Rozdział 1.

44 9 8
                                    

Wnętrze karczmy było duszne, a powietrze przesiąknięte było zapachem alkoholu. Ludzie siedzący przy drewnianych ławach zajmowali się swoimi sprawami, co zwykle znaczyło tyle samo co plotki. W mieście nie było wiele rozrywek, więc każdy musiał się czymś zadowolić. Choć były to okolice zamku, największe miasto znajdowało się bardziej na południe kraju. Mało kto dla zwykłej rozrywki jechałby specjalnie do dużego miasta. Zabierało to cenny czas i pieniądze.

San siedział naprzeciw swojego starego przyjaciela. Wciąż nie dowiedział się z jakiego powodu go tu przyprowadził. Zazwyczaj siadali w tak tłocznych miejscach, kiedy chciał mu coś przekazać lub omówić jakiś temat. Seonghwa choć był wcale nie taki stary, zajmował wysoką pozycję w królestwie. Król często zlecał mu ważne zadania. San podejrzewał, że tym razem może i chodzić o coś podobnego.

- Na północy robi się niespokojnie. - przemówił w końcu Seonghwa, sącząc powoli zamówiony napój. Nie lubił piwa, ale idąc do karczmy musiał sprawiać jakieś pozory. Chętniej napiłby się jakiejś kawy. - Sytuacja może zrobić się nieciekawa.

- Co się dzieje na północy? I skąd masz takie informacje? - zaciekawił się San. Seonghwa rzadko wspominał o konfliktach w innych krajach. Od prawie piętnastu lat, wszystkie kraje cieszyły się raczej pokojem.

- Król koresponduje regularnie z królem Verbundy. To nasz najbardziej zaufany sojusznik. Jego zamek jest najbliżej siedziby króla Kurai.

- Kurai? Ten kraj zniszczony podczas ostatniej wojny? Chyba powinien się już odbudować po tylu latach, prawda?

- Król Yeongcheol tak myślał, ale tak się nie stało. Odbudowana została niewielka część. Duża większość kraju to wciąż ruiny. Król mieszkający na zamku Maketa tak naprawdę nie ma czym rządzić.

- Więc co może się dziać w kraju ruin? - zapytał San. Temat wydawał mu się zaskakujący, patrząc na fakt, że nigdy nie był za granicą.

- W tym rzecz. Kraj ruin, gdzie mieszka niewiele ludzi. - zaczął wywód Seonghwa, patrząc Sanowi w oczy - Jest idealnym miejscem na kryjówkę kogoś, kto coś knuje.

- Sugerujesz jakiś spisek? Wiesz kto to może być?

- Mam pewną myśl, ale na razie wolę się nią nie dzielić. Muszę zrobić lepsze rozeznanie. - wypił ostatni łyk piwa i otarł usta. - Jutro wyruszam na południe. Jadę szukać pewnego maga, który powinien się kręcić gdzieś niedaleko Gór Orlich Gniazd.

- Długo cię nie będzie?

- A bo ja wiem. Jeśli uda mi się go szybko znaleźć to czas na pewno się skróci. Jutro wieczorem powinienem dotrzeć do Gaumind. Tam na pewno znajdę nocleg, a później ruszę dalej. Myślę, że będę z powrotem za pięć dni. Nie zanudzisz się beze mnie? - Seonghwa zaśmiał się, a San popatrzył na niego z miną urażonego dzieciaka. Wyszli z karczmy, gdy słońce zaczynało zbliżać się do horyzontu.

- Uważaj na siebie. - powiedział San na pożegnanie. Seonghwa jedynie pomachał mu z uśmiechem. Jeśli miał być szczery, nie miał tak naprawdę wiele do roboty. Seonghwa naprawdę dodaje wiele rozrywki do jego życia. Choć w szkole rycerskiej poznał wiele ludzi, nikt szczególnie nie wyrażał chęci poznania go bliżej.

Szedł krętą drogą do swojego domu. Jego matka pewnie już czekała na niego z obiadem. Z daleka dojrzał jej szczupłą sylwetkę w oknie. Uśmiechnął się i ruszył w stronę niewielkiej chaty.

Icarus | woosanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz