Chloe stała kilka metrów od gabloty z błyskotką wartą kilkanaście milionów dolarów. Kiedy tylko się dowiedziała, że do muzeum w Barret Town zawita 10,57 karatowy diament Eternal Pink, wiedziała, że musi go zdobyć. Zwłaszcza że jutro odbywała się aukcja i ktoś miał stać się nowym właścicielem owej błyskotki. Los chciał, że ona nie mogła na to pozwolić.
Wpatrywała się w kryształ mieniący się w świetle niewielkich lampek awaryjnych. Dawały znikome światło, a mimo to blask kamienia sprawiał, że stała jak zaczarowana, wpatrując się w błyskotkę. Złapała się nawet na tym, że kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu, a serce zabiło szybciej i mocniej. Tak bardzo pragnęła go zdobyć, wówczas stałby się najcenniejszym trofeum w kolekcji wszystkich jej zdobyczy.
Wyciągnęła z kieszeni małe opakowanie sypkiego pudru. Nie była głupia, wiedziała, że nikt nie zostawiłby takiego łupu bez dodatkowych zabezpieczeń. Otworzyła kosmetyk i dmuchnęła w środek.
Tak jak myślała. Na pierwszy rzut oka nie można było dotrzec laserów, lecz teraz widziała je dokładnie. Niczym zwinna kotka ruszyła do przodu, omijając każdą wiązkę światła, aż w końcu dotarła do gabloty.
Kiedy poprawiła rękawiczki i położyła palce na szkle, czuła w sobie ten trudny do nazwania rodzaj ekscytacji. Jednocześnie na jej twarzy nie wymalowała się żadna emocja, miała lekko rozchylone wargi, a w oczach... pewność, że odbija się w nich blask Eternal Pink i na moment jej tęczówki przybrały różowawy odcień.
Powoli uniosła gablotę i przeklęła, gdy wokół zawyły syreny, a światła zaczęły zmieniać kolory. Ten jeden głupi błąd sprawił, że mogła zostać zdemaskowana, ale nie przewidziała tego, że gdy uniesie szklaną kopułę, nagle włączy się system alarmowy. W pośpiechu chwyciła różową błyskotkę i wcisnęła ją do kieszeni, którą zapięła na zamek, po czym, nie zważając na przeszkody, ruszyła w stronę wyjścia.
Gdy wyszła na korytarz i zobaczyła cienie ochroniarzy, automatycznie się cofnęła. Cała kolacja podeszła jej do gardła, a panika wzięła w posiadanie jej ciało. Chowając się za jedną z rzeźb, przeanalizowała raz jeszcze, w jaki sposób może opuścić muzeum rodzinnego miasta.
Pchnęła otwarte drzwi do pomieszczenia ze sztuką Andy'ego Warhola i omiotła ściany spojrzeniem.
– Bingo – szepnęła, gdy dostrzegła kratkę wentylacyjną.
Weszła na jakiś regał i w pośpiechu wyciągnęła mały śrubokręt z nerki, którą wcześniej przełożyła przez ramię, po czym odkręciła śruby i wdrapała się do środka. Potem prowizorycz- nie docisnęła kratę, modląc się, by ta nie spadła na podłogę i nie zdradziła jej położenia.
Po kilku minutach opuściła muzeum Barret Town i znalazła się w pobliskim lesie. Wciąż biegła, a odgłosy policyjnych syren docierały do niej, jakby słyszała je spod wody. Modliła się, by dowiedziawszy się o jej ucieczce, funkcjonariusze nie spuścili psów. Nie mogli tego zrobić, dopóki nie znajdzie się w bezpiecznej kryjówce.
Podniosła klapę bunkra i wpadła do pomieszczenia z przejściem podziemnym.
Choć szła kanałami, wciąż odwracała się za siebie, a przerażał ją każdy szmer, bo ona – jak przystało na złodziejkę – zachowywała się niezwykle cicho. Chciała jak najszybciej wydostać się z tego przerażającego pustego miejsca, w którym śmierdziało stęchlizną i biegało pełno szczurów. Na dodatek gdyby nie mała latarka trzymana w dłoni, tkwiłaby w egipskich ciemnościach.
Przecznicę przed swoim mieszkaniem wyszła z kanału i czym prędzej pognała do domu. Choć o tej porze nie dało się dostrzec żywej duszy na ulicach Barret Town, obawa ściskająca jej duszę nakazała Chloe ostrożność.
Weszła do domu, po czym, nie zapalając światła, przeszła do salonu i włączyła radiotelefon. Dzięki temu słyszała każde polecenie, które przekazywali sobie policjanci.
– Komendant nakazał przeszukać całe miasto – usłyszała.
– Całe?! – wrzasnął jakiś mężczyzna.Zapewne był młodym, niedoświadczonym policjantem.
– To mała mieścina. Wezwał wszystkie jednostki, więc zapewne uwiniemy się w kilka godzin. Musimy znaleźć ten diament.
– Kurwa – warknęła Chloe.
– Chłopaki, mamy nagranie z kamery. – Te słowa doprowadziły jej chciwe serce do paniki.
– To chyba córka byłego burmistrza, ale nie mamy pewności, nie widać dokładnie twarzy.
– Jedźcie do mieszkania jej oraz jej ojca.
Zdemaskowali ją. Przeklęła w myślach to, że przed wyjściem zdecydowała się założyć na głowę jedynie czapkę z daszkiem, który zasłoniłby połowę jej twarzy. Zdała sobie sprawę, że ma niewiele czasu, aby opuścić to zepsute miasto, w którym przyszło jej dorastać. Nie miała pojęcia, dokąd pójdzie, gdzie rozpocznie życie od nowa, ale jedno wiedziała na pewno. Nie mogła tu zostać i dać się złapać.
Dopiero teraz zapaliła małą lampkę, po czym otworzyła torbę podróżną, do której schowała gotówkę i kilka kosztowności, które udało jej się zdobyć ostatnimi czasy. Ubrania i kosmetyki pakowała na oślep, nie zważając nawet, co wrzuca do wnętrza bagażu. Działała szybko, nieco po omacku, nie mając nawet sekundy na stworzenie planu. A wszystko dlatego, iż nie przewidziała tego, że kiedy podniesie gablotę, zawyje alarm. Nie chciała trafić do więzienia. Nie tak miała się skończyć bajka, jaką niespełna dwa lata temu opowiedział jej Devon Winslow, który wówczas nakazał jej zranić świat równie dotkliwie, co świat zranił ją.
Przypomniawszy sobie o mężczyźnie, podbiegła do starej, rozpadającej się komody i odsunęła jedną z szuflad. Z dna wygrzebała małą, pomiętą karteczkę. Trzymała ją tam od wielu miesięcy i nie spodziewała się, że kiedykolwiek po nią sięgnie, lecz teraz została do tego zmuszona. Szybko rozprostowała papier i spojrzała na gdzieniegdzie rozmazany i wyblakły tusz.
Jedyny ratunek i kolejna pomocna dłoń wyciągnięta przez Devona.
Kiedy będziesz w tarapatach, takich jak dziś, tu mnie znajdziesz, przypomniała sobie, zaciskając opuszki na kartce. Już wtedy wiedział, że Chloe kiedyś znów może go potrzebować. Pieprzony Winslow był niezły w przepowiadaniu przyszłości.
Lancaster uśmiechnęła się nieznacznie, po czym wcisnęła kartkę z adresem do tylnej kieszeni skórzanych spodni, a następnie chwyciła torbę i opuściła mieszkanie, zostawiając resztę swojego dobytku za starymi, obłażącymi z farby drzwiami.
Zbiegła po schodach i wsiadła do swojego auta. Szczęście w nieszczęściu, że mieszkała blisko granicy miasta, więc zaledwie po dziesięciu minutach dotarła do zjazdu na autostradę.
Spojrzawszy w tylne lusterko, dostrzegła policyjne światła, lecz jej bajka skończyła się szczęśliwie – tak jak przed laty obiecała Devonowi.
Szczęście nie polega na tym, ile mamy, ale jak bardzo doceniamy to, co mamy.
– Mark Twain
CZYTASZ
Nielegalna noc | ZOSTAŁO WYDANE
HumorBo przecież nie ma nic złego w mroku, jeśli tylko się z nim zaprzyjaźnisz. Chloe nie była świadoma, że ratunek ze strony czarującego złodzieja i spędzenie z nim jednej nocy tak bardzo odmieni jej życie. Devon Winslow niespodziewanie pojawił się w ży...