⟬ Chapter Nine ⟭

776 67 42
                                    

Tydzień. Tyle minęło od tamtego czasu.

Było źle, jednak, jak zawsze jakimś szczęściem, udało mu się odratować jakoś sytuację. Pokazali swoją siłę wszystkim w mieście, atakując komendę na Rockford i pozbawiając policjantów paru pistoletów i tym podobnych rzeczy. Nie dosyć, że jego ludzie ochłonęli, dostając swoją zemstę, to uzupełnili swoją zbrojownię na kilka następnych tygodni.

Co z tego, że paru policjantów ucierpiało, a ich komenda potrzebuje gruntownego remontu, jak nie zmiany budynku po wielu wybuchach; ludzie z powrotem się ich bali! Od razu wszystkie głosy szepczące za nimi ucichły i nikt nie miał odwagi spiskować przeciwko nim. Oczywiście Erwin musiał ukarać ich wszystkich, aby już nigdy nie wpadali na takie pomysły, dlatego podwyższyli cenę dragów w całym mieście. Ludzie dalej kupowali, ponieważ oni jako jedyni produkowali, a zakshot zarabiał jeszcze więcej.

Carbonara miał się już lepiej, co nie było do końca na jego rękę, ponieważ domagał się sprawiedliwości. Wiedział, że zapewnione bezpieczeństwo Gregory'emu nie potrwa za długo, ale nie spodziewał się, że już po tygodniu będzie musiał szukać innego wyjścia. Sam zaczął opóźniać rozwód, ignorując swoją prawniczkę, która w końcu skontaktowała się z Nicollo...

Gdy przyjechał na ich bazę, czekała go kolejna kłótnia z przyjacielem, który zmusił go do ponownego złożenia dokumentów. Teraz to wszystko zależało od Montanhy i pierwszy raz liczył, aby mężczyzna się sprzeciwił i nie poddawał. Im dłużej trwała ich sprawa rozwodowa, tym policjant był bezpieczny i miał więcej szans na przeżycie.

Nie miał pojęcia, co może już zrobić, a czas mu się kończył. Podjeżdżał już niezliczoną ilość razy pod mieszkanie Montanhy, wyglądając z samochodu i widząc palące się światła w oknach... Ani razu nie odważył się wyjść i pójść z nim pogadać, lecz był już tego blisko. Chciał mu wszystko powiedzieć i błagać o wybaczenie, uciec z nim daleko stąd od wszystkich zagrożeń i nie patrzeć nigdy za siebie.

Jednak wiedział, że nie było to możliwe. Montanha musiał go nienawidzić za to, jak go potraktował i odtrącił od siebie bez słowa. Poza tym nikt przy zdrowym rozumie nie zostawiłby całego swojego życia dla mordercy i przestępcy takiego jak on. Dlatego mógł sobie tylko marzyć i obserwować jego życie z boku, marząc o tym, żeby je z nim dzielić.

Dostawał co chwilę wiadomości od ludzi, którzy go obserwowali, informując o każdych zagrożeniach i zmianach w jego życiu. Dzięki temu wiedział, gdzie jest i nie było już szansy, aby wpadł na niego przypadkowo. Tak było dla nich obojga najlepiej.

Montanha wrócił już na służbę po sesjach z psychologiem i był o wiele szczęśliwszy bez niego. Starał się przez swoje kontakty znaleźć notatki z ich spotkań, lecz, jak się okazało, nie dało się znaleźć czegoś, co nie istniało. Plus kto by się spodziewał, że złapanie medyka było tak trudne?

Czemu cały świat był przeciwko niemu, kiedy on chciał się tylko dowiedzieć, czy z policjantem jest wszystko dobrze? No może był też ciekawy tych rozmów... Co Montanha mówił o nim? Czy na pewno tylko złe rzeczy? Musiał to wiedzieć.

Powoli informacje płynące od Svena, zaczynały się wyczerpywać. Ogółem szwed był jakiś bardziej podirytowany i bojaźliwy z niewiadomego powodu. Może miał świadomość, że jego praca dochodziła do końca, co znaczyło, że Erwin miał niedługo ujawnić wszystkie sekrety swojej rodziny i nastąpi jego zemsta, o której tak dużo mówił.

Tak naprawdę wszystkie ścieżki zaczynały prowadzić w jedną drogę, która prowadziła do jakiegoś celu. Dla niego tym celem było subordynacja zakshotu i pokazanie im z powrotem, kto tu jest szefem, lecz głęboko w nim tkwiło dziwne uczucie niepokoju...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 20, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Uważaj komu ufasz | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz