ROZDZIAŁ 29 - Tak bardzo nie chcę cię zostawiać.

38 2 2
                                    

Od tamtego dnia minęło już pare dni. W tym czasie zyskałam wrażenie, że od momentu gdy na moich żebrach krył się ten piękny malunek, słońce świeci jakoś jaśniej, a księżyc zdaje się jakiś większy.

Cały świat był jakiś lepszy.

Luke oczywiście był tak zaskoczony, że na początku nie mógł nic z siebie wydusić, a gdy już zyskał w sobie siłę by się odezwać, najzwyczajniej w świecie się wzruszył. Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku, kiedy wspomniałam mu dlaczego akurat taki wzór wybrałam.

Ja, tak samo jak on, chciałam mieć go już zawsze blisko, bo gdy nie było go obok, świat stawał się bardziej ponury, a słońce znikało mi za chmurami. Teraz już zawsze będzie przy mnie, nawet gdy nie cieleśnie, to duchowo.

O moim nowym nabytku wiedzieli tylko nasi przyjaciele, poza nimi nie powiedziałam nikomu, bo nie czułam takiej potrzeby.

Wczoraj wieczorem, Cassie i Dylan poprosili nas byśmy pomogli im przy remoncie ich nowego mieszkania. Cieszyłam się, że poprosili nas o to, bo bardzo chciałam zobaczyć gdzie będą teraz mieszkać. Wszyscy od razu się zgodzili i już dziś mieliśmy ruszyć, by wyrobić się przez weekend.
   Mieszkanie wymagało jedynie odświeżenie koloru ścian, więc nie było zbyt dużo rzeczy do zrobienia. Zadeklarowaliśmy więc, że pomożemy im przewieść ich rzeczy, żeby później nie musieli sami sobie z tym radzić.

Właśnie jechaliśmy samochodem Luke'a. Matt siedział na tyłach i paplał jak najęty. Po minie Luke'a widziałam, że miał już serdecznie dość naszego przyjaciela i wystarczyła jeszcze chwila w samochodzie z nim, a mogło się to skończyć tragicznie. Na szczęście w porę dotarliśmy na miejsce. Brunet wyskoczył z samoahodu jak poparzony i zaczerpnął świeżego powietrza, by się uspokoić.

Niczego nie świadomy Matt wysiadł z samochodu i zaczął oglądać blok przed którym zaparkowaliśmy. Ruszył w stronę samochodu Dylana i zaczął dopytywać o okolicę.

Rozśmieszyła mnie ta sytuacja na tyle, że nie potrafiłam utrzymać śmiechu. Parsknęłam więc krótkim śmiechem, za co Luke zgromił mnie wzrokiem.

W końcu postanowiliśmy wejść do mieszkania i zobaczyć jak się sprawy mają. Ich lokum znajdowało się na piątym piętrze, a ja dziękowałam osobom które budowały ten blok, że zamontowali w nim windę.

Gdy znaleźliśmy się przed właściwymi drzwiami, dostrzegłam, że zamieszkają pod numerem 23, co wywołało mały uśmiech na mojej twarzy. Od razu nasunęła mi się myśl o tym, że to będzie ich numer, ich mieszkania i ich nowy początek. Tak bardzo im tego zazdrościłam.

Po przekroczeniu progu, znaleźliśmy się w małym korytarzu. Po lewej stronie dostrzegłam niewielkich rozmiarów kuchnię, była jednak na tyle duża, że znalazł się w niej okrągły stolik z czterema krzesłami. Okno, które znalazło się za stolikiem, dawało możliwość popatrzenia na miasto. Wszystko było w kolorach bieli i granatu, co dawało piękny kontrast. Długi korytarz prowadził do salonu, jednak przed otwartym wejściem do niego znajdowała się jeszcze łazienka. Była ona mała, ale wystarczająca. W niej gościła jedynie biel i trochę szarości, co sprawiało, że miejsce wydawało się optycznie większe. Salon jednak należał już do większych rozmiarów pomieszczenia. Tutaj również gościła biel kontrastująca z granatem. Kilka regałów, wielka granatowa kanapa, telewizor i duża szafa zajmowały sporo miejsca. Na jeden ze ścian, było wyjście na balkon, z którego można było podziwiać okolicę. Ostatnie drzwi prowadziły nas do sypialni, w której znajdowało się duże łoże małżeńskie, kolejna szafa i biurko. Całe mieszkanie było naprawdę piękne. Czułam się w nim niezwykle komfortowo.

-Trzeba odświeżyć kolor ścian i przynieść nasze rzeczy.-zadecydowała Cassie.

-Ściany pomalujemy jutro, a po rzeczy pójdę z chłopakami, w tym czasie wy zróbcie nam jakąś kawę i porozmawiajcie sobie.-nakazał Dylan.

W głębi duszy dziękowałam mu za to. Potrzebowałam krótkiej rozmowy z moją przyjaciółką.

-Cóż, naprawdę piękne mieszkanie.-powiedziałam gdy tylko zostałyśmy same.

-Tak bardzo nie chcę cię zostawiać.-rzuciła, podchodząc do mnie i rzucając mi się w ramiona.

Bez zawahania przyciągnęłam ją do siebie i zamknęłam w żelaznym uścisku. Łzy popłynęły po moim policzku, spadając na ramię Cassie, na którym opierałam głowę.

-Nie zostawiasz. Ja dalej z tobą będę, tylko, że troszkę dalej.-pocieszałam ją, próbując pocieszyć samą siebie.

Potaknęła głową i otwarła swoje mokre od łez policzki. Spojrzała na mnie tym ciepłym wzrokiem. Zobaczyłam w jej oczach żal i smutek, które były tak bardzo namacalne. Postanowiłam ją jakoś zagadać, żeby przestała teraz o tym myśleć. Ja sama nie chciałam o tym myśleć.

-Chodź zrobimy tą kawę dla naszych tragarzy.-zarzuciłam ze śmiechem.

Blondynka zaśmiała się na moje słowa, ale posłusznie przeszła do kuchni, a ja poszłam w jej ślady.

Chwilę później do mieszkania wleciał Matt, załadowany po sam czubek nosa rzeczami Cass.

-O stara, następnym razem wynajmujemy wam ekipę przeprowadzkową.-rzucił przechodząc do salonu.

Nie minęła minuta, kiedy dobiegły do nas głośny huk i głośne przekleństwo Matta. Czym prędzej ruszałyśmy do salonu, sprawdzić co się tam stało. Widok jaki napotkałyśmy w pomieszczeniu, sprawił, że nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać. Matt leżał pod stertą ubrań Cassie, które wysypały się z jednego z kartonów, które chłopak trzymał w rękach. To może jeszcze nie było powodem do śmiechu, ale kiedy zobaczyłam, że na jego głowie wylądował jeden ze staników mojej przyjaciółki, nie wytrzymałam ze śmiechu. Typ wyglądał jak muszka, która koczuje w owocach.

Głośny śmiech blondynki rozniósł się po mieszkaniu, mieszając się z moim.

Zdenerwowany szatyn zaczął się podnosić z podłogi, przeklinając pod nosem cały świat. W tym czasie ja i moja przyjaciółka pokładałyśmy się ze śmiechu, niemal się przy tym dusząc.

-Miałem na sobie stanik Cass i co z tego.-powiedział nasz przyjaciel z irytacją wymalowaną na twarzy.

Podczas gdy to mówił, do mieszkania weszli pozostali, a na słowa Matta, Dylan uniósł brwi ku górze. Gdy Wilson zorientował się jak to mogło zabrzmieć z perspektywy innej osoby, cisnął swoją otwartą dłonią w czoło.

Cała ta sytuacja stała się jeszcze bardziej zabawna, a ja z Cass już nie mogłyśmy wytrzymać. Wspierałyśmy się na sobie nawzajem, co chwilę ocierając łzy, które płynęły ciurkiem po naszych policzkach.

Długo zajęło nam uspokojenie się, ale po tym wytłumaczyłyśmy chłopakom całą sytuację, a ci zrozumieli w końcu, czemu zapowietrzyłyśmy się ze śmiechu na dobre pięć minut.

Pół dnia zajęło nam porządkowanie rzeczy. Gdy jednak dotarliśmy do końca ostatniego pudła, wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą. Wieczór mieliśmy spędzić na rozmowach i opijaniu nowego mieszkania. Tak więc skoczyliśmy szybko do sklepu po jakiś prowiant, a po powrocie się ogarnęliśmy, by móc w spokoju uciąć na wygodnej kanapie w salonie i zatracić się w rozmowie.

Już od trzydziestu minut siedzieliśmy tak i rozmawialiśmy o tym jak to się w ogóle stało, że zaczęliśmy się przyjaźnić.

Wtedy zrozumiałam jak wielkie szczęście miałam. Z początku przecież, nie chciałam nawet spędzać z nimi czasu i ciągle się od tego wymigiwałam. Okazywałam też niechęć do nich, a mimo wszystko ci ludzie chcieli się ze mną zaprzyjaźnić. Chcieli mnie znać i chcieli, żebym ja chciała poznać ich. Nie odpuścili, chociaż dawałam im do tego powody. Dlatego miałam tak wielkie szczęście, że trafiłam na nich.

Tak wiele można było stracić w życiu, przez jakąś głupią traumę z przeszłości. Na szczęście nie dane było mi doświadczyć takowej straty, bo oni nie odpuścili.

Bo to oni walczyli dla mnie i za mnie.

Before you cameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz