Minęły cztery dni od feralnego podpisania umowy, aktualnie przemieszałam się ulicami San Diego w celu powrotu do domu. Pół dnia jeździłam z hotelu do hotelu. W końcu nie tylko moja praca polegała na popijaniu kawki z nosem w komputerze, chodź nie zmiernie nad tym ubolewam.
W wstecznym lusterku dostrzegłam znajome, niebieskie auto.
-No bez jaj. Warknęłam, zajeżdżając na swoją ulicę.
Nabrałam powietrza w płuca, otwierając drzwi. Zirytowana, postawiłam stopy na asfalcie, z hukiem zatrzaskując auto. Oparłam dłonie o biodra, przyglądając się zadowolonemu blondynowi. Z uśmiechem na twarzy, ruszył w moim kierunku.
-Witam przyjaciółkę. Odrzekł, obchodząc mój samochód wokół, by stanąć vis a vis mnie.
-A ty tu co? Zapytałam ozięble. Nie tyle że byłam jakoś specjalnie obrażona czy też wściekła na niego lecz wiedziałam że jeśli fatyguje się specjalnie pod mój adres to w dziewiedziesięciu procentach coś chce.
-Ja? Nic. Poprawił czarne okulary na swoim nosie, wlepiając we mnie podejrzliwy wzrok.
Parsknęłam pod nosem, naciskając guzik, do zamknięcia samochodu. Nie patrząc już na mojego nie koniecznie proszonego gościa, zaczęłam zmierzać w kierunku wejścia do domu.
Jak na natręta przystało, Dennis ruszył za mną jak kula u nogi. Nie rozbierając się weszłam do salonu, siadając na kanapę. Na szklanym stoliku, stał kubek z zimną już kawą. Sięgnęłam po niego, upijając łyk napoju.
Przeniosłam wzrok na stojącego parę metrów ode mnie
Harrisa. Przeklnęłam na siebie w myślach, zdając sobie sprawę że jestem raczej średnią gospodynią domową albo poprostu brak we mnie procenta gościnności.-Chcesz coś do picia? Zapytałam, poprawiając włosy które nie chciały ze mną dzisiaj współpracować.
-Wody. Przytaknął, podniosłam się z miejsca, by zabrać z lodówki butelkę.
Postawiłam ją przed blondynem który już wygodnie rozsiadł się na kanapie.
-Zapytam ponownie, co chcesz ode mnie? Poprawiłam poduszkę za swoimi plecami, układając się wygodnie na fotelu.
-Nie wierzysz w moje czyste intencje? Prychnął, odkręcając napój.
-Ani trochę. Weschnęłam głośno, łapiąc za pilota. Odpaliłam telewizor, skakając po kanałach.
-Zostaw, lubię to. Zawzięcie wymachiwał ręką, gdy na ekranie pojawił się jakiś durny serial typu turecka telenowela.
Co jak co ale Dennis Harris nie raz potrafi zaskoczyć człowieka.
Podparłam sobie ręką głowę, słuchając jego opowiadań na temat fabuły programu. Powoli czułam jak oczy mi się kleją z coraz większą ochotą na małą drzemkę.
-Ej, nie śpij bo jak pojedziemy do Wallera. Rzucił w moją głowę poduszką, która spadła od razu na podłogę.
-No chyba cię pojebało. Wyprostowałam się jak struna, wstając z fotela.
-Od razu pojebało, ostatnio zaspałem to dzisiaj pojedziemy. Machnął ręką, nie odrywając wzroku od telewizora.
-A czy ja ci wyglądam na kogoś kto ma czas latać na każde twoje zawołanie. Rzuciłam rękami w górę, podchodzac do drzwi od tarasu. Otworzyłam je jednym ruchem, łapiąc za używkę leżącą na stoliczku. Odpaliłam ją szybko, zaciągając się gęstym dymem.
-Mogłabyś przerzucić się na te epapierosy one mniej śmierdzą. Wtrącił, opierając się o futrynę, uniosłam brwi na jego uwagę, spoglądając nie przychylnie. -Fakt, nie moja sprawa.
Stąpałam z lewej na prawą nogę, pogoda nie rozpieszczała przez co gęsia skórka pokryła całe moje ciało.
-Po za tym i tak miałaś siedzieć w domu.
Moje ciśnienie skakało do nie wyobrażalnej liczby. Gdybym kiedy kolwiek dorobiła się problemów z nerwicą czy ciśnieniem, pozwę go o szkodliwe.
-Co ci do tego co miałam robić. Fuknęłam.
Jednak dobrze że dostałam tą melisę, możliwe że zasieje jej cały hektar.
-Nic a nic ale jesteś moją prawą ręką i liczę że że mną pojedziesz. Udał że okazuje skruchę, próbując wziąść mnie na litość.
-To już się przeliczyłeś. Skwitowałam, gasząc niedopałek w papielniczce.
-A Lydia ma za tydzień te urodziny? Zapytał, zmieniając temat, przytaknęłam wymijając go w wejściu.
-Tak. Kiwnęłam głową, biorąc kubek w dłoń. Zimna kawa nie jest aż taka zła, mruknęłam pod nosem, upijając już ostatniego łyka.
-Bo widzisz, gdzieś mi ptaszki ćwierkają że będę musiał niestety zamknąć na weekend klub by zrobić inwentaryzacje. Odrzekł spokojnym głosem, zamykając drzwi tarasowe.
-To jest kurwa szantaż. Warknęłam zła jak osa. -Przecież ty się do inwentaryzacji zbierasz od dwóch miesięcy.
-A i owszem. Uśmiechnął się szeroko, poprawiając okulary na nosie. -I widzisz kotku akurat teraz musiałbym już ją zrobić, to co ty dzwonisz to Lydii czy ja?
Ona by mnie zabiła.
-Pojadę. Buknełam, chodź czułam jak moje pieści zaciskają się w maksymalnie bolesny sposób.
-O widzisz, i było tak marudzić.
Olałam jego tekst, ruszając w kierunku schodów. W końcu stwierdziłam że skoro zostałam zmuszona tam jechać, nie będę wystrojona. Po wejściu do sypialni, otworzyłam szafę. Wyciągnęłam z niej komplet dresów oraz długie białe skarpetki.
Zadowolona ze swojego wcale nie oficjalnego przebrania, zeszłam po schodach. Z uśmiechem zwycięstwa, stanęłam przed Harrisem, który przeglądał coś w telefonie.
-Co ty masz na sobie? Zapytał, skanując mój strój od góry do dołu.
-Dresy a co masz kolejny jakiś problem? Podniosłam brew do góry, zakładając ręce na biodra.
-Ani jednego. Westchnęł głośno. Nie czekając dłużej weszłam do przedpokoju. Założyłam na nogi snikearsy oraz za dużą kurtkę skórzaną. Posprawdzałam kieszenie czy aby napewno wszystko ze sobą mam.
Z salonu dobiegł do mnie dźwięk wyłączania telewizora. Na korytarzu pojawił się Dennis, z kluczykami od auta w ręce.
-Jade sama, nie ma opcji by mnie potem ktoś odwoził, przywoził czy cholera wie co. Rzuciłam mu spojrzenie, nie przyjmujące sprzeciwu gdy oby dwoje wyszliśmy na zewnątrz.
-Jak sobie życzysz. Odrzekł, zmierzając w stronę auta.
Westchnęłam głośno, chowając kluczę od drzwi do kieszeni kurtki.Gdy odpaliłam swój pojazd, chłopak wyjechał z posesji czekając aż ruszę za nim.
Droga nie trwała długo, parkowałam na parkingu Volar. Był środek tygodnia przez co w miejscach można było wybierać.
Wyszłam z samochodu, odpalając papierosa. Blondyn podszedł do mnie poprawiając swoją białą koszulę.
-Ja idę zobaczyć czy już go nie ma, wypal i przyjdź.
Kiwnęłam jedynie głową, stając nie daleko papielniczki. Wyciągnęłam telefon z kieszeni, odpisując na pojedyncze wiadomości.
-Witaj kochanie.
Serio, znowu...
CZYTASZ
Kochanie, Nie odpuszczę 18+
Romance"Jeśli spotkasz kogoś, dzięki komu twoje serce zabije, walcz, nawet jakby miała cię odrzucać do końca życia" Jeden wieczór, zwykła rozmowa i nie odwzajemnione zainteresowanie pociągnęły za dwudziestosiedmioletnią Cornellią Parker tylko jedno. Kłopot...