Rozdział 3

951 39 2
                                    

Następnego dnia o wpół do dziewiątej wchodziłam już do kancelarii. Przed pierwszym spotkaniem, postanowiłam jeszcze napisać jeden pozew, a w domu nie miałam do tego warunków. Daphne od poprzedniego wieczoru bardzo ekscytuje się wyjazdem, przez co przeszkadza mi w skupieniu.

Zaskoczył mnie widok Elli stojącej za ladą na recepcji. Zaczynała prace dopiero za półgodziny i nigdy nie przychodziła wcześniej.

- Czemu przyszłaś tak wcześnie?

- Musiałam wyrwać się z domu na jak najdłużej. Mam już dość tych ciągłych kłótni. – westchnęła.

- Aż tak źle? – zapytałam, ale już po spojrzeniu dziewczyny widziałam, że nie chce rozmawiać o swoim kryzysie w związku. – Okej. Skoro i tak już tu jesteś i nie masz co robić, to zadzwoń do hotelu Four Season w Madrycie i zarezerwuj ten pokój na następny tydzień. – powiedziałam, podając dziewczynie kartkę z numerem pokoju, nazwą hotelu i dokładnymi terminami. – Choćbyś miała przekupić cały personel, to ma być właśnie ten pokój. – dodałam.

- Oszalałaś? – popatrzyła na mnie zdezorientowana. – Chcesz tam znowu jechać?

- Daphne ostatnio nie przestaje pytać o ojca, więc uznałam, że ją tam zabiorę. – wytłumaczyłam, a na twarzy dziewczyny od razu pojawiło się zrozumienie.

- Całkiem niezły pomysł. – stwierdziła i chwyciła za telefon, aby dokonać rezerwacji.

Posłałam jej uśmiech i wskazałam palcem w stronę swojego gabinetu na końcu korytarza, aby powiadomić dziewczynę, aby właśnie tam przysłała klienta.

Przekraczając próg gabinetu, już włączałam laptopa, którego trzymałam w ręce. Odłożyłam go na biurko i zajęłam miejsce na fotelu, patrząc, jak ekran urządzenia rozbłyskuje, ukazując nocną panoramę Madrytu.

Nacisnęłam pierwsza, lepszą ikonkę, aby tylko nie patrzeć na pulpit. To nie był właściwy dzień na jakiekolwiek wspomnienia. Czekało mnie dużo spotkań i papierkowej roboty, na czym musiałam się skupić w stu procentach.

Przejrzałam najpilniejsze maile i jeszcze raz przejrzałam całą dokumentację do sprawy, którą miałam dzisiaj poprowadzić w sądzie. Ostatecznie zdążyłam przeczytać ją tyle razy, że znałam ją na pamięć. Byłam pewna, że gdyby ktoś teraz kazał mi wyrecytować wszystkie te dokumenty z pamięci, zrobiłabym to bez żadnego zająknięcia, znacznie lepiej niż fragment Romea i Julii w szkole. Spojrzałam na datę i godzinę, wyświetlające się w lewym, dolnym rogu pulpitu i zalała mnie fala irytacji. Mój klient powinien przyjść już kwadrans temu.

Zapowiada się owocna współpraca. – wywróciłam w duchu oczami i wstałam z miejsca. Pozbierałam wszystkie dokumenty potrzebne mi na rozprawę, która miała odbyć się już za półtorej godziny, chwyciłam teczkę z dokumentami niezbędnymi mi do późniejszych spotkań, które miałam odbyć już poza kancelarią i opuściłam gabinet równo o wpół do dziesiątej.

- Wychodzę. – przystanęłam przy biurku mojej sekretarki, którą była El. – Mam rozprawę za półtorej godziny, a później mam kilka spotkań na mieście. – wytłumaczyłam, odwracając się w kierunku windy.

- A pan Rivera? – przystanęłam w miejscu, słysząc niepewne pytanie blondynki.

- A pan Rivera powinien być tutaj już pół godziny temu. – przypomniałam. – Skoro on nie szanuje mojego czasu, to dlaczego ja mam szanować jego? – zapytałam, patrząc na blondynkę, która zdawała się zdezorientowana w całej sytuacji.

Westchnęłam i przez chwilę zastanawiałam się jak rozwiązać tę sytuację. Klient zdecydowanie był chamem, jednak nie zmieniało to faktu, że nie powinniśmy pozwolić sobie na jego utratę. Nie sądziłam, aby miał się tu jeszcze dzisiaj pojawić, ale musieliśmy być przygotowani na każdą sytuację.

A Good Few MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz