Rozdział 1

207 35 33
                                    

Kochani! Zaczynamy przygodę wraz ze Skylar. 🩵 Mam nadzieję, że pokochacie ją tak samo, jak ja. Oby ta historia przyniosła Wam wiele radości. Nie obejdzie się bez łez, ale pamiętajcie, że to przede wszystkim powieść o nadziei. 🩵
Będę wdzięczna, jeśli zechcecie się nią dzielić ze światem. 🩵 Na Twitterze oznaczajcie, proszę, swoje tweety hasztagiem #obiecajbaf 🩵 Będzie mi bardzo miło. 🥹
Na ten moment rozdziały będą wpadały raz w tygodniu. Jeśli się to zmieni, dam znać. 🩵
Życzę Wam przyjemnej lektury.

Całuję,

Wasza B.

************

Rozdział 1

Skylar, 16 lat

Spirit Lake, Idaho


– I co my teraz zrobimy? – Zadawałam matce to pytanie stanowczo zbyt często. Na swoje usprawiedliwienie miałam fakt, że ona dalej mi nie odpowiedziała. – Nie chcę się stąd wyprowadzać. Dlaczego mamy płacić za wybory ojca? To nie w porządku. Nie może zabrać nam też tego.

– Sky, tłumaczyłam ci już, że to wszystko nie jest takie proste – odparła z westchnięciem, pakując owoce do mojej śniadaniówki. Standardowo pchała mi tam pokrojone jabłko. Nie znosiłam jabłek. – Wiesz, że jestem w trakcie rozmów z twoim tatą. Liczę na to, że będzie się umiał zachować i zostawi nam dom z własnej woli, ale nie mogę ci tego zagwarantować. Trzeba poczekać.

Tego akurat nie musiała dwa razy powtarzać. Na mojego ojca nie można było liczyć.

Biorąc pod uwagę, że to ona została zdradzona i porzucona – jak nic nie warty papierek, który wygrzebuje się z tylnej kieszeni spodni, po czym bez żalu wyrzuca się go do śmieci – i tak radziła sobie całkiem nieźle, a przynajmniej pozornie. Szybko znalazła pracę jako pielęgniarka – i to po latach zawodowej przerwy – bo wiedziała, że musi o nas zadbać, zwłaszcza finansowo. W końcu teraz to ona stała na czele rodziny. Nauczyła się zmieniać koło w samochodzie, bo przecież zabrakło w jej życiu mężczyzny, który by się tym zajął. A ostatnio naprawiła nawet cieknący kran, chociaż wcześniej nie rozróżniała klucza imbusowego od dynamometrycznego (nie żebym ja je odróżniała). Moja mama była najdzielniejszą kobietą, jaką znałam i byłam z niej cholernie dumna. Przede mną nie zdołała jednak ukryć, że w trakcie przygotowywania obiadu, często zawieszała na czymś zamglony wzrok, a w kącikach jej oczu zbierały się łzy. Próbowała się chować, ale ja widziałam jak wierzchem dłoni ociera wilgotne policzki.

Pamiętałam też jak jechałyśmy do jej najlepszej przyjaciółki, Kitty – która była dla mnie jak ciotka – gdy ojciec oświadczył, że już jej nie kocha i znalazł sobie inną, oczywiście młodszą. Całą trzygodzinną trasę trzymałam rękę na pulsie, a konkretnie na przycisku od radia, i natychmiast przełączałam na kolejną stację, jak tylko wyłapałam piosenkę o miłości. Skończyło się na tym, że podłączyłam swojego Spotify i słuchałyśmy Slipknota. Mama powiedziała wówczas tylko jedno: dziękuję. Jej łamiący się głos przepołowił moją duszę. Nie chciałam jej takiej oglądać.

Mama była zdruzgotana, taka była prawda. Nie dziwiłam się jej. Sama zamieniłam się w kłębek nerwów, bo właśnie rozpadła się moja rodzina, którą od zawsze brałam za pewnik. Rodzice wydawali się ze sobą szczęśliwi. Zatem jakim cudem tata nas zostawił? Nie potrafiłam znaleźć logicznego wytłumaczenia. Mama wciąż mi powtarzała, że ojciec rozwodzi się z nią, nie ze mną, a ja dalej jestem jego ukochaną córeczką. Problem polegał na tym, że wcale się tak nie czułam. Raniąc mamę, zranił również mnie. Naprawdę tego nie przewidział? Skoro byłam dla niego taka ważna, dlaczego posunął się do czegoś takiego?

A teraz jeszcze ta sprawa z domem. Nie wyobrażałam sobie, że miałybyśmy się przeprowadzić do babci, do Nampa.
Kochałam nasz dom, tak samo jak Spirit Lake, chociaż według niektórych odpalaliśmy ogień z krzemienia, a zamiast toalet, korzystaliśmy z wychodków. Nic bardziej mylnego. Nasze miasteczko było niewielkie, to fakt, ale mi w zupełności wystarczało. Uwielbiałam spacery nad brzegiem jeziora, leniwe wodospady, wszechobecną zieleń oraz swoistą ciszę gór. Lubiłam spokój spowijający Spirit Lake i nie chciałam go stracić, zwłaszcza że w ostatnim czasie bezpieczne fundamenty mojego życia legły w gruzach. Nie zniosłabym więcej drastycznych zmian. Tutaj miałam przyjaciół, szkołę, znajome miejsca, ukochane parki. Do niedawna miałam też oboje rodziców, ale w tym momencie czułam się jak połowiczna sierota.

Ojciec zniszczył to, co nasza rodzina budowała od ponad dwudziestu lat. Dokładnie tyle rodzice byli razem, z czego dwanaście w związku małżeńskim. Nie pojmowałam jak można się tak zwyczajnie odkochać. Podczas ostatniego spotkania zadałam tacie to pytanie. Nie umiał odpowiedzieć. Pokusił się tylko o:
"Nie wiem, Sky. Sam mam mętlik. Po prostu czasem tak bywa, że wasze drogi się rozchodzą i już do siebie nie pasujecie. Zrozumiesz, jak będziesz dorosła.".

Modliłam się, abym jednak nie zrozumiała, bo kim bym się wtedy stała? Robotem bez uczuć? Nawet nie starał się zawalczyć o mamę, o nas. To jego beztroskie stwierdzenie:
"Po prostu czasem tak bywa..." do tej pory obijało mi się o brzegi czaszki. Kiedyś podziwiałam tatę, był dla mnie wzorem. Teraz nim gardziłam, nie poznawałam go. Gdzie się podział ten czuły facet, który w każdy piątek zostawiał mamie w skrzynce krótkie listy miłosne, zanim ruszył do pracy?

Co się stało, że tak zwyczajnie oznajmił, iż nic już do niej nie czuje, ponieważ kocha inną? Nie chcielibyście być świadkami jej rozpaczy, uwierzcie. Ledwo zniosłam ból, który malował się na jej twarzy tego pamiętnego poranka. Pragnęłam jej ulżyć, dodać otuchy, ale co można powiedzieć, w obliczu takiej straty? Jakie słowa mogą przynieść ukojenie, skoro właśnie część twojej duszy bezpowrotnie umarła, wraz z przekreśloną miłością?

Żałowałam, że nie jestem chłopakiem. Mogłabym wtedy przygrzmocić ojcu. Byłoby to lepiej widziane, gdybym była synem, prawda? Córce nie wypadało. Mimo to plułam sobie w brodę, że się powstrzymałam. Należało mu się, za to że złamał mamie serce.

– Halo, halo. Tutaj Ziemia. – Matka pomachała mi ręką przed nosem. – Zejdź już z tej obcej planety, Sky. Naprawdę wybrałam ci idealne imię.

Uśmiechnęłam się z przekąsem i odebrałam od niej wypakowany po brzegi pojemnik ze śniadaniem.

– Wiesz, że będę w szkole tylko do trzeciej?

– Wiem. I co w związku z tym?

Uniosłam brew i potrząsnęłam pudełkiem.

– Tutaj jest prowiantu przynajmniej na tydzień, i to na odludziu, bez dostępu do marketu.

W odpowiedzi niemal oberwałam ścierką w ramię. Uchyliłam się ze śmiechem.

– Nie mędrkuj, tylko się ciesz, że masz taką kochającą starą.

Jęknęłam.

– Mamo, błagam... Nikt już nie mówi "stara". – Postawiłam cudzysłów w powietrzu.

– Ja mówię, czyli jednak nie nikt – zauważyła z rozbawieniem i odprowadziła mnie do drzwi. – Kocham cię. Bądź grzeczna. Widzimy się po trzeciej.

– Ja ciebie też. – Ucałowałam ją w policzek. – Dobrego dnia w pracy.
Przytaknęła i zniknęła w progu, a ja spojrzałam na pokryte warstewką śniegu wysokie drzewa.

Hmm... Pora wyciągnąć z szafy porządniejsze buty...

Pomimo pogody, na ganku u sąsiadów powiewały ręcznie plecione kolorowe łapacze snów. Państwo Kahala mieli odległych przodków z plemienia Tsimshian i namiętnie celebrowali te powiązania.

W zasadzie cały stan Idaho był specyficznym połączeniem natury z różnorodnością kulturową, dlatego tak bardzo przepadałam za tym miejscem. Zaciągnęłam się świeżym, rześkim powietrzem, wypełniając nim płuca.

Choćbym miała wbić paznokcie w podłogę, nie dam ojcu przegnać nas z tego miejsca.

Obiecaj, że się pożegnamy - CHWILOWO ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz