☉
Ziemie spowił popiół na spalonych resztkach miast i wsi. Nieprzyjemny zapach unosił się w powietrzu przypominając o bitwach rozegranych na tych terenach. Odór krwi i martwych ciał można było wyczuć na całej powierzchni kraju. Czerwień i sadza pokrywała też dłonie i poranione ciała wojowników ocalałych w tej wojnie.
Stawiali swoje kroki powoli, zbierając się w grupy, przytulając przyjaciół, których nie zdołała zabrać dziś śmierć. Nie zostało ich wielu. Z wielotysięcznej armii zostało niewiele ponad dwustu żołnierzy.
Gdy znaleziono już wszystkich żywych pośród nieładu ciał, skierowali swoje oczy na króla, który umęczony stał na wzgórzu. Jego wzrok był ciemny i wyrażał ogromne zmęczenie. Pojawił się w nich smutek, który miał upamiętnić poległych w obronie swego władcy. Zebrani uklękli i złożyli mu pokłon pełen oddania. Cisza wydawała się opłakiwać zmarłych i zdewastowaną naturę.
Król podniósł wzrok. Przez chmury zdołał wydostać się promień słońca, który teraz oświetlał pobojowisko. Zdziesiątkowana armia odwróciła się od tego widoku, i nie patrząc wstecz, kroczyła przed siebie, aby zawitać znów do swojego kraju, oddalonego o tyle kilometrów stąd. Choć strudzeni walką i obolali od ran, ich myśli krążyły tylko wokół jednej tyko rzeczy - domu.
☉
Państwo Kurai odniosło ogromne straty. Wojna pożarła w ogniu tysiące wiosek i miast, a z nimi kobiety, mężczyzn, dzieci i zwierzęta. Król jednak odrzucał poczucie winy, gdyż tak musiało być. Wojna niosła szkody, jednak kraj musiał z powrotem się podnieść i odbudować, by stawać się silniejszym wspominając dawne błędy.
Przechodząc przez kolejną spopieloną wioskę, na drodze zobaczyli drobną postać. Szczegóły zasłaniał dym i popiół wciąż wirujący w powietrzu. Żołnierz, jadący po prawicy króla położył dłoń na rękojeści miecza. Władca jednak dał mu znak dłonią, aby się uspokoił i sam podjechał bliżej mizernej istoty.
Przed wierzchowcem Króla stał wychudzony chłopiec. Jego ubrania były podarte, jednego rękawa jego cienkiej koszuli już prawie nie było, a w spodniach widać było dziury ozdobione krwią. Twarz dziecka przyozdabiały sadza i błoto. Narysowane na nich były ścieżki, które niegdyś były pewnie łzami spływającymi po policzkach.
Mężczyzna zsiadł z konia i popatrzył na chłopca. Posłał mu kojące spojrzenie. Dziecko cofnęło się, a jego oczy były nieufne i emanowały też złością. Nic jednak nie powiedział, a czekał co zrobi rosły mężczyzna.
- Nie ma się czego bać. Nic ci nie zrobię. - rzekł spokojnym głosem. Dziecko wciąż patrzyło nieufnie, jednak z większą ciekawością. Król nie wiedział czy chłopiec go zrozumiał. Był cudzoziemcem, a nie wyglądał też na kogoś kto uczyłby się języka uniwersalnego, którego używano w każdym kraju, by się porozumieć.
Żołnierze stali z tyłu, niepewni co mają zrobić w tej sytuacji. Jednak żaden nie ośmielił się odezwać bądź ruszyć do przodu wbrew woli władcy.
- Jak się nazywasz? - król mówił wciąż do chłopca ciepłym tonem, wyciągając przed siebie rękę. - Jestem Han Yeongcheol, król Tongaru. Wojna się skończyła. Mogę ci pomóc.
Wyczekująco patrzył na chłopca, który zrobił krok w jego stronę. Odgarnął kosmyk kudłatych włosów, które przysłaniały jedno oko. Widoczne teraz były jego ciemnożółte źrenice.
CZYTASZ
Icarus | woosan
FanfictionTongar jest krajem, który w wojnie zwyciężył z przeciwnikiem. San dorasta w pokoju, bez konfliktów. Jednak wszystko się odmienia, gdy w zniszczonym państwie robi się niespokojnie. Gdy razem z Seonghwą wyrusza na zwiad, niespodziewanie zostają rozdzi...