reunion

10.4K 288 764
                                    

- Rose znowu robisz problem z niczego. - tłumaczy mi niczym ostatniej idiotce.

- Tyle razy cię prosiłam, żebyś się z nią nie zadawał. - łzy same zaczynają cieknąć mi po policzkach, kiedy wypowiadam to zdanie.

Czuję ból, ogromny ból, a on nadal wydaje się niewzruszony. Nie wyobraża sobie jakim ciosem dla mnie jest to, że znowu z nią rozmawiał.

- Przyszła do mnie, pogadaliśmy i nie widzę w tym żadnego problemu. - mówi i nie brzmi zbyt przekonująco. Jego głos rozmywa się coraz bardziej razem z każdym wypowiadanym słowem.

- Rozmawialiśmy o tym. Wiedziałeś, że tu będzie i ustaliśmy, że się do niej nie zbliżysz. - przypominam mu, przy okazji czując, jakby ktoś właśnie wbijał mi nóż w brzuch.

To boli.

- Co miałem niby zrobić? Nie mogłem jej odmówić. - tłumaczy się i mam wrażenie, jakby naprawdę wierzył w to, że bzdury, które właśnie wygaduje, mają cokolwiek wspólnego z prawdą.

- Czy ty siebie słyszysz Aiden? - pytam, bo nie dowierzam. - Brzmisz, jakbyś znowu za bardzo odleciał.

Mam nadzieję, że w końcu przynajmniej postara się mnie zrozumieć, ale on zamiast tego bardzo szybko sprowadza mnie na ziemię.

- Nie Rose, to ty brzmisz jak psychopatka, bo nikt normalny nie czepia się o takie głupoty. - stwierdza i jest całkowicie pewny tego, co mówi.

Patrzę mu prosto w oczy i czuję, jak kolejne łzy zaczynają spływać po moich policzkach.
Rani mnie i najgorsze w tym wszystkim jest to, że jest tego w pełni świadomy.

No tak, ale w końcu to Aiden.
Powinnam się już przyzwyczaić.

- Po tym wszystkim, co się stało, ty masz jeszcze czelność mnie tak nazywać? - głos mi się trzęsie i powoli przestaję się kontrolować.

- Rose powinnaś w końcu spojrzeć prawdzie w oczy. Jestem jedyną osobą w tym pieprzonym mieście, która jeszcze stoi po twojej stronie. - zaczyna, a ja nadal wpatruję się prosto w te jego szare tęczówki, które nagle mają w sobie o wiele mniej życia, niż jeszcze przed chwilą.

- Aiden, ja...

- Nie Ri, nie chce znowu słuchać tego samego.
Tym razem to ty daj mi dokończyć. - wcina mi się w zdanie, po czym robi małą przerwę. Rozgląda się dookoła, jakby szukał czegoś wzrokiem. Patrzy wszędzie, tylko nie na mnie. - Zostałem ci tylko ja. Mamy siebie nawzajem i nie wyobrażam sobie, żebym mógł nie być przy tobie, ale przesadzasz. Jak mam ich wszystkich przekonać, że jesteś w porządku, skoro zachowujesz się w taki sposób? - pyta poważnie, wreszcie na mnie spoglądając.

Ja za to nadal się nie poruszam. Stoję niczym słup soli, ponownie jedynie utrzymując nasz kontakt wzrokowy.

To, co mówi, ma sens.
Faktycznie ostatnio mam wrażenie, jakby został mi tylko on jeden. Po tym, co się dzieje u mnie w rodzinie i po tym, jak potraktowali mnie wszyscy znajomi, którym do tej pory ufałam, nie mam już siły dłużej walczyć. Chciałabym wreszcie mieć przynajmniej chwilę świętego spokoju.

- Chce ci tylko pomóc, ale nie będę w stanie tego zrobić, jeżeli wciąż będziemy się kłócić o takie głupoty. - jego głos mnie uspokaja i nagle zaczynam czuć się, jak kretynka.

play with fireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz