ROZDZIAŁ 17 - Miłość to wzloty i upadki.

46 3 0
                                    

Czas przestał mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Nie zważałam na to ile tam siedziałam, może to były minuty, a może godziny. Mimo, że słońce już dawno zniknęło za horyzontem, ja dalej wpatrywałam się w przestrzeń przed sobą. Wypaliłam już sporo papierosów, ale sięgnęłam po kolejnego, nie zważając na to, że prawdopodobnie mój organizm nie wytrzyma takiej ilości nikotyny w jednym dniu i zwrócę całą zawartość żołądka.

Jak przeczuwałam, tak też się stało, bo od razu po zejściu z ambony zgięłam się w pół przez torsje jakie mną zawładnęły. Gdy nie miałam już czym zwracać, skierowałam się do wyjścia z mojego punktu widokowego. Spojrzałam na telefon a na jego wyświetlaczu pojawiło się 49 nieodebranych połączeń. Nie wzbudziło to we mnie żadnych emocji. Zerknęłam natomiast na godzinę i zorientowałam się, że przesiedziałam tam około siedmiu godzin. Byłam jak w transie, więc nie zorientowałam się, że mój organizm upomina się o jedzenie czy picie.

Ruszyłam pieszo w stronę domu. Miałam dość spory kawałek do przejścia, ale nie przejmowałam się tym. Byłam wyprana z emocji.

Kilkadziesiąt minut później, w końcu dotarłam do domu. Na moje szczęście mamy nie było akurat w mieszkaniu, więc na spokojnie ruszyłam do łazienki, w celu zmycia z siebie tych wszystkich emocji, jakie towarzyszyły mi tego dnia. Usiadłam pod prysznicem i odkręciłam zimną wodę. Ciecz spływała po moim ciele zmywając brud jaki na sobie miałam, jednak nie zmywało to wewnętrznego brudu, jaki sam sobie zagwarantowałam.

Po kąpieli, zadecydowałam, że położę się spać. Potrzebowałam regeneracji i ucieczki od bólu. Byłam tak wycieńczona, że sen nadszedł od razu, gdy moja twarz dotknęła poduszki.

                                                                                                  ***

Przespałam tak czternaście godzin. Obudził mnie głos Cassie.

-LILY! WSTAWAJ!-usłyszałam głośne wołanie przy uchu.

-Co ty tu robisz?- wypaliłam od razu.

-Nie odbierałaś telefon, to przyszłam do ciebie.-powiedziała z głupkowatym uśmiechem.

Na ten widok zrobiło mi się trochę lepiej. Zrozumiałam, że musiała pogodzić się z Dylanem.

-Rozmawiałam z nim, przyjechał dziś do mnie i wytłumaczyło wszystko. Byłam głupią zazdrośnicą.-zaczęła nawijać jak najęta.

-Poczekaj, daj mi się wybudzić, bo mój mózg działa jeszcze zbyt powoli.-powiedziałam przecierając oczy.

-Zawsze tak działa Lily, ale masz. Zrobiłam ci kawę.

-Jesteś taka urocza.-powiedziałam z przesłodzonym uśmiechem i odebrałam kawę od dziewczyny.

Kilkadziesiąt minut zajęło jej streszczenie mi przebiegu jej rozmowy z blondynem. Wyszło, że chłopa po prostu chciał pomóc dziewczynie, która zemdlała, a pojawił się tam ze względu na Cass. Podobno jego ostatni związek zakończył się, przez zdradę. Jego dziewczyna zdradziła go z jego kumplem z, którym mieszkał po sąsiedzku. Dlatego też był tak zazdrosny o Cass, a nie pozwalał jej samej wychodzić po mojej akcji z dwoma mężczyznami, kiedy to Matt i Luke mnie uratowali przed nimi. No tak, Luke. Na samo wspomnienie o chłopaku poczułam przeszywający ból w całym ciele.

-A ty wytłumaczysz mi w końcu, co jest między tobą, a Lukiem?-zapytała, a moja mina musiała wyrażać jaki ból w sobie noszę, bo entuzjazm Cassie przygasł tak samo szybko, jak się pojawił.

-To trochę bardziej skomplikowane, niż może się wydawać.-powiedziałam słabym głosem.

Cassie nie naciskała, ale ja chciałam jej powiedzieć. Wytłumaczyłam jej wszystko po kolei, od momentu, kiedy to wszedł do łazienki kiedy się przebierałam na jej urodzinach, aż do momentu kiedy go odrzuciłam. Nie pomijałam szczegółów pamiętnej nocy u Luke'a.

Before you cameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz