prolog

293 12 17
                                    

Kai właśnie wyszedł z domu mimo tego, że była prawie północ. Chciał sie cieszyć latem dopóki jeszcze było, dlatego udał się w stronę placu o dwudziestej trzeciej czterdzieści dwa rozmyślając nad sensem życia, w międzyczasie słuchał swoich ulubionych piosenek. Już za dwa dni będzie chodzić z siostrą do nowej szkoły w nowym mieście z nowymi ludźmi, nie licząc jego kochanej siostry, ona była zawsze i wszędzie przy nim. Nie zostawił by jej nigdy na świecie. Na samą myśl że mogłoby jej się cos stać aż wybuchał w środku. Nie tylko na myśl o siostrze wybuchał, nie rozumiał sensu życia. Sensu którego nigdy nie znalazł. Zastanawiał się czy żył po to aby realizować swoje pasje, albo żeby zaczął szukać może bratniej duszy. Ponoć najgłębszym popędem człowieka jest poszukanie sensu, i celu. Celu którego również nie potrafił znaleźć. Ale czy ma pewno? Niczego nie był w stu procentach pewny. Nigdy nie znalazł czegoś, albo nawet kogoś kto by był sensem jego istnienia, jego celem.

Usiadł na huśtawce, na której zaczął się bujać słuchając na słuchawkach muzyki która sprawiała, że czuł nie małą nostalgię. Kochał słuchać muzyki, czasem śmieszyły go żarty siostry, że to by uszy odpadły od noszenia tych słuchawek na uszach, i od tak głównego słuchania melodii która sprawiała że czuł sie poprostu dobrze, przy tym co robił. Dzięki muzyce potrafił sie skupić, na dosłownie wszystkim.

Wpatrywał się w blok za którym było ciemne, granatowe niebo. Wiał lekko wiatr, który nie przeszkadzał chłopakowi który ubrał spodnie piżamowe w Supermana i czarną zonobijke. Oczywiście jego czarna bluza z kapturem leżała tuż obok na ziemi, wraz z telefonem który miał mało procent.

•••

Po chwili wpatrywania się w telefon zaczęła dzwonić do mnie moja siostra, pewnie nie potrzebnie się zamartwia.

— Gdzie ty poszedłeś? Jest zaraz pierwsza w nocy. Proszę cię, wracaj już – tak jak mówiłem, zamartwia

— Byłem na placu, ale już wracam zaraz będę – wychodząc z wcześniej wspomnianego miejsca rozłączyłem się i zacząłem pisać z pewną dziewczyną, która będzie ze mną prawdopodobnie w klasie.

Totalnie zagapiony w telefon, wpadłem na kogoś gdy miałem przechodzić przez ulice. O tej godzinie tutaj praktycznie nikt nie chodził, i nie jeździły tu auta więc nie spodziewałem się, że wpadnę na kogoś. Podniosłem głowę do góry żeby przeprosić, ale zobaczyłem dobrze zbudowanego chłopaka, z czarnymi jak smoła włosami i ciemnymi oczami. Odrazu jak się spojrzałem na niego odezwał się z kamienną twarzą.

— Uh! patrz jak łazisz idioto – zrobił dwa kroki w tył.

— Sorry – chciałem go wyminąć ale złapał mnie za ramię.

— Myślisz, że ci sie nie oberwie za to? – zaśmiał się, po chwili poczułem jak uderzył mnie z pięści w nos. Po jednym, czy dwóch ciosach się nie skończyło. Zostałem zaciągnięty w zaułek i skopany jak pies.

Po czasie, nabrałem siły aby wstać i wrócić do domu. Byłem i tak w miarę blisko więc na tyle dobrze.

Po wejściu nie trafiłem siły na ściąganie butów tylko odrazu udałem sie do pokoju, w którym zamknąłem się na klucz. Odrazy położyłem się na łóżku i nie zważając na to że Nya próbowała wejść do mojego pokoju zasnąłem.

- Like the stars miss the sun in the mornin' sky. - Lavashipping Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz