Minęły lata. Wiele lat.
Jeśli myślicie, że po tym początku rozdziału opiszę wam, w jaki sposób Iliene nawróciła matkę i brata na dobrą drogę, zaprowadziła w Narnii Wieczną Wiosnę, wyrosła na piękną i mądrą księżniczkę, kochaną przez poddanych i spotkała rycerskiego księcia, który na swoim białym koniu zawiózł ją do swojego rodzinnego zamku, to... Nie jest to książka dla was.
W tej opowieści, główna bohaterka zamiast aksamitnych sukien zdobionych klejnotami i haftowanych pantofli nosi skórzane trzewiki, nagolenniki, gruby pas z przypiętymi do niego nożami i rogiem myśliwskim, kolczugę i płaszcz z wilczego futra.
W tej historii nie znajdziecie kwitnących sadów, pachnących magnolii i dorodnych róż. Zamiast nich odnajdziecie ośnieżone drzewa i krzewy, skute lodem jeziora i pokryte krą rzeki.
Jeśli zaś chodzi o Iliene, to może i wyrosła na mądrą, ale z pewnością nie na kochaną przez kogokolwiek. Czy była piękna? Podobnie jak matka, tak. Tylko, że jej śliczna, śnieżnobiała twarz była chorobliwie dumna, zimna i okrutna. Cała ona była biała i zimna. I jej gęste włosy spadające falami na łopatki i jasne oczy i, jakby wyprana z koloru, skóra. W całej jej fizjonomii, jedynie wargi były w żywym kolorze, łudząco przypominającym świeżą krew...
Co jednak jest najważniejsze, to to, że z całą pewnością nikogo nie nawróciła i nie zaprowadziła nie tylko wiosny, ale też jakiejkolwiek pory roku. Nie próbowała zmienić losu Narnii i jej mieszkańców.
Zresztą, nie widziała nawet potrzeby aby próbować.
Iliene lubiła Wieczną Zimę.
Lubiła przeszywająco zimny wiatr, lód gruby na ponad metr, skuwający jeziora, płatki śniegu wirujące w powietrzu i zapach sosnowych igieł, unoszący się w malowniczo białym lesie.
Uważała służbę u Białej Czarownicy za całkiem znośną.
Lubiła wykonywanie poleceń, Satysfakcjonował ją pozorny brak odpowiedzialności za własne brutalne i złe czyny, możliwość niemyślenia, tylko wykonywania poleceń i wieczne uciszenie krzyczącego wręcz sumienia.
Kochała polowania. Upajała się szczękiem metalu, świstem wypuszczonej z łuku strzały, zapalczywym wyciem wilków i plamami żywej czerwieni na martwej białości śniegu.
Iliene cieszyło bycie Łowczynią. Dawało jej to wszystko, czego potrzebowała. W miarę upływu czasu, zupełnie przestała pragnąć jakiejkolwiek zmiany losu. Chciała po prostu wieść swoją egzystencję do końca, pławiąc się we własnej sile.
W ciągu ostatnich lat nie zmieniła się prawie wcale, jeśli chodzi o wygląd. Posturę miała mniej więcej taką samą, może tylko bardziej umięśnioną. W dodatku prawie wcale nie urosła, czego zresztą i tak nie potrzebowała. Jej włosy wciąż były w kolorze łączącym jakby srebro i platynę.
Największa zmiana w wyglądzie zaszła w jej oczach. Zawsze przeraźliwie jasne, teraz utraciły delikatny błękit, widoczny w nich zawsze, gdy Iliene odczuwała silne emocje. Zniknął też ich blask, a jedynym co zostało był szary kolor, tak łudząco podobny do ostrza miecza.
Największej zmianie jednak uległ jej charakter. Pragnę przypomnieć wam, że Iliene wcale nie chciała zostać Łowczynią, a jej największym marzeniem niegdyś było opuszczenie Narnii. Teraz, wszystko to zniknęło. Oczywiście, na początku zdarzały jej się wahania, strach, litość...
To wszystko w krótkim czasie zniknęło. Zniknęło i pozostawiło ją w stanie, w którym nie dało się poznać co siedzi w jej duszy. W stanie pełnej obojętności i jednocześnie pewnego rodzaju szaleństwa. To szaleństwo wkrótce stało się jej znakiem rozpoznawczym.
CZYTASZ
Wielka Łowczyni
FanfictionWedług pradawnych tradycji, każdy król Archenlandii wybiera sobie Łowcę - najwierniejszego sługę, adiutanta i zarazem dowódcę armii. Dla wielu mężów byłoby to zaszczytem. Przewodzić wojskom, podążać wszędzie za królem i bronić ojczyzny. Jednak owa r...