14

55 7 2
                                    

Gdy rano zeszłam po schodach owinięta satynowym szlafrokiem, Lydii już nie było. Brunetka wczesnym rankiem pojechała do pracy.

Standardowo rozpoczęłam dzień kawą, te małe ziarenka można było uznać za moje jedno z uzależnień. Wzięłam w dłoń kubek oraz jogurt waniliowy po czym wyszłam z pomieszczenia, siadając w salonie.

Podniosłam telefon ze szklanego stolika, cztery wiadomości od Dennisa. Nic zaskakującego.

O siedemnastej w Volar.

Kluczę masz!

Masz przyjść.

Jak nie to zabiorę ci plakietkę najlepszego pracownika.

Jaką kurwa plakietkę. Obawiałam się swojego czasu że Harris zostanie na starość samotnikiem ale nie sądziłam że jeszcze szaleńcem.

Odłożyłam telefon obok siebie, odpalając telewizor. Upiłam łyk kawy, wsłuchując się w zapowiadane przez wysoką blondynkę prognozy pogody. Na całe szczęście miało być już coraz cieplej bo nie wytrzymałabym w cholernych sweterkach ani chwili dłużej.

Gdy skończyłam swoje w miarę zbilansowe śniadanie, posprzątałam w salonie, wynosząc naczynia do kuchni. Po czym zawitałam w sypialni ubierając się w jasne jeansy z dziurami oraz biały top.

Spojrzałam na siebie w lustrze, spinając włosy klamrą. Do wyjścia miałam dużo czasu, ale nie zaszkodziło pomalować się wcześniej więc zrobiłam całkiem delikatny makijaż, dodając kreskę brązowym cieniem.

Gdy psikałam się mgiełką, dźwięk dobijania się do drzwi rozniósł się po całym domu, parsknęłam cichym przekleństwem, zbiegając na dół.

Otworzyłam drewno na oścież, witając moją mamę.

-Cześć dziecko. Zawołała radośnie, obładowana cholera wie czym. Przepuściłam kobietę w drzwiach, zabierając od niej masę reklamówek które o dziwo ważyły z tonę.

-Chcesz coś do picia? Zapytałam, odkładając jej dobytek na wyspę kuchenną.

-Kawy. Zaśmiała się, siadając na krześle.

-Co ty mi przywiozłaś? Zdziwiona wlepiłam wzrok na rodzicielkę, wyciągającą z torby doniczkę świeżych ziół.

-Nie wszystko dla ciebie, muszę podzielić prezenty na trójkę potomków. Prychnęła, wytrzepując ręce o spodnie. -Wolisz bazylię czy mellisę?

-Mellisę. Odpowiedziałam, stawiając przed nią kubek z kawą.

Przyda mi się pewnie dożylnie przez tego kretyna

Wcisnęła mi w dłonie doniczkę, postawiłam ją na oknie, opierając się plecami o blat. -Jak przyjechałaś? Zapytałam, mając na uwadze brak prawa jazdy u kobiety.

-Z sąsiadka. Uśmiechnęła się nie winnie, biorąc do ręki kubek.

-A tata wie? Zaśmiałam się, upijając kolejny dzisiejszego dnia napar Bogów.

-A po co? To ja już dzieci sama nie mogę odwiedzić? Fuknęła, szperając w torebce. -Po za tym muszę wybadać życie moich potomków jak gestapo, całkowicie nie zapowiedzianie.

Przyknełam ze zrozumieniem, kobieta wyciągnęła z torby pełno plastikowych opakowań.

-Tu masz dwa obiady, kolację, deser i nalewkę ojca. Zadowolona przesunęła pojemniki w moją stronę. Podeszłam z zamiarem schowania podarków do lodówki.

Gdy odłożyłam szklany prezent na półkę z alkoholami, mama stuknęła się w głowę, przeszukując reklamówki.

-Tu masz ciasto dla tej chudzinki, prawie bym zapomniała. Westchnęła, kładąc kolejne opakowanie na blat. Przytaknęłam posłusznie chowając je.

Rodzicielka bardzo lubiła Lydię, z wielką wzajemnością.

-Deputat już dostałaś to teraz ploteczki, Matias kogoś ma? Zapytała, nie owijając w bawełnę.

-Mamo. Jęknęłam, ta kobieta najchętniej monitorowałaby całe nasze życie uczuciowe, przede wszystkim najmłodszego z rodzeństwa.

-Wystarczy powiedzieć że nic nie wiesz a nie jęczysz.

Pokiwałam zrezygnowana głową, otwierając szafkę kuchenną. Wyciągnęłam z niej paczkę ciastek, stawiając słodycz przed kobietą, była to jedyna rzecz przez którą potrafiła zapomnieć o czym mówiła wcześniej.

-Jakie pyszne te ciasteczka, poproszę Crawcia by mnie zawiózł do tego waszego sklepu. Zaśmiałam się głośno ze zdrobnienia brata, którego swoją drogą nienawidził.

-Mamo a ty masz czym wrócić? Zapytałam, biorąc pod uwagę że mogę połączyć dobre z pożytecznym odwołując spotkanie z Wallerem.

-Skarbie, przecież jestem już starą, schorowaną kobietą, o dwóch całkiem zdrowych synach. Uśmiechnęła się delikatnie, dając mi do zrozumienia swoje zamiary.

Charakter to ja napewno mam po niej.

Rodzicielka spojrzała na zegarek, poprawiając swoją długą sukienkę.

-No nic mam jeszcze dzisiaj co robić, a dzień krótki. Zaśmiała się, wstając z krzesła.

-Zawiozę cię. Odpowiedziałam, ruszając po kluczyki od auta.

-Kochanie, nie trzeba. Machnęła ręką, zabierając reklamówki. Spojrzałam na nią wzrokiem nie przyjmującym odmowy, zakładając tenisówki na stopy.

Przepuściłam kobietę w drzwiach, zamykając dom. Ona spakowała swoje rzeczy, wchodząc do auta.

-To gdzie cię zawieźć? Zapytałam, odpalając samochód.

-Do Matiasa. Odpowiedziała, zapinając pasy.

Przejechałyśmy pół miasta, by w końcu zaparkować pod blokiem brata. Kobieta pożegnała się ze mną, znikając za drzwiami wejściowymi.

Spojrzałam na godzinę w telefonie, ani trochę nie opłacało mi się wracać do domu by zjeść obiad i przyjechać spowrotem. Dlatego postanowiłam zjeść na mieście.

Po oczywiście wielkich korkach, zaparkowałam pod fast foodem. Dodatkowy sos do frytek, zrobił mi dobry humor więc Waller mógł nie obawiać się siniaka pod okiem.

Weszłam do auta sącząc cole, jak na dzisiejszy dzień miałam bardzo dobre tempo. Zostało mi dwadzieścia minut, przez co na spokojnie wyjechałam z parkingu.

Był środek tygodnia, co oznaczało że klub był całkowicie pusty.

Kurwa kluczę.

Warknęłam waląc w kierownicę, która uruchomiła sygnał klaksonu. Na piskach zawróciłam w kierunku swojego domu, po drodzę łamiąc wszystkie możliwe przepisy drogowe.

Nie wyłączając silnika, otworzyłam drzwi wejściowe, wbiegając do sypialni by zabrać zgubę. Zawodniczką w bieganiu nigdy bym nie mogła zostać.

Wskoczyłam do auta, zmierzając w stronę klubu. Gdy zaparkowałam samochód na parkingu, godzina wskazywała siedemnastą trzy, wzięłam ostatni łyk napoju, wychodząc z pojazdu.

Zajebie mnie.

Pobiegłam do wejścia, naciskając na klamkę. Wielkie metalowe drzwi ani drgnęły, odkluczyłam je, przekraczając próg.

Na moje szczęście nie było tu ani jednej żywej duszy. Ucieszyłam się faktem że nie tylko ja się spóźniłam.

Weszłam po krętych schodach na górę, wchodzącdo biura. Stanęłam przy barku, nalewając sobie wody do szkła.

Czy ja zamknęłam dom?

Przeklnęłam po cichu, upijając wodę.

-Witaj kochanie.

Poczułam na plecach gęsią skórkę, cieżko wyjaśnić czy była ona spowodowana jego głosem czy jednak ciśnieniem które wzrosło mi na samą myśl o Wallerze.

Kochanie, Nie odpuszczę 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz