⟬ Chapter Eight ⟭

740 56 5
                                    

– Przepraszam za to, że musiałeś czekać – odezwał się zadyszany medyk, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi – Musiałem jeszcze coś załatwić, ale możemy przejść do rozmowy.

Montanha siedział na środku kanapy nieco niezręcznie, nie wiedząc tak naprawdę, co tu robi. Miał na sobie te same dżinsy, co wczoraj, lecz tym razem bordową bluzę z kapturem, okulary przeciwsłoneczne i czapkę z jakimś głupim nadrukiem. Nie chciał być za bardzo rozpoznawalny. Nie tylko dlatego, że cały zakshot na niego polował, ale też nie miał ochoty, aby ktokolwiek zobaczył, że idzie do psychologa.

Gdyby to od niego zależało, nigdy by się nie zjawił w takim miejscu. Nie wierzył w psychologów, po prostu tak został wychowany, że rzeczy załatwia się pomiędzy sobą, a nie gada z obcym człowiekiem, rozpowiadając swoje sekrety. Dlatego czuł się teraz niekomfortowo i rozglądał się nerwowo po pokoju, przyglądając się zegarowi i odliczając minuty do końca godziny.

– Możesz ściągnąć okulary? – spytał niespodziewanie mężczyzna, podchodząc do biurka, aby zgarnąć swój notatnik i zajął fotel naprzeciwko niego za małym stolikiem.

Gregory skrzywił się na tę prośbę, lecz zrobił to, co mu kazano, sycząc pod nosem, gdy oślepiła go lampa. Nie potrafił ukryć, że wczoraj wieczorem, gdy wrócił do domu, otworzył swoją górną szafkę w kuchni i sięgnął po mocny trunek, który trzymał na ciężkie czasy. Możliwe, że przesadził trochę, bo obudził się dzisiaj z mocnym kacem i pomimo zabraniu kilku tabletek, nic mu nie pomagało na mocnego kaca.

Chyba nie stwarzał dobrego wrażenia na pierwsze spotkanie ze specjalistą, który był od tego, by znajdować w nim problemy, takie jak ten. Chociaż z jego strony to nie był problem, to nie tak, że był alkoholikiem. W życiu! Po prostu potrzebował się odprężyć po paru ciężkich dniach. To chyba nie robiło z niego złego człowieka, prawda?

– Muszę zapytać, bo widzę... no oboje wiemy, o co chodzi – rozpoczął niezręcznie psycholog, obserwując dokładnie jego mimikę twarzy – Czy przyszedłeś tu dalej pijany, czy to tylko kac?

– Wczoraj trochę wypiłem... ale dzisiaj już jestem czysty – odpowiedział cicho zachrypniętym nieco głosem i skrzywił się kolejny raz, gdy zobaczył, jak mężczyzna od razu coś notuje po jego odpowiedzi.

Właśnie o tym mówił. Pewnie go teraz uważa za alkoholika! Czy to, że był policjantem, znaczyło, że nie może w ogóle pić? Już od początku wiedział, że to zły pomysł. Tuż po tym spotkaniu zadzwoni do Hanka i z nim konkretnie pogada. Na szali była jego posada, lecz nie był w stanie chodzić tu...

– Rozumiem. Może jeszcze zanim zaczniemy, się przedstawię – przerwał jego zamyślenia, zwracając jego uwagę – Pewnie znasz mnie, nie raz się widzieliśmy na szpitalu i nie raz cię leczyłem. Jestem Alexandro Pedro, ale ludzie częściej nazywają mnie Szopik. Hank wprowadził mnie nieco w twoją sprawę i z powodu takiej, a nie innej sytuacji będziemy się spotykać codziennie, gdyż podejrzewam, że chcesz jak najszybciej wrócić na służbę, co jest naszym wspólnym celem – wytłumaczył psycholog, uśmiechając się przyjaźnie do policjanta.

Przytaknął tylko na jego słowa, będąc nieufny w jego stronę. Montanha wiedział, jak psycholodzy działali, swoimi miłymi formułkami i szczerzeniem zębów, chcieli zyskać jego zaufanie, żeby wszystko im powiedział. Niemal jak przestępcy, tylko oni zamiast uprzejmości, używali broni i gróźb. Czyli niemal identycznie.

– Chcę przypomnieć, że wszystko, co tu powiesz, zostaje pomiędzy mną a tobą. Nie mam prawa się dzielić z nikim, co mi powierzyłeś. Tylko w wypadku, gdy wiem, że grozi ci lub komuś innemu niebezpieczeństwo, ale wydaję mi się, że z tobą nie będzie takiego problemu – dodał jeszcze Szopik, rozsadzając się wygodniej na siedzeniu i przygotowując się do zamienienia się w słuch. – Zacznijmy może od twojego samopoczucia dzisiaj i tego, co zamierzasz zrobić, gdy stąd wyjdziesz.

Uważaj komu ufasz | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz