Rozdział 5: Isabella

33 1 0
                                    

-Co chcesz zrobić? W sensie z tymi ochroniarzami. -Frank zrobił cudzysłów przy ostatnim słowie.

Od początku spotkania minęło dobre dwadzieścia minut. I od tego momentu wypiłam całe Cappuccino, a i tak ono nie pomogło załagodzić tego stresu, czy przerażenia. Ale nie chciałam pokazywać tego, jak ta informacja na mnie wpłynęła przed Frankiem. On nie miał prawa wiedzieć, że w głębi duszy, w tym najbardziej strzeżonym miejscu, które owinięte miałam grubym łańcuchem z kłódką, byłam panicznie przerażona. Wcześniej nie miałam wrogów. I idąc na studia też ich nie miałam. Przynajmniej nic o nich nie wiedziałam. Aż do teraz. Dwójka ochroniarzy- gangusów, wyglądających niczym FBI w złej wersji (tak przynajmniej twierdzi Frank) mnie szuka.

Powiem tyle.

Paranoja.

I to totalna.

Idę skoczyć z mostu.

Wróć, w okolicy nie ma mostu. Przynajmniej nie tak wielkiego.

Most musi poczekać.

-Agh! -krzyknęłam z bezsilności zwracając uwagę emeryta.

Czarnowłosa dziewczyna chyba miała głęboko w dupie moje humorki. Traktowała nas- mnie, bo na Franka zerkała kątem oka i kokieteryjnie się uśmiechała. A ten ślepy imbecyl tego nie zauważał. Serio trzeba być niewidomym, żeby nie zauważyć mocno czerwonych ust które ukazywały -na pewno- wybielane zęby. Kontrast był widoczny gołym okiem. Mocna czerwień i jeszcze bielszy biel. Czarne włosy dodawały tej kobiecie czegoś, takiego małego elementu, dzięki któremu nie chowała się w tłumie. Ona w nim błyszczała, ale taką przerażającą energią od której trzeba trzymać się z daleka. A który przyciąga jak diabli.

Franka najwyraźniej nie przyciąga. I to ją najbardziej irytowało. Widziałam to po jej minie, a w zasadzie oczach, które są zwierciadłem prawdy ludzkiej natury.

-Nic nie rozumiesz, Frank! Ja ich nawet nie znam. A jeśli wiedzą już gdzie studiuję, to tylko kwestią czasu jest, kiedy przyjadą pod mój dom i będą dręczyć moją matkę. A ona nie może się o tym dowiedzieć. Rozumiesz! Nie może. -popatrzyłam mu się w oczy. Frank słuchał.

-To co w końcu zamierzasz zrobić? -zapytał, a ja. Sama nie wiedziałam.

Mamie na pewno nie powiem. To było oczywiste. Gdyby Anastasia dowiedziała się o moich rzekomych problemach, natychmiast kazałaby mi zostać w domu i przejść na tradycyjne nauczanie domowe. W tym wypadku- zdalne. To już raz przerabiałam. I ciągłe siedzenie w domu, zamknięta niczym kanarek w złotej klatce nie jest, nie było i na pewno nie będzie dla mnie.

Zazwyczaj córki mówią o swoich problemach ojcu. On to potrafi załatwić sprawy. Po męsku oczywiście. Ale do cholery komu mam to powiedzieć. Powietrzu. Bo raczej ono zajmuje mi miejsce ojca, którego nie mam. Jest tak widoczny w moim życiu jak tlen. Nie widać go wcale i raczej nieprędko się zjawi. Szczególnie, że dla mnie jest tylko dawcą plemników. Niczym więcej. Nawet nie wiem jak ma na imię, więc tym bardziej mu nie powiem.

Dalsza rodzina. Babcia, dziadek. Jakiś wujek lub ciotka. Oczywiście od strony ojca nie mam na co liczyć. Jedo nie znam to ich również. Sytuacja rodziny od strony matki jest inna. Rodzice Anastasi od dobrych dwudziestu lat spoczywają pod ziemią. Anastasia nie miała rodzeństwa, więc wujek czy ciotka nie wchodzą w grę.

Więc na dobrą sprawę jestem sama.

Ale jest jeszcze jedna opcja.

Powiadomienie policji.

I chyba to zrobię. Zaraz po wykładach.

-Chyba pójdę na policję. Oni na pewno coś zrobią. Zresztą mówiłeś, że dziekan straszył ich ochroną, więc de facto ich widział. -zastanowiłam się chwilę. -Myślisz, że mógłby zeznać jako świadek moje słowa. Sam zresztą mówiłeś, że ich straszył. Czyli przyjrzał się dokładniej ich twarzom. A są też nagrania z kamer, które możemy wykorzystać.

Królowie Mafii: VINCENZO -Pierwszy StrzałOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz