Niech żyje!

56 3 0
                                    

Dwa lata. Dokładnie tyle czasu minęło, odkąd jej matka, czarująca kobieta, przypomniała sobie o jej istnieniu. Tyle czasu minęło również od jej pierwszego pojawiania się w Narnii.

To znaczy, nie pojawiła się w niej sama. Razem z nią do kraju Wiecznej Zimy, przybył jej starszy brat. Za tą dwójką podążyli ich wierni towarzysze, depczący im po piętach jak cienie, niemal odkąd przyszli na świat - Pech, Nieszczęście i Samotność.

Gdy w tym, jakże doborowym towarzystwie, pokazali się matce na oczy po raz pierwszy od kilkunastu lat, nie była z nich zadowolona. Iliene poniekąd rozumiała jej rozczarowanie.
Oczekiwała zapewne jakichś potężnych sprzymierzeńców lub chociaż kompetenych sług, a trafiła się jej dwójka małolatów, mrożących sobie nawzajem ręce i nogi dla zabawy.

Też nie byłaby zachwycona.

Prędko okazało się, że powodem, dla którego sprowadziła rodzeństwo, nie był nagły wybuch matczynych uczuć. Był nim jakiś skomplikowany plan, mający umocnić jej, i tak absolutną, władzę.

Gdy się o tym dowiedzieli, kilkakrotnie usiłowali uciec z Narnii, ona jednak za każdym razem im to uniemożliwiała. Byli zrozpaczeni. Nie mieli pojęcia czego się po niej spodziewać. Przecież mogła ich skrzywdzić! Poświęcić w ofierze albo coś takiego!

Spędzali więc całe dni na wymyślaniu kolejnych planów ucieczki. I każdy kolejny zawodził. Jadis nie karała ich za żaden, nie zamykała w komnatach, nie próbowała ich rozdzielić, tylko spokojnie czekała.

Ucieczka zawsze wyglądała następująco: Iliene i Ilhar byli już około godzinę drogi od zamku, gdy drogę zajeżdżał im karzeł w saniach, ze złym uśmiechem na ustach. Kiedy któreś  z rodzeństwa zamroziło karła biegli dalej, ale po kilkudziesięciu metrach pojawiała się przed nimi Biała Czarownica. Wykonywała skomplikowany ruch różdżką, a ich otaczała mgła i budzili się w swoich łóżkach na zamku.

Po pewnym czasie, ich matka jakby zmieniła taktykę. Zaczęła być dla nich miła i troskliwa. Posiłki jadali wspólnie, siedząc przy wielkim marmurowym stole, który miał swoją osobną salę. Zabierała rodzeństwo na polowania i jazdy saniami po Narnii. Opowiadała im o żyjących w kraju stworzeniach i gdzie należy szukać każdego z nich. Teraz, rodzeństwo nie miało czasu na planowanie ucieczek, bo Czarownica zabierała ich gdzieś na całe dnie i tam, nie odstępowała ich na krok.

W międzyczasie Iliene zauważyła, że jej brat zaczął zachowywać się inaczej niż kiedyś. Stał się bardziej zimny, co jest dość zabawnym określeniem, jak na kogoś kto włada lodem. Zaczął się odsuwać od siostry i coraz więcej czasu spędzać z matką. Po kolejnym upływie czasu, zaczął patrzeć w Jadis  jak w tęczę, a gdy pewnego dnia jego siostra zasugerowała, aby spróbowali uciec jeszcze raz, wręcz się na nią oburzył.

Dziewczyna tylko wzruszyła na niego ramionami i oddała się bardziej ciekawym czynnościom. W końcu, to była sprawa Ilhara, że nie chciał uciekać. Był od niej starszy, więc powinien być dojrzalszy i więcej myśleć. Tak czy siak, ona nie zamierzała tego robić za niego.

Postanowiła więc spróbować wszystkiego, co można robić w Narnii. Uczyła się lepiej niż wcześniej jeździć konno. Próbowała swoich sił z rzucaniu nożami i walce na miecze z karłami. Nauczyła się zacierać ślady końskich kopyt w lesie i tropić zwierzęta. Po krótkim czasie umiała sama zaprzęgać reny do sań. Potrafiła też upolować jedzenie w lesie, rozpalić ognisko i w ogóle potrafiła dużo ciekawych i niezbędnych do przeżycia rzeczy.

Szczególnie spodobało jej się łucznictwo. Działało na nią uspokajająco. Gdy strzelała, nie myślała o Wiecznej Zimie, dyktatorskich rządach matki i dziwacznym zachowaniu brata. Prędko też odkryła, że miała do strzelania z łuku prawdziwy talent. Ucieszyło ją to, bo była to wspaniała metoda zabijania bez brudzenia sobie rąk krwią, jak w walce na miecze.

Wielka ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz