Lydia's pov
Zerkam błagalnym wzrokiem na swojego, pijanego ojca. Wzdycham ciężko i pomagam mu wejść do sypialnii. Zapach alkoholu dudni w całym domu. Kładę go na łóżku i zamykam za sobą drzwi. Łzy szczypią moje policzki. Delikatnie łapię za klamkę i po cichu wchodzę do środka drugiego pokoju. Jest ciemno więc wymacuję włącznik od światła. Ocieram spływającą łzę i idę w stronę małego chłopca. Brudny na twarzy w poszarpanej koszulce uśmiecha się do mnie i drżącym głosem szepcze.
-Nareszcie wróciłaś..
-Jestem- kiwam głową powstrzymując łzy- zawszę będę.
-Co z mamusią?- pyta zatroskany chłopczyk.
-Jutro ją odwiedzisz, obiecuję mały- odpowiadam tuląc do piersi Tommiego bo tak się nazywa.
-Idź się umyć i przebierz- dodaje a chłopak opuscza nasz wspólny pokój.
To jest jeden z tych momentów kiedy jestem sama ze swoimi myślami. Muszę być silna dla Tommiego, muszę go wychować. To tak cholernie trudne. A co jeśli
któregoś dnia nie starczy nam na jedzenie? Co mu powiem? Wybacz dzisiaj nic nie zjesz? Nie potrafię się uspokoić i wybucham szlochem. Jednego dnia tracisz
wszystko, rodzinę i poczucie bezpieczeństwa. Chcę być wzorem dla brata lecz nie potrafię. Czy jest dla nas ratunek? Ocieram spływające łzy i wstaję z łóżka.
Wzdycham głęboko i zakładam kosmyk włosów za ucho. Tommy wraca do naszego pokoju cały przestraszony, nic nie mówiąc po prostu się we mnie w tula.
-Będzie dobrze- mówię zachrypniętym głosem i całuję go w czoło.
Kładę małego spać i sama zasypiam.
Rano budzą mnie promienie słoneczne. Przecieram zaspane oczy i głośno ziewam. Wstaję z łóżka, Tommiego nie ma obok. Napewno jest w łazience. Robię wysokiego,
niechlujnego koka i schodzę metalowymi schodami w dół. Stare skrzypiące panele wcale nie wyglądają na zadbane, na blacie kuchennym leżą przewrócone butelki po
piwie. Kurwa zapomniałam ich posprzątać. Wzdycham i otwieram lodówkę z nadzieją, że coś będzie. Zerkam i widzę tylko końcówkę serka topionego. Nakładam go na
jedną kromkę chleba i czekam w salonie na brata. Patrzę na wiszący zegarek, który wskazuje godzinę dziewiątą rano. Już nie długo muszę pokazać się w klubie.
Na samą myśl robi mi się nie dobrze. Do moich uszu dociera dźwięk tupających nóżek. Mały blondyn siada obok mnie. Bierze swoją kanapkę i zajada
się niczym byłoby to najlepsze danie świata. Chichoczę pod nosem i obserwuję Tommiego, który głupkowato kręci głową.
-A ty nic nie jesz duża?- mówi chłpczyk ciągle się kręcac.
-Już jadłam..- gorzko kłamię, lepiej żeby nie wiedział iż jestem na głodzie.
Naszą krótką konwersację przerywa pukanie do drzwi. W szybkim tępie otwieram zaniedbane drzwi i widzę przed soba postać kobiety. Szatynka o zielonych oczach
uśmiecha się i podaje mi rękę. Marszcząc brwi odwzajemniam uśmiech i uściskuję jej dłoń.
-Dzień dobry! Wprowadziłam się obok i pomyślałam, że miło by było się przedstawić!- mówi serdecznym głosem i dodaje- jestem Caitlyn.
-A ja Lydia- odpowiadam głucho z nadzieją, że nie będę musiała wpuszczać jej do środka.
-Przychodzę nie w porę?- pyta zaniepokojona Caitlyn marszcząc nos.
-Nie.. tylko..- mówię i po chwili ulegam- wejdź Caitlyn.
Dziewczyna ochoczo przekracza próg naszego domu. W rękach trzyma tartę z jabłkami, zdejmuje płaszcz a po domu rozglega się zapach perfum. Wygląda na mniej
więcej trzydzieści lat.
-Przepraszam, że taki tu nie porządek, ale mamy bardzo trudną sytuację rodzinną- oznajmiam i idę z nią do salonu.
-Dzień dobry- mówi ucieszony Tommy patrząc jak szatynka stawia tartę na blacie kuchennym.
-Hej mały- odpowiada kobieta i zajmuje miejsce na kanapie.
-Mogłabym wam jakoś pomóc?- dodaje zatroskana.
-Lydia dawno nic nie jadła..- mówi przerażonym tonem braciszek a mi serce podskakuje prawie do gardła.
-Tak mi przykro.. prosze powiedz mi o swojej trudnej sytuacji rodzinnej- zwraca się do mnie a ja siadam obok niej.
Nakazuje iść Tommiemu do pokoju a sama opowiadam dziewczyne naszą historię. Nie pomijając faktu, że przed chorobą matki byliśmy szczęśliwą a wręcz bogatą
rodziną. Gdy kończę opowiadać łzy leją jej się po policzkach, wtula się we mnie nic nie mówiąc.
-Chcę wam pomóc..- odpowiada łagodnym tonem, jest jak anioł z nieba.. nasza nadzieja.
-Może mogłaby pani zabrać go dzisiaj do siebie? Idę pierwszy dzień do pracy- oznajmiam a w brzuchu czuję dziwne kłucie, to stres.
-Ależ oczywiście, najlepiej to chodźmy teraz do mnie do domu.
-Ja zostanę.. wyjdę do pracy i mogę go odebrać o 20 najwcześniej dobrze?- pytam pełna nadzieji.
-Nie śpiesz się- odpowiada miło i znika za drzwiami z blondynem.
To niesamowicie miłe, że wreszcie nie będziemy sami i ktoś wyciągnął do nas pomocną dłoń. Szczęśliwa wracam do pokoju i wyciągam z szuflady parę czystej,
koronkowej bielizny. Przygryzam dolną wargę i nakładam ją na siebie. Rozpuszczam włosy, które wcześniej spięłam w koka i je rozczesuję. Zostawiam takie jakie są, czyli lekko falowane. Zakładam na siebie swoją starą obcisłą, czarną sukienkę. Tuszuję rzęsy przestarzałym tuszem i nakładam zwykły błyszczyk. Przeglądam
się jeszcze raz w lustrze i wychodzę z domu. Słońce praży dziś wyjątkowo mocno a lekki podmuch wiatru oddaje uczucie rzekomej świeżości. Ruszam ku nowemu miejscu pracy i na samą myśl co tam będę robić cała drżę. Kilka kroków dzieli mnie od "Bad Habbits", wzdycham i przekraczam próg miejsca. W sali migoczą kolorowe światła, na jednej z rur tańczy długowłosa ruda dziewczyna a w tle leci szybka piosenka. Gdy stoję już przed drzwiami swojego nowego szefa,
przełykam głośno ślinę i wchodzę do pomieszczenia ozdobionym napisem "Szef klubu, Justin Bieber". Na fotelu przed biurkiem siedzi mężczyzna w młodym wieku.
Włosy ma postawione do góry. Nad górną wargą ma mały wąsik, oczy brązowe. Gdy mnie widzi mruży oczy i przygryza dolną wargę.
CZYTASZ
Zimne Serca
FanfictionCzy kiedykolwiek myślałeś o tym, że za umysłem człowieka kryje sie zbyt wiele? Zanim cokolwiek zrobisz mózg w ułamku sekundy analizuje wypowiedziane słowa, czynności. Nigdy nie potrafiła zrozumieć, że to nie jego wina. Uważała, że był głupi i nie wi...