- Mam tego dość! Krążymy w kółko – Nika ze łzami w oczach przysiadła na kamieniu obok zniszczonej kapliczki.
- Mówiłam, że wysyłanie nas dwóch w las to nie jest dobry pomysł – westchnęłam równie poirytowana. – Od początku było wiadomo, że się zgubimy.
Położyłam na ziemi koszyk pełen pachnących ziół i rozmasowałam pulsujące skronie.
- Mili, sprawdź, może teraz masz zasięg – poprosiła dziewczyna z nadzieją w oczach.
Sceptycznie wyciągnęłam telefon i stłumiłam jęknięcie, widząc migające „brak sieci".
- Nic z tego, musimy sobie radzić same – zakomunikowałam zrezygnowana.
Załamane, w zupełnej ciszy ruszyłyśmy dalej. Spacerowałyśmy tak od wczesnego ranka. Właściwie to świtu, gdyż podobno wtedy najlepiej zbierać te przeklęte chwaściory. Nigdy z Niką nie radziłyśmy sobie najlepiej podczas wycieczek, jednak zadanie wydawało się proste: „Tu macie zielnik. Wyzbierajcie, co znajdziecie, a jak będziecie szły ścieżką cały czas prosto, to na pewno się nie zgubicie". Aha... Łatwo powiedzieć... Nade mną i Niką ciążyło coś na kształt klątwy zgubienia. Nie potrafiłyśmy nawet w rodzinnym mieście znaleźć najkrótszej drogi, zwykle krążąc w kółko i docierając do celu bardzo spóźnione. Najdłuższą z możliwych dróg, oczywiście. Cóż, orientacja w terenie nie była naszą najmocniejszą umiejętnością. Dlaczego, więc w ogóle się na to zgodziłam? No tak, babci się nie odmawia... Zwłaszcza, gdy przygarnia cię z grupą klubowych przyjaciół na wakacje we wsi.
Sprawę pogarszał też fakt, że wczoraj była potworna burza, wszędzie walały się połamane gałęzie, zerwane listowie, a nawet powalone drzewa, które zagradzały drogę, przez co musiałyśmy zboczyć ze szlaku. Słońce nie zdążyło jeszcze osuszyć ziemi, także nie dość, że byłyśmy głodne i zmęczone, to jeszcze całe w błocie i mchu. „Czysta" symbioza z Matką Naturą. Nie ma co, wakacje marzeń.
- Jestem pewna, że mijałyśmy to drzewo – zauważyła moja przyjaciółka.
- Na pewno nie! One wszystkie wyglądają tak samo – pocieszałam, choć sama nie wierzyłam we własne słowa. – Jeszcze kawałek w tę stronę i wyjdziemy z tego przeklętego lasu.
Jednak moje płonne nadzieje po chwili zostały brutalnie zdeptane.
- To chyba jakieś jaja – wyrwało mi się.
- Co jest...? – Nika też nie dowierzała.
Przed nami stała ta sama roztrzaskana na kawałki kapliczka i kamień, na którym zasiadała wcześniej dziewczyna.
- Przecież szłyśmy w drugą stronę. – Odwróciła się zdezorientowana.
Zarówno przed, jak i za nami prezentował się ten sam krajobraz.
- Chyba faktycznie chodzimy w kółko – zacisnęłam zęby, czując przypływ paniki, a w pamięci pojawiły się fabuły wszystkich ostatnio oglądanych horrorów.
Rozglądałyśmy się dookoła, usiłując jakoś zrozumieć sytuację, w której się znalazłyśmy, kiedy nagle usłyszałyśmy donośny chichot. Obie krzyknęłyśmy z wrażenia.
- Kto tu jest?! – wołałam, wypatrując źródła dźwięku.
Jednak śmiech dochodził jakby zewsząd. Niósł go wiatr, odbijał się od drzew, sprawiał, że czułyśmy się otoczone. Zrobiło mi się ciepło, a nogi się pode mną ugięły. Spojrzałam na Nikę, miała ten sam, przerażony wyraz twarzy i szeroko otwarte oczy.
- Jak ja nienawidzę wsi! A już zwłaszcza ciemnych lasów! - Zakryła uszy, mamrocząc do siebie.
Nagle podskoczyłam, czując wibracje w kieszeni. O mało nie zemdlałam, a serce łomotało mi, jak szalone. Na szczęście uświadomiłam sobie, że to tylko telefon. Dzwoniła Emilia, nasza mentorka i głowa Klubu Zjawisk Paranormalnych.
CZYTASZ
Paranormal Club
FantasyDla niektórych liceum to prawdziwy horror. Zwłaszcza, jeśli uczy cię dyrektor- żandarm, a z sali biologicznej znikają w niewyjaśniony sposób preparaty naukowe. Na szczęście w Liceum nr. 1 w Oleśnicy powstał klub, którego członkowie specjalizują si...