Czternaście.

1.3K 192 41
                                    

Michael:


Po dwóch, trzech piwach w nocy z soboty na niedzielę pomyślałem sobie, że powinienem pojechać do Luke'a i wziąć go na małą przejażdżkę, pokazać mu Sydney nocą. Nigdy nie spacerował po ciemku, bał się. Zwierzył mi się, kiedy u niego byłem. Wsiadłem do mojego czarnego auta i bez zapinania pasów szybko wyjechałem. Mknąłem przez śpiące miasto jak wariat. Czerwone światło. Po co to komu?

Na chuja mi to - rzekłbym.

Przejechałem na czerwonym upewniając się, że samochód przed którym mam się zatrzymać jest wystarczająco daleko, abym mógł sam przejechać przez swoją drogę. Przemknąłem dość szybko. Jechałem na obrzeża, gdy nagle w lusterku zauważyłem radiowóz.

Serio, teraz?

Nie możecie wpieprzać pączków jak zresztą zawsze?

Zjechałem grzecznie na pobocze i czekałem na jednego wysokiego i szczupłego policjanta i drugiego niskiego i grubego. Kto dał mu tą pieprzoną pracę? Nikogo nie złapie, jedynie przeceny na pączki w supermarketach.

Opuściłem szybę patrząc na nich niewinnym wzrokiem.

- Coś się stało, prze pana?

- Przejechanie na czerwonym świetle - notował coś w swoim notesiku ołówkiem - zakłócanie porządku w nocy, duża prędkość...

- Ale...

Wciągnął powietrze i mówił dalej.

- Do tego dochodzi nie zapięcie pasów i jazda pod wpływem alkoholu.

Zajebiście. Jeszcze sprawdźcie mi bagażnik, czy może tam nie mam martwego pieprzonego jednorożca.

- Poproszę prawo jazdy - powiedział ten gruby.

Oczywiście, że je miałem. Zawsze mam, nie wyciągam go nawet z auta.

Podałem posłusznie.

Zaczął znowu coś pisać w notesie i oddał dokument.

- Jedzie pan z nami. - powiedział.

- Przejażdżka? Super...

- Z noclegiem w finale podróży, panie Clifford.

Po nazwisku, to po pysku, łysa pało.

- Mogę zadzwonić po kolegę, aby wziął moje auto?

- Oczywiście.

Zadzwoniłem po Caluma, który zjawił się kilka minut potem. Dałem mu kluczyki a on odstawił mój samochód pod mój dom.

Wyciągnęli kajdanki i mnie zakuli.

- Obejdzie się bez tego? - zapytałem i cicho syknąłem.

- Takie prawo - wzruszył ramionami wyższy policjant i weszliśmy do radiowozu.

Grzecznie siedziałem z tyłu i patrzyłem na śpiące miasto, znowu...


~*~


- Mogę zadzwonić do przyjaciela? Proszę, to bardzo ważne - błagałem niskiego blondyna, kiedy byliśmy w areszcie.

- Niech ci będzie, tam masz telefon - pokazał mi budkę.

Grzecznie podziękowałem i podszedłem. Wykręciłem numer Luke'a, mam nadzieję, że nie będzie zły, że dzwonię w środku nocy.

- S-słucham? - usłyszałem jego zaspany głos w słuchawce.

- Luke, jestem w areszcie

- Gdzie?

Zaakceptuj mnie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz