Prolog:

2.8K 180 43
                                    

Dwa lata wcześniej

Chloe Lancaster na własnej skórze przekonała się, że przed upiorami nie da się uciec. Nawet jeśli zamknie się drzwi na klucz, demony przez nie przejdą. Prędzej czy później wyciągną krzywe, szponiaste palce po swoją ofiarę, aby odebrać należytą zapłatę – duszę.

Lecz...

Czy ona jeszcze ją posiadała?

Nawet jeśli szczątki pozostały ukryte gdzieś na dnie jej serca, pragnęła je wszystkie oddać. Nie chciała już dłużej czuć, nie chciała... nie chciała po prostu żyć.

W niebywale gwieździstą noc stanęła na szczycie zegara w Barret Town, a wiatr rozwiał nie tylko jej włosy, lecz także klapy skórzanej ramoneski. Podeszła do krawędzi i omiotła wzrokiem małe, zepsute miasto. Zdała sobie sprawę, że od narodzin zdołało wyssać z niej całą radość, a teraz – w wieku dwudziestu czterech lat – nie miała w sobie nawet grama szczęścia.

Wszystko odeszło wraz ze śmiercią jedynej osoby, którą kochała. Odczuwane tęsknota i smutek sprawiły, że chciała to zakończyć. Rozłożyła ręce na boki, zamykając na chwilę oczy.

– Jeśli to zrobisz, znów z nią będziesz – szepnęła sama do siebie, a po jej policzku potoczyła się samotna łza. – Znów będziesz mogła ją zobaczyć i przytulić.

Odruchowo odgarnęła włosy, które wpadły jej do ust, i spojrzała w gwiazdy.

– Panie, przepraszam, że planuję zgrzeszyć – głos jej się łamał – ale nie potrafię znieść uczucia pustki. Mam nadzieję, że to zrozumiesz, bo odbierając mi ją, zabrałeś również cząstkę mnie. Wybacz, że...

Coś ugrzęzło jej w gardle. Nie potrafiła przyznać się na głos do czynu, którego zamierzała się dopuścić. Po raz ostatni spojrzała na rozświetlone miasteczko i poczuła, że choć spędziła w nim całe życie, stało się dla niej tak cholernie obce. Kiedy włamała się do budynku i weszła na szczyt zegara, obiecała sobie, że nie spojrzy w dół, a wysokość jej nie przerazi. Jednak i tę obietnicę złamała.

Patrzyła na grupę roześmianych nastolatków wyglądających z tej wysokości jak mrówki, śmiejących się do rozpuku, rozlewając piwo, które popijali z plastikowych kubeczków. Poczekała, aż znikną za zakrętem, ponieważ nie chciała, by jej śmierć pociągnęła za sobą kolejne ofiary.

Ponownie rozłożyła ręce na boki i zerknęła w dół, upewniając się, że na chodniku nie ma żadnej żywej duszy.

Była...

Mężczyzna spojrzał na nią, a ona cofnęła się gwałtownie, przyciskając plecy do ściany zegara. Nie mogła zostać zauważona i dopuścić, aby policja i strażacy przeprowadzili akcję ratowniczą. Jej plan musiał się powieść.

Oddychała szybko, zastygając w przerażeniu ściskającym jej żałosne serce. Wbiła paznokcie w czerwone cegły, a ścięgna przy jej kostkach się uwypukliły. Powieki zacisnęła najmocniej, jak tylko mogła, i odliczała w głowie sekundy.

Dwieście dziewięćdziesiąta ósma, dwieście dziewięćdziesiąta dziewiąta, trzysta...

Otworzyła oczy i ostrożnie podeszła do krawędzi zegara. Tak jak myślała – wystarczyło pięć minut, by mężczyzna odszedł, a ona została sam na sam ze swoimi demonami.

– Teraz albo nigdy – powiedziała, ponownie rozkładając ręce. Zamknęła oczy i westchnęła głośno, uspokajając umysł. – Wcale cię to nie zaboli, to szybka śmierć.

– Piękna noc, nieprawdaż? – usłyszała za sobą, więc gwałtownie się obróciła, a jej prawa stopa zsunęła się w przepaść. Szybka reakcja bruneta okazała się ochroną przed upadkiem. – Spokojnie, trzymam cię.

Nielegalna noc | ZOSTAŁO WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz