Epilog

4 0 0
                                    

Minął tydzień i wszystko do cholery sobie przypomniałem, wszystko. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Było południe, gdy otworzyłem na oścież drzwi CamEleona (bez koloryzowania). Nie zwracałem uwagi na nielicznych klientów siedzących przy stolikach. Od razu skierowałem się w stronę baru. Na ladzie leżała taca, którą powoli zapełniała dziewczyna w wysokiej kitce.
- Potrzebuję porozmawiać z właścicielem - powiedziałem do niej chłodnym tonem.
- Wyszedł jakiś czas temu - wzruszyła ramionami - napijesz się czegoś?
Nie odpowiedziałem, bo w progu stanął dwudziestotrzyletni blondyn. Rozmawiał ze swoim dostawcą. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę, gdy tylko mnie zobaczył. W milczeniu podszedł do lady i postawił na niej drewniana skrzynię, którą trzymał. Kelnerka spojrzała na nas pytająco, zaraz jednak wróciła do pracy. Jack usiadł nieco dalej nie zwracając na nas uwagi.
- Wróciłeś, Dominic - blondyn spojrzał na mnie bez wyrazu.
Stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się całowaliśmy? - zacząłem od najmocniejszego.
Wzruszył ramionami.
- Gdybym ci powiedział to czy cokolwiek by to zmieniło?
- Już mam tego dosyć, Cam. Ja naprawdę tego nie rozumiem. Traktowałem cię jak pocieszenie po moim marnym związku, zmusiłem cię do tylu okropnych rzeczy. Jesteś pierwszą wartościową osobą jaką poznałem od dawna, a wszystko spieprzyłem. Po tym wszystkim co ci zrobiłem, jak możesz nie patrzeć na mnie z obrzydzeniem? Cameron, nawet nie wiesz jak bardzo tego żałuję że mnie poznałeś i...
- Przestań, błagam cię przestań - widziałem łzy w jego oczach - ty nic nie rozumiesz, a mi brakuje odwagi żeby ci wyjaśnić.
- Więc przestań być takim egoistą i podziel się w końcu swoimi emocjami. Może jestem głupi, ale napewno nie ślepy. Widzę, że coś ci leży na sercu, a ty głęboko to w sobie dusisz. Cały czas o coś chodziło.
- Uważasz mnie za egoistę i pewnie masz rację, ale gdybyś był na moim miejscu - westchnął - wiedziałbyś, że rani mnie to co mówisz, że chcesz wyprzeć tamtą noc, mimo że dla mnie była jedną z lepszych w życiu. Myślisz, że wyrządziłeś mi krzywdę, a robisz to teraz przepraszając mnie za każdy wspólny czas. Kiedy chciałeś się ze mną przespać z bólem ci odmówiłem, ale to wszystko zrobiłem dla ciebie, nie dla siebie.
- Nic już nie rozumiem - powiedziałem zdezorientowany - czyli chciałeś tego wszystkiego? Do kurwy nędzy, chciałeś żebyśmy się przespali?! Dlaczego?!
- Bo się zakochałem, debilu - uśmiechnął się smutno.
Fala gorąca spłynęła mi po plecach. On naprawdę to powiedział. Na chwilę nastała cisza.
- Przez cały czas myślałem, że wszystko co robiłem sprawiało ci ból i upokorzenie - powiedziałem powoli - tymczasem raniłem cię, mając ulgę że między nami nic nie było, bo ty cholerny idioto się zakochałeś. Liczyłem, że odsuwając się od ciebie dam ci spokój. Myślałem, że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
- Bałem się, że mnie znienawidzisz. Przecież to oczywiste, że nie odwzajemniłbyś moich uczuć.
- Naprawdę się zakochałeś? Nie przyszło ci do głowy, że to może z desperacji? Wybacz, Cameron, ale sam dopiero straciłeś chłopaka i być może potrzebowałeś jedynie wypełnić po nim pustkę?
- Nie - od razu zaprzeczył - nie byłeś żadnym pocieszeniem. Chcesz żebym się otworzył? Proszę bardzo. Najpierw było mi ciebie żal, dobrze wiedziałem jak się czujesz. Kiedy nie wiesz co ze sobą zrobić i masz wrażenie, że cały świat staje przeciwko tobie. Później wróciłeś, byłeś taki pewny siebie i mimo tego, że nieźle się upiłeś, stanąłeś w obronie zwykłej szarej osoby, której nie znałeś. A wszystko co mówiłem podczas tamtej nocy było szczere. Zakochałem się w nieosiągalnym i uświadomiłem to sobie, gdy wstałeś nic nie pamiętając. Pocałunek z tobą był najlepszym co mnie spotkało, ale traktowałem go jedynie jako przyjemny sen.
- Cam - jęknąłem - przecież ja nawet na ciebie nie zasługuję.
- Wiem - uśmiechnął się - i zostańmy przy tej wersji.
Po tym co mi powiedział załamałem się jeszcze bardziej, w środku czułem jedynie obrzydzenie do siebie i złość. Oczywiście, że był dla mnie ważny, oczywiście że stał się osobą na której, wiem że będę mógł polegać, która mogłaby uczynić mnie szczęśliwym. Ale go nie kochałem, a przynajmniej nie byłem zakochany. A to było okropne. Musiałem go zranić, bo okłamując tylko pogorszyłbym sprawę.
- Cam - wyszeptałem czując jak zasycha mi w ustach - to wszystko tyle dla mnie znaczy, ale...
- Nie kończ - przerwał - to by było zbyt proste. Nie możemy być razem, najwyraźniej nie jest nam to pisane.
Wydawał się to wszystko rozumieć, stał przede mną ze stoickim spokojem, ale głębokiej dziury w jego sercu nie udało mu się ukryć w spojrzeniu z resztkami nadziei.
Zrobiłem dwa kroki do przodu i nim zdążył mnie zatrzymać mocno go przytuliłem.
- Przepraszam, nie chcę żebyś cierpiał, ale nie potrafię cofnąć czasu.
Cameron przejechał ręką po twarzy i westchnął.
- Nie mogę zmusić cię do miłości. Nikt nie mówił, że życie jest proste. Mogę ci tylko zadać ostatnie pytanie.
Czekałem cierpliwie co chce mi powiedzieć.
- Czy chcesz zapomnieć o tej znajomości i stracić ze mną kontakt, na zawsze? Bo jeśli tak jestem gotowy to zrobić.
Zastanowiłem się. Oczywiście, że nie chciałem, ale uznałem, że należy mu się sprawiedliwość.
- Jeżeli to cię uszczęśliwi to tak - ledwo wypowiedziałem to zdanie. To ja niszczyłem uczucia Camerona, ale zewnętrznie musiałem trzymać się dużo gorzej od niego.
- W takim razie z przykrością muszę stwierdzić, że ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. Jesteś jedyną osobą na której mogę polegać. Nie odbiorę sobie szczęścia, które wreszcie mnie spotkało - powiedział - zapraszam do CamEleona w następny weekend.
Z jednej strony ogarnęło mnie uczucie ulgi, z drugiej czujność i postanowienie, że zrobię wszystko żeby Cameron był szczęśliwy, jednocześnie będąc z nim szczerym.
Spojrzeliśmy na siebie ze zrozumieniem i przytuliliśmy ostatni raz. Odsunęliśmy się od siebie słysząc ciche szlochanie.
- To takie wzruszające - ryknął Jack na swoje usprawiedliwienie.
- Taa - podrapałem się po głowie i znowu spojrzałem na blondyna - jakbyś czegoś potrzebował możesz na mnie polegać. Oczywiście jeśli chcesz.
Cam pokiwał głową.
- Widzimy się za niecały tydzień, sami.
- Uważasz, że chciałbym przyprowadzić tu kogoś jeszcze? Napewno nie Marco i jego bandy debili.
- Wcale bym się nie zdziwił - mruknął, więc trąciłem go łokciem.
Wyszedłem z baru smutny, ale z nadzieją, że będzie lepiej. Sylwetka kobiety opierała się o jeden z budynków w ciasnej uliczce.
- Lucía - podszedłem do niej zdziwiony.
- Już myślałam, że nigdy się nie spotkamy - powiedziała - może zaprosisz mnie na włoski obiad? Albo wyzwiesz na konkurs w piciu - dodała kpiąco.
- Bardzo śmieszne - przewróciłem oczami - szczerze mówiąc nie jestem w nastroju.
- Nie układa ci się z blondi?
Pokręciłem głową.
- Nie o to chodzi. Bardzo go zraniłem, a tego nie chciałem.
Machnęła ręką.
- Nic mu nie będzie. Zobaczysz, szybko się pozbiera przy boku najlepszego przyjaciela. To może obiad u ciebie?
Złapała mnie za rękę. Nie zaprzeczyłem, więc po prostu ruszyliśmy przed siebie. Nie bardzo wiedząc co będzie, czułem że to właściwa droga.

CamEleonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz