Rozdział 2 czyli głośne WAT

6 0 0
                                    


Oszołomiony patrzyłem na mężczyznę przed sobą. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i zeżrę tego człowiekiem wzrokiem. Obserwowałem każdy milimetr jego zniszczonej twarzy, krzywy dosadny nos, mikroskopijne oczy. Niedorzecznie poplątane włosy i zarost. Jedyne co, to przed oczami świeciła mi ta jedna podobizna Michała Anioła która znajdywała mi się w połowie książek które miałem w mieszkaniu. Takie proste, takie oczywiste, leżało to zaraz przed moim nosem. Jakby nie patrzeć, jestem studentem Historii Sztuki. Ba, jestem w trakcie pisania w najlepsze magisterki która głównie skupiała się na późnej twórczości Michała Anioła. Jeśli ktokolwiek z moich czasów powinien z miejsca rozpoznać tego człowieka, powinienem być to ja.

Nie, nie, nie. Chwila. Michelangelo to przecież popularne imię. Nawet pośród tych popularnych artystów, byłem w stanie wyciągnąć co najmniej kilku o tym imieniu. To nie musiał być TEN Michał Anioł nad którego życiem spędziłem ostatnie kilka tygodni. Jednocześnie totalnie nie byłem w stanie się pozbyć sprzed oczu tego jednego obrazu. Co prawda na tym obrazie był dużo starszy, ale nie byłem w stanie nie dostrzec tego podobieństwa.

-E....- wydusiłem z siebie jak przystało na człowieka o niesamowitej umiejętności wysłowienia się. Trzeba przyznać, posiadałem niesamowitą umiejętność zrobienia z siebie idioty.

-Twoim zadaniem będzie stać, leżeć lub siedzieć bez ruchu przez kilka godzin. To chyba nie jest zbyt wymagające dla ciebie co?- powiedział Michał kompletnie nie zwracając uwagi na moją minę i dźwięki które wydawałem.- Zasadniczo niewiele więcej. Czasem coś najwyżej pomożesz na pracowni. W zamian masz kąt do spania, chyba lepsze to niż spanie na ulicy, hm?

Bardzo powoli pokiwałem głową, niewiele więcej byłem w stanie z siebie wydusić. Absolutny szok dogłębnie mnie zeżarł, zaczynałem podróż w swojej głowie po tych wszystkich tekstach w których czytałem o życiu prywatnym Michała Anioła, próbowałem sobie jakoś umiejscowić to wszystko na osi czasu. Który budynek z tych co ostatnio widziałem powstał kiedy? Których mi brakowało? Czemu właściwie Rzym, przecież Michał nie wyglądał na jakiegoś bardzo starego? Nie wyglądał też na bardzo zajechanego, więc musimy być jeszcze przed Kaplicą Sykstyńską? Albo w trakcie?

Nawet nie zauważyłem kiedy przestałem stać pod ścianą, zamiast tego podążałem za największym artystą wszechczasów w bliżej nieokreśloną dla mnie stronę. Podejrzewam, że na tym etapie oszołomienia ten człowiek mógł mnie sprzedać na niewolnika, okraść i solidnie na tym zarobić, a ja bym szedł za nim bez słowa i nawet tego nie kwestionował. Zresztą, zasadniczo, czy to robiło jakąś różnice? Właśnie odpierdalało się w moim życiu coś na poziomie porwania. Bezwolnie zostałem wykradziony ze swojego mieszkania, nie dotarłem na wykłady, nie mam możliwości wrócić do domu. Czy sprzedaż na niewolnika byłaby czymś tak konkretnie złym na tym etapie? Nawet nie wiem kiedy ulice zmieniły się w jakieś ciemne, niezbyt zadbane wnętrze budynku.

-Nie wyglądasz na kogoś stąd?- usłyszałem nagle, musiałem dosłownie potrząsnąć głową żeby się wybić z zamyślenia.

-Yyy... Sam nie wiem. - moja odpowiedź była równie składna co mój tok myślenia.
-Czy ty wiesz cokolwiek?
W odpowiedzi na to pytanie byłem w stanie wydusić z siebie tylko przeciągnięte "Yyyyyyy", co chyba niezbyt usatysfakcjonowało mojego rozmówcę. Zignorował więc moją wyrafinowaną wypowiedź i leciał dalej.

-Tak myślałem. Gdzie mieszkasz?

-W Warszawie. Ursus, zajebista dzielnia.- odpowiedziałem absolutnie na automacie, jakby ktoś nagle dał mi pozwolenie, żeby się odezwać. Dopiero jak wypowiedziałem te słowa zobaczyłem zniesmaczoną twarz Michała i aż trochę mnie skręciło w środku. Debil. No po prostu idiota.

Coś się dzieje 2.0Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz