Rozdział 1.

276 14 2
                                    

She's my cherry pie

Cool drink of water such a sweet suprise

Teastes so good make...

Kuźwa..znowu ten budzik. Ile on jeszcze będzie razy dzisiaj dzwonił !?

Gen westchnęła z powodu kolejnego napadu maszyny i braku jakichkolwiek chęci do życia, ale mimo wszystko otworzyła oczy i wyłączyła już na dobre dalej to grającego jej ulubioną piosenkę zespołu Warrant intruza.
Popatrzyła na zrzucony jak co noc z łóżka telefon.

6.15. Chyba jeszcze wyrobię się, żeby sprawdzić te moje wszystkie konta.

Kolejny raz z nieurywanym bólem przewróciła się na drugi bok i zaczęła sprawdzać swoje portale społecznościowe. Facebook, Instagram, Twitter. Nawet sprawdziła Snapchata na którego dość długo nie zaglądała, ale na nim również nie znalazłam żadnych powiadomień od przyjaciół.

Zresztą co tu się dziwić, Genevieve nie miała znajomych.

Z rezygnacją wstała z łóżka i poszła się ogarnąć, by później zjeść śniadanie.
Stanęła przed pełną szafą ubrań, jednak jak zwykle nie mogła się zdecydować co na siebie włożyć. Obróciła się i zajrzała przez okno. Kolejny dzień już od prawie dwóch tygodni padał deszcz, ale jej to nie przeszkadzało, Gen kochała deszcz i mogła na nim przebywać cały czas.
Odwróciła się z powrotem do szafy i uważnie poprzeglądała wszystkie ubrania na wieszakach. W końcu zdecydowała się na granatowe rurki z poprzecieranymi kolanami, czarną koszulkę z logiem zespołu ACDC i również czarną skórzaną męską kurtkę, którą udało jej się 'wyłowić' w pobliskim second handzie do tego jakieś różowe majtki z koronką i czarny stanik, nie przejmowała się nie pasującą do siebie bielizną.
Złożyła wszystko w niewielką kupkę i pewnym krokiem ruszyła w stronę łazienki, która mieściła się po przeciwnej stronie jej pokoju.

Mam nadzieję, że ten bachor, Jared nie wyprzedzi mnie do łazienki jak ostatnim razem. Młody naprawdę potrafi irytować.

Na szczęście cała łazienka była tylko i wyłącznie do dyspozycji Gen, więc dziewczyna nie czekając zaczęła się ubierać.
Po skończeniu, podeszła do lustra i przyjrzała się sobie uważnie. Czarne kosmyki długich włosów leciały jej niesfornie na twarz, która była całkowicie blada, zresztą jak cała Genevievie. Odziedziczyła taki kolor skóry po swojej mamie, która przypominała swoją córkę w bardzo dużym stopniu.
Pod wielkimi, również jak włosy, czarnymi oczami dziewczyny były duże, fioletowe sińce, które niczym nie dało się ukryć. Wierzcie, próbowała i to nie raz.
Podśpiewując piosenkę Lynyrd Skynyrd "Sweet Home Alabama" Gen przystąpiła do swojego codziennego rytuału. Makijażu.
Na twarz nałożyła małą ilość pudru, tylko dlatego, żeby nie świecić się zbyt bardzo w trakcie kolejnego dnia w szkole. Na rzęsy nałożyła granatową maskarę, a usta obdarowała delikatną różową szminką z firmy Rimmel.
Gdy uznała, że wszystko jest tak jak powinno wyszła z łazienki, zostawiając po sobie leżącą na ziemi pidżamę. Zawsze zapomniała, żeby ją położyć na kosz z bielizną.

Która godzina ? Fuck, już po 7, za 10 minut mam autobus !

Zbiegając po schodach szybko wpadła do ( o dziwo ) pustej kuchni i zaczęła szukać czegoś do jedzenia w lodówce.
Nagle usłyszała niesamowicie głośne dźwięki, które tak ją przestraszyły, że upuściła mleko, które już trzymała w jednej z rąk.

Co do chuj...!?

| Mam nadzieję, że 1. rozdział Wam się podobał i będziecie czekać na więcej !
P. S. Wybaczcie za tak dużo opisówki, później będzie lepiej, xx |

Urodzony ŁowcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz