rozdział 1

21 2 0
                                    

1812r. 16 czerwca

      Piękne krajobrazy. Niebo tego dnia było wyjątkowo czyste. A ja śmieje się w ramionach jakiejś kobiety. Jej twarz była lekko rozmazana jednak po czasie jakby mój umysł sam zaczął kreować jej wizerunek. Tuli mnie w swoich ramionach cała rozpromieniona, a wiatr lekko zwiewa jej blond włosy na  twarz. Te łąki, te kwiaty. Wiem jedynie, że nigdy nie zapomnę tak niesamowitego widoku. Po krótkim czasie wspólnych śmiechów kobieta podnosi mnie nieco wyżej wciąż patrząc mi prosto w oczy. Jednak coś było nie tak. To wszystko było zbyt idealnie. Tak jak myślałam to co szczęśliwe nie trwa wiecznie. Spadłam na ziemie już nie na kwiaty ani trawę. To nie była łąka... ani promienie słońca. Nie było wcale kolorowo i wesoło. A twarz tajemniczej pani nie była usłana różami. Ta sama kobieta  podała mi medalion w kształcie motylka do ręki i z płaczem pobiegła gdzieś daleko. Usłyszałam tylko jedno...STRZAŁ.
      
       Obudziłam się. Miewałam ten sam sen od paru tygodni, jednak za każdym razem przeżywałam go tak samo. Cały czas był nadto realistyczny żebym mogła mieć pewność, że to tylko sen. Ten medalion który dostałam od tamtej damy wygląda identycznie do mojego. Ale przecież mam go od urodzenia, więc to że mi się nagle przyśnił nic nie znaczy. Chciałabym żeby coś znaczył, żeby to była moja mama. Całe życie słyszałam że moja mama nie żyje.
- Kto strzelał do tamtej kobiety? czy to możliwe, choć w małym stopniu, żeby to była moja mama? - Myślałam próbując znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania, które nie puszczały mnie nawet na krok. Nie umiałam na to odpowiedzieć na żadne z tych pytań, a ich powstawało coraz więcej. Jedyną rzeczą na którą znałam odpowiedź jest to, że nie była ona losową osobą z mojego życia. Ciepły uśmiech na jej twarzy sprawiał że wszystko wokół też wydawało się wesołe. Niestety musiałam przerwać moje przemyślenia. Przed chatką stali rodzice, oczywiście przyszywani rodzice. Poszłam jak najszybciej im otworzyć.
- Cześć mamo, cześć tato - powiedziałam ospałym głosem.
- Normalnie drzwi nie umiesz otwierać niewdzięcznico czekamy i czekamy! Czasami  to się do niczego nie  nadajesz - odezwał się wkurzony ojczym i wszedł do środka.
- David! - zaniepokoiła się mama.
Spojrzałam zdezorientowana na matkę. Też nie była zadowolona z zachowania ojca ale co miała z tym zrobić? Sama się bała i tłumaczyła sobie jego zachowanie 
- Ma dzisiaj gorszy humor- szepnęła w moją stronę kobieta i natychmiast zdała sobie sprawę z tego co powiedziała.
- Może dlatego że mam urodziny- oznajmiłam nie wzruszona i spojrzałam na ojca, który grzebał w spiżarni poszukując rumu. Spodziewałam się tego. Zawsze było tak samo. Pracował ciężko i wiem że nie był złym człowiekiem, ale często się upijał.
- Wiesz że nie o to mi chodziło, dzisiaj długo pracował. Wiesz jakie mamy teraz żniwa...-tłumaczyła mama ale ja jak zawsze byłam myślami gdzie indziej. 

"Kim ten ktoś był? Kto wystrzelił kulą?"


Po chwili przyłapałam się na bawieniu moim medalionem w rękach. To pomagało mi myśleć. otrząsnęłam się z rozmyśleń.
- Ellie... Dzisiaj są twoje 16 urodziny. Twoja mama przed śmiercią dała nam to i przekazała, że bardzo Cię kocha...- Wydusiła z siebie mama i podała mi małą żółtawą kopertę do ręki.
- Co jest w środku?
- Poleciła nam przekazać tobie na 16 urodziny i nie otwierać koperty - zasugerowała odpowiedź, a następnie poszła w stronę małej jadalni połączonej wraz ze spiżarnią.
- Idę się przewietrzyć - krzyknęłam jeszcze w stronę mamy po czym wyszłam na zewnątrz.

Fake princessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz