4. Nowe towarzystwo.

8 2 0
                                    

Minął tydzień odkąd zaczęłam nowe życie, w Anglii. Nadal mnie to dołowało i nadal płakałam co noc za Los Angeles.

Był poniedziałek pierwszy marca, co oznaczało że dzisiaj idę do nowej szkoły. Z tego co się dowiedziałam, to że mama z swoim fagasem dzisiaj wyjeżdżają. Amelia wraz z Leo namówiła gosposie by wzięła potajemnie wolne na ten czas gdy ich nie będzie. Na początku Monika się nie zgadzała, ale gdy zaproponowali jej taką samą stawkę za jeden dzień, jaką dostawała pracując, od razu się zgodziła.

Bawiło mnie to jak ludzie są łasi na pieniądze.

Była godzina dziesiąta pięć co oznaczało że za niecałe piętnaście minut ruszamy z willi Lucasa do szkoły.

Ubrałam mundurek, który faktycznie był dość wygodny. Pomalowałam się oraz pofalowałam swoje brązowe włosy. Czułam się dzisiaj dość... Ładna. Nie było to częste gdy czułam się tak jak w obecnej chwili, ale zawsze jak te chwile nadchodziły to byłam najszczęśliwszą osobą na świecie.

Myślę, że urodę ja wraz z rodzeństwem odziedziczyłam po mamie, bo byliśmy praktycznie podobni do siebie. Mnie wraz z siostrą różniło to że była chudsza, ładniejsza oraz miała farbowane włosy. Leo był praktycznie podobny jeden do jeden do mnie, ale miał tatuaże oraz był dobrze zbudowany.

Byłam ciekawa jak on to zrobił przez rok, skoro będąc w Los Angeles nie był aż taki ładny.
Jestem pewna że jakby nie był moim bratem to bym się zajebała w nim.

Nie, nie, nie. Ally stop.

Poprawiałam ostatni raz makijaż, po czym spakowałam torebkę, do której włożyłam, kosmetyczke, papierosy, książki, jeden długopis oraz jakaś plakietkę by pokazać że jestem z szkoły.

Jakby same mundurki nie wystarczyły...

Czy bałam się pierwszego dnia w nowej szkole? Tak, tak i to chuj wie jak bardzo. Bałam się poznać nowych osób. Amelia mi troszkę opowiadała o szkole, o ludziach i o tym jak ja z nią i Leo mamy się zachowywać. Opowiedziała mi również różne rzeczy na temat szkoły, nauczycieli i takie tam.

Gdy spojrzałam na telefon, była godzina dziesiąta piętnaście. Zostało mi pięć minut wolnego czasu.

Niemożliwe.

Z Markiem było słabo. Mało co pisaliśmy, z tego co mi pisał to chodził sobie praktycznie co wieczór na imprezy. Śmieszyło mnie to, bo nie potrafił znaleźć dla mnie czasu chociaż przez jebaną godzine. Co prawda była różnica między mną a nim ośmiu godzin, że gdy u niego jest ranek to u mnie prawie wieczór. Cóż, ale dla chcącego nic trudnego.

Zeszłam na dół i moje rodzeństwo czekało już na dole, wraz z mamą i Lucasem. Zaśmiałam się pod nosem, bo wiedziałam już co się święci.

- Już się z twoim rodzeństwem pożegnaliśmy, więc przyszła pora na ciebie. Jedziemy na jakiś tydzień sobie odpocząć. Nie będę prawił wam czego macie nie robić, a co macie bo i tak wiem że zrobicie po swojemu, lecz liczę że ty, Ally będziesz rozsądniejsza. - powiedział Lucas.

- W to nie wątpię - zaśmiał się Leo.

- Ja tak samo - zaśmiałam się do Lucasa.

- Słoneczko, pamiętajcie że macie dopiero po siedemnaście lat, w sensie ty i Amelka, lecz ty - tutaj pokazała mama na mojego brata - jesteś o rok starszy od dziewczyn, więc wypada byś dawał dobry przykład.

- Pierdolenie. - mruknęłam cicho pod nosem, ale chyba każdy to słyszał.

- Ally? Chcesz nam coś powiedzieć? - spytał się Lucas.

Ally NixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz