Określenie mojego typu osobliwości było by nie lada wyzwaniem. Balansowałam pomiędzy ekstrawertykiem a introwertykiem. Lubiłam kontakt z ludźmi ale bardzo ceniłam sobie czas sama ze sobą.
Co ukazuje przykład chociażby mojej niedzieli, zamknięta na trzy spusty zajęłam się generalnym sprzątaniem jak i oglądaniem cholernie nudnej komedii.
Poniedziałek nie miałbyć w sumie lepszy, czekało na mnie trochę pracy zdalnej, ale po za tym zapowiadał się dzień bez zbędnych wrażeń.
Wybiła dwunasta, stałam przy ekspresie, obserwując jak brązowa ciecz wypełnia po brzegi filiżankę. Gdy dźwięk dzwonka, rozbrzmiał w moich uszach.
Zdziwiona podeszłam do drzwi, nie szczególnie spodziewałam się gości. Lecz na ganku stał kurier.
- Przesyłka dla Pani - Powiedział młody chłopak, podając mi potwierdzenie odbioru.
- Ale ja nic nie zamawiałam - Zaprzeczytałam zdziwiona, na co mężczyzna wzruszył ramionami.
- Już jest opłacona - Wcisnął mi do dłoni kartkę z długopisem. - Niech Pani weźmie i mi roboty nie utrudnia.
Złożyłam na dokumencie nie staranną parawkę, kurier w tym czasie wrócił do busa. Zdezorientowana przyglądałam się mężczyźnie który niósł w rękach wielki bukiet białych goździków.
- Jest Pan pewny? - Krzyknęłam, mając świadomość że mógł się pomylić.
Ze zmieszaną miną, stanął na środku chodnika wyciągając kartkę z kieszeni roboczych spodni.
- Olive Ave, 1916? - Zapytał spoglądając na mnie podejrzliwie. Przytaknęłam mężczyźnie, zastanawiając się w jakiej ukrytej kamerze aktualnie się znajduje.
- To jestem pewny - Prychnął, podchodząc do mnie. Wręczył mi bukiet, zabierając dokument z mojej dłoni. Obrócił się napięcie po czym burknął pod nosem coś na wzór pożegnania by spowrotem wrócić do swojej pracy.
Nie zastanawiając się długo, weszłam do mieszkania. Zamknęłam za sobą drzwi, oglądając badawczo prezent.
Od kogo one mogą być? Przestudiowałam wszystkie możliwe osoby które przychodziły mi na myśl. Przez głowę przeszły mi urodziny, ale przecież do cholery nie mam ich dzisiaj.
Nalałam świeżą wodę do pustego wazonu, wsadzając w niego goździki. Pomiędzy liśćmi znajdowała się mała, złota koperta. Wyciągnełam ją, podejrzliwie otwierając.
"Mam nadzieję że chociaż raz się dzięki mnie uśmiechniesz. N"
Nie przypominam sobie bym w ostatnim czasie znała kogoś bliżej na literę N, nawet z kobiet, nie mówiąc już o mężczyznach. Przerwałam zaprzątanie sobie głowy kwiatami, zdając sobie sprawę że ktoś poprostu mógł wpisać zły adres.
Zabrałam z blatu kubek z kawą, po czym weszłam do salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, odpalając laptopa z zamiarem ogarnięcia papierkowej roboty.
Przy masie maili, obliczeń i stercie dokumentów czas płynął mi nie wyobrażalnie szybko. Ciągłość pracy przerwał mi dzwonek do drzwi. Ociężale podniosłam się z kanapy, spoglądając na zegar ścienny. Wybiła punktualnie godzina czternasta.
- Kogo tu niesie - Weschnełam pod nosem, podczas otwierania mojego azylu.
Fuknęłam ciche przekleństwo gdy okazało się że wokół wejścia, nie ma ani jednej żywej duszy.
Spojrzałam pod swoje nogi, na wycieraczce leżały kolejne kwiaty. Podniosłam je, obracając w dłoniach.
Nie doszukując się już odpowiedzi, weszłam na korytarz, zmierzając w stronę salonu. W swoich dłoniach trzymałam pięknie rozwinięte Chabry polne. Wśród nich znajdowała się kolejna tym razem fioletowa koperta. Z prędkością światła wyciągnęłam ją z opakowania.
CZYTASZ
Kochanie, Nie odpuszczę 18+
Romance"Jeśli spotkasz kogoś, dzięki komu twoje serce zabije, walcz, nawet jakby miała cię odrzucać do końca życia" Jeden wieczór, zwykła rozmowa i nie odwzajemnione zainteresowanie pociągnęły za dwudziestosiedmioletnią Cornellią Parker tylko jedno. Kłopot...