Miałem nadzieję, że po ostatniej pobudce, będę miał okazję wyspać się do końca. Miałem o czym śnić, miałem o czym myśleć, więc wolałem się zatopić w tym po uszy i nie przejmować się tym kiedy jak i czemu będę miał się obudzić. Zresztą, samo zaśnięcie po ostatnim najściu zajęło mi zdecydowanie za dużo. Co prawda, kiedy ten ostatni blondyn postanowił mnie brutalnie wybudzić, zdecydowanie jedyne czego chciałem to spać, jednak kiedy poszedł na górę mój mózg rozbudził się i włączył tryb 150%. Ni stąd ni zowąd zacząłem wsłuchiwać się we wszystkie dźwięki dobiegające z góry. Czy mówią o mnie? A może o Michale Aniele? Może dam radę usłyszeć coś o planach odnośnie malowania sklepienia? W mojej głowie już powoli rysowała się niesamowita wizja tego, co mógłbym wydać pod postacią książki po moim powrocie do domu.
No właśnie.
Powrót do domu.
Szczerze? Przez ostatnie dni zdecydowanie skupiłem się na aspekcie bycia w renesansowym Rzymie, poznania Michała i samego konceptu podróży w czasie. Byłem na tym na tyle skoncentrowany, że dopiero teraz w mojej głowie powoli klarowała się straszna świadomość, że nie wiem jak i nie wiem kiedy będę miał możliwość powrotu do domu. Taki pobyt tutaj pewnie nie byłby zły, gdybym miał świadomość, że będzie to trwało jakiś określony czas. Załóżmy, w gorszej wersji, miałbym tu spędzić 4 lata. Tyle co ma powstawać sklepienie kaplicy. Wtedy mógłbym się skoncentrować na zbieraniu jak największej ilości materiału, żeby po powrocie do domu zbić gruby majątek na potencjalnych książkach. Oczywiście, dowodów nie będę miał jak skołować, więc prace naukowe to by nie były, ale hej, byłoby co poczytać jakby nie patrzeć. Miałbym wtedy świadomość, że to wszystko jest tymczasowe, i prędzej czy później wrócę do swojego ciepłego mieszkania i będę mógł w spokoju zawinąć się w koc, wyjąć laptopa i z czystym sumieniem spisać to wszystko czego się dowiedziałem. Zamiast tego bez koca, bez laptopa i bez czystego sumienia siedziałem na pryczy w XVI wiecznym Rzymie, nie wiedząc czy wrócę do domu teraz, za minutę czy za 28 lat. A może wcale?
W takim ciągu myślenia powoli odpływałem w rzeczywistość snu, po raz kolejny zresztą, kiedy to kolejna osoba postanowiła odebrać mi te resztki przyjemności z życia. W jednej chwili radośnie chrapałem, w następnej poczułem raptowny ścisk klatki piersiowej. Jakby ktoś zrzucił mi kowadło na mostek. Zaciągnąłem się głośno powietrzem otwierając szeroko oczy, prawie jak jakiś wyciągnięty z filmu trup który magicznie zmartwychwstał.
-Ej Siwy!
Usłyszałem w momencie kiedy czyjeś ręce zaczęły mnie chwytać za ramiona i nawet powoli zaczynały trząść mną do tyłu i do przodu. Przed oczami powoli zaczynał mi się wyostrzać obraz bruneta z góry, który według ostatniej wymiany zdań nazywał się Massimo. Oczywiście, że to musiał być ten. Wydawał się z nich najmniej wyważony psychicznie, więc jeśli ktoś miał mnie obudzić praktycznie wskakując na mnie i rzucając mną na boki, to musiał być ten konkretny człowiek.
-Ale ty nerwowy jesteś- parsknął, widząc moją histeryczną reakcję i zapowietrzenie się. -Choć na górę, nie będziesz spać przecież cały dzień.
Moja twarz nie mogła nawet udawać pozytywnego nastawienia do tego pomysłu. Nie czułem jakbym spał cały dzień. Ba! Nie czułem żebym spał więcej niż 5 minut, ale nie miałem ochoty się z nim kłócić na tym etapie. Bo co by mi to dało? Mruknąłem więc tylko ciche "Aha" i niechętnie powlokłem się za nim po schodach na górę.
***
Nie wiedziałem już, czy siedzę w tej pozycji godzinę, dwie czy może jeszcze więcej. Dostałem stołek w pobliżu ściany i miałem na nim siedzieć, kiedy dookoła mnie tkwiło 5 obcych mi ludzi z zaostrzonymi rysikami, próbującymi oddać mój totalny brak muskulatury. Komentowali coś odnośnie moich zagięć w łokciach, czy inne takie, ale równie dobrze mogli mówić totalnie po włosku, a ja pewnie zrozumiał bym niewiele mniej. To była w ogóle zastanawiająca kwestia. Mój włoski był na poziomie pomiędzy 0 a -1. Uczyłem się go przez dosłownie chwilę, na samym początku studiów. Znałem jakieś pojedyncze, wyjęte z kontekstu słowa, ale to by było na tyle. No chyba, że liczymy moją co chwila umierającą przygodę z Duolingo, w takim przypadku może trochę więcej. Dlaczego więc rozumiałem wszystko co ci ludzie mówią? To akurat trudne do opisania. Bo hej, ja wiedziałem, że oni mówią po włosku. Miałem tego świadomość. Po prostu ich rozumiałem. Wiedziałem też, że ja na pewno mówię po polsku, a oni mnie przy tym rozumieli. Nie używali też języka którego tak dużo naczytałem się w renesansowych książkach. Brzmieli dokładnie tak, jak każdy człowiek w ich wieku brzmiałby w mojej warszawie. Było to niedorzeczne połączenie.
CZYTASZ
Coś się dzieje 2.0
Historical FictionJest to pisana na nowo wersja opowiadania które zacząłem pisać 7 lat temu, dlatego są dwa. Z XXI wieku nagle do renesansu? Przejebane. Jarek to student historii sztuki na UW. Jego życie było takie jak wielu innych ludzi (pomijając jego ogólne upoś...