłaś z jakimś nieudacznikiem w tanim garniturze! Tak być dalej nie może. Czy ty całkowicie postradałaś rozum?! Chcesz całkowicie zniszczyć sobie życie?!

— Ty wyszłaś za burmistrza miasta, bardzo szanowanego człowieka i raczej nie wyglądasz na zadowoloną z życia — odpowiedziała Chloe sarkastycznie. — Wybacz mamo, ale nie jesteś moim autorytetem. Nie będę stosować się do twoich rad.

Dwadzieścia jeden lat życia w posłuszeństwie. Nigdy tak naprawdę się jej nie postawiła. Owszem, czasem próbowała przekonać ją do swojego pomysłu. Ale jeśli Audrey powiedziała nie — to był koniec dyskusji. Całe życie poświęciłaby być taka jak ona. Nie wszystko da się już cofnąć. Pewne cechy charakteru, pewnie pozostaną z nią do końca życia.

Ale teraz szła przed siebie, odwrócona do niej plecami. Pierwszy raz w życiu nie posłuchała matki.

— Pożałujesz tego — powiedziała kobieta przez zaciśnięte wargi. — Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem.

Przysłuchująca się temu wszystkiemu Marinette niewiele z tego rozumiała. Zresztą nie miało to dla niej aż tak wielkiego znaczenia. Teraz najważniejsze było to, by znaleźć wodę.

— Kac morderca, nie ma serca — stwierdził Adrien przynosząc jej szklankę.— Zawsze miałaś słabą głowę.

Uśmiechnęła się do swojego nowego męża, zupełnie zapominając o swojej rozmówczyni.

***

Chloe zdała sobie sprawę, że nie wie, gdzie powinna iść. Przez cały czas szła przed siebie, ale teraz stała przed ścianą. Trzeba było się zdecydować na inny kierunek. Mogła zawrócić, by pojednać się ze swoją matką. Z doświadczenia wiedziała, ze odpowiednia ilość przeprosin, mogłaby rozwiązać ten problem. Mogła też pójść w lewo — po prostu wyjść i uciec od wszystkich problemów. Mogła też...

— Luka — stwierdziła zaskoczona jego obecnością.

— Czemu jeszcze się nie pakujesz? — zapytał Luka. — Mamy samolot za osiem godzin...

— My? — odparła pytaniem próbując sobie przypomnieć, czy przypadkiem wczoraj kupowała jakiekolwiek bilety.

Luka nerwowo podrapał się po karku.

— No my — odpowiedział nieco mniej pewny siebie i spojrzał jej w oczy.— Pamiętasz o tym, że przegrałaś zakład wczoraj, nie?

Chloe zaśmiała się nerwowo i poklepując go po ramieniu oznajmiła:

— No, tak. Oczywiście, że my. 



Love story[Chloe x Luka ] |miraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz