Nastała noc...
Josh zawachał się czy isć dalej czy wrócić do swego szałasu.
Uznał, że najlepszą opcją będzie wycofanie się.
- Pewnie nie długo wróci!- I tak Josh wrócił do swego szałasu. Droga wydawała mu się bardzo krótko mimo, że dzielił go mniej więcej kilometr.
W drodze powrotnej wpadł na pomysł, aby zburzyć swój szałas i zbudować normalny dom. Rozmyślał też co było przyczyną wypadku i czemu ktoś w walizce miał siekierę. Być może miał to być zamach? A nawet gdyby, to dlaczego siekierą?
Zanim skończył myśleć o tych rzeczach dotarł do szałasu. Położył się spać.
Gdy nastąpił ranek Josh od razu wziął się do roboty. Zaczął powoli i delikatnie rozbierać swój szałas. Nagle usłyszał jakiś dźwięk wydobywający się z jego kieszeni. Josh wyjął telefon i ujrzał że rozładował mu się telefon.
- Jasna cholera!- Mężczyzna wiedział, że na nic mu się nie przyda telefon, lecz zdenerwowało go to że tak szybko się rozładował. Przed południem Josh rozebrał swój szałas. Usiadł na chwilę, aby odsapnąć.
Po chwili znów wziął się do roboty, lecz tym razem za budowanie swojego nowego domu.
- Cholera, siekiera jest już tępa, będzie trzeba ją naostrzyć.
Na całe szczęście nie była mu na razie potrzebna i mógł spokojnie dokończyć budowę domu.
Wieczorem......
Domek a właściwie można było by powiedzieć chatka był już zbudowana. Pozostał mu tylko dach, który miał zrobić z liści o dużych wymiarach.
Pozostało mu tylko przespać tę noc