Rozdział 5.

36 5 4
                                    

San niemal cały czas patrzył w morze rozciągające się wokół. Wydawało mu się nieskończone, jakby mieli już zawsze tylko dryfować przez fale. Seonghwa wręcz przeciwnie. Nie przepadał za wyprawami morskimi, dlatego większość czasu spędzał pod pokładem. Młodszy nie do końca rozumiał, jak można nie kochać takiej formy podróży. San całe życie spędził w Tongarze. Nawet na terenie kraju niewiele podróżował. Tak daleka wyprawa napawała go entuzjazmem.

Po jakimś czasie Seonghwa wynurzył się spod pokładu i dołączył do Sana. Spojrzał przed siebie na delikatne fale, które obijały się o statek. Słońce w południe górowało nad nimi, a jego blask odbijał się od nieskończonych wód.

- Za jakieś dwie godziny powinniśmy dotrzeć do celu. - oznajmił Seonghwa, spoglądając na Sana. Uśmiechnął się, gdy zobaczył jego lśniące oczy łapiące każdy skrawek krajobrazu. Nad nimi zaskrzeczała mewa. San podniósł wzrok, by śledzić jej lot.

- Dużo razy pływałeś statkiem? - zapytał młodszy.

- Kilka razy. Niedaleko. Nie przepadam za morzem. - odparł krótko. San pokiwał głową. Zastanawiał się, co jeszcze zobaczy podczas tej wyprawy.

Gdy na horyzoncie zaczął zbliżać się ląd, załoga zaczęła się krzątać po pokładzie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdy na horyzoncie zaczął zbliżać się ląd, załoga zaczęła się krzątać po pokładzie. San był nieco zawiedziony, że podróż statkiem dobiega już końca, jednak po chwili ogarnęła go ekscytacja na myśl o obcym kraju. Przed sobą widział już port Verbundy. Widać było nawet zarysy zamku Nett.

Gdy dobili do portu, pasażerowie zaczęli przygotowywać się do wysiadki. San patrząc na Seonghwe, mógł stwierdzić, że coś tu nie gra. Park miał zmartwiony wyraz twarzy i rozglądał się uważnie.

Gdy wysiedli na brzeg do Seonghwy podszedł jakiś człowiek. San nie słyszał o czym rozmawiali, jednak wywnioskował, że o niczym przyjemnym. Seonghwa jeszcze bardziej zmarszczył brwi. Gdy skończyli rozmawiać, Park podszedł do Sana. Nie odezwał się od razu, jego twarz nie zdradzała teraz nic. Jedynie rozglądnął się dookoła.

- Co się dzieje? - zapytał San zmartwiony.

- W mieście pojawili się cudzoziemcy z Kurai. - odparł cichym głosem Seonghwa. - Nie damy rady przedostać się tędy przez granicę. Jeśli dotarli tutaj, król Arata nie jest nam w stanie pomóc, nawet jeśli by chciał.

San umilkł nie wiedząc, co ma powiedzieć. Czy ich podróż kończy się tutaj? Myśl o spiskowcach bardzo szybko przerodziła się w prawdę. Po raz kolejny intuicja Seonghwy nikogo nie zawiodła. Jednak ich problemem teraz było to, że w mieście kręcili się ich wrogowie. W tym samym czasie, kiedy oni się w nim znajdowali.

- Jeśli się nam poszczęści, jutro stąd odpłyniemy. Statek wypływa w południe. Naszym zadaniem do tego czasu jest zamaskowanie naszych intencji. Nie ufaj nikomu i najlepiej nie rozmawiaj, jeśli nie jest to konieczne.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 02 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Icarus | woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz