Rozdział 10

909 36 12
                                    

Opuściłem w pośpiechu swój samochód, wychodząc na chłodne powietrze, które wypełniało podziemny parking. Skrzywiłem się lekko, gdy do moich nozdrzy wdarł się nieprzyjemny zapach spalonej gumy. Jeszcze raz spojrzałem na godzinę w telefonie, aby upewnić się, że Vivian jest już w pracy. Przez ostatnie tygodnie miałem niewiele czasu w godzinach popołudniowych, przez co byłem zmuszony do wizyt w kancelarii rano. Nie miałem pojęcia, co ta kobieta robiła całymi dniami, ale bardzo ciężko było ją zastać przed godziną dwunastą i równie trudne było to po godzinie czwartej po południu. Wszyscy zgodnie twierdzili, że poświęca ona całe dnie, a czasem nawet i noce na pracę, lecz ewidentnie ta wersja odstawała od prawdy. Z perspektywy czasu dziwiłem się, że zgodziła się przedłużyć dla mnie godziny swojej pracy, przy naszym pierwszym spotkaniu.

Widząc godzinę pierwszą, niezwłocznie ruszyłem w stronę windy, która miała mnie zawieść na piętro kancelarii. Przez całą podróż zastanawiałem się jak wytłumaczyć kobiecie wczorajszą sytuację. Nie wiedziałem, czy powinienem powiedzieć jej prawdę, czy może jednak oszczędzić kilku szczegółów, lub nawet wymyślić jakąś wymówkę.

Nie zdążyłem niczego wymyślić, ponieważ winda zatrzymała się chwilę później na piętrze, gdzie znajdowała się kawiarnia. Zazwyczaj nie zwracałem uwagi na to, kto wsiada, lecz tym razem jakieś dziwne przeczucie kazało mi się odwrócić w stronę drzwi. Zauważyłem, że do środka weszła mała brunetka z kubkiem lodów w ręce. Moją uwagę przyciągnął jej szeroki uśmiech, który dodawał blasku jej błękitnym oczom. Wydawało mi się, że gdzieś już ją widziałem. Od razu zacząłem sobie przypominać twarze dzieci moich przyjaciół lub współpracowników, jednak nie odnalazłem wśród nich dziewczynki. Dziecko miało nie więcej niż sześć lat. Podeszła do panelu, gdzie znajdowały się przyciski z numerami pięter, a jej uśmiech lekko przygasł. Podszedłem do niej, widząc, że nie wie, jaki nacisnąć przycisk.

- Które piętro? – zapytałem, mając nadzieję, że dziewczynka zdradzi mi przynajmniej firmę, do której zmierza.

- Nie wiem. – odpowiedziała zamyślona.

- Jesteś tutaj sama?- upewniłem się, czym chyba spłoszyłem brunetkę. Odwróciła się w moją stronę z wyraźnym zmieszaniem wypisanym na twarzy. Wzruszyła ramionami i znów odwróciła spojrzenie w stronę panelu, pogrążając się w zamyśleniu. – Gdzie twoi rodzice?

Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że dziewczynka wsiadła do windy sama i nigdzie w okolicy nie widziałem nikogo dorosłego, pod którego opieką mogłoby przebywać dziecko.

- Moja mamusia pracuje w kancelarii na górze. – odpowiedziała w końcu.

- Chcesz do niej jechać? – dopytałem dla pewności, na co dziewczynka pokiwała energicznie głową, więc drugi już raz tego dnia wybrałem właściwy numer piętra.

Kilka minut później znaleźliśmy się w recepcji kancelarii. Mój wzrok od razu padł na znajdujące się naprzeciwko nas kanapy i fotele. Opuściłem windę z brunetką u boku i zamiarem pozostawienia jej w tym miejscu. Sam w tym czasie zamierzałem ruszyć w kierunku gabinetu Vivian, jednak po wyjściu z windy zauważyłem, że na całym piętrze panuje uciążliwa cisza, a korytarze i recepcja były całkowicie puste. Zdezorientowany jeszcze raz rozejrzałem się po najbliższym otoczeniu, zastanawiając się, gdzie wszyscy się podziali. Nie możliwe było, aby kancelaria była zamknięta, ponieważ nigdzie nie zauważyłem takiej informacji.

Przez chwilę w mojej głowie krążyła myśl, aby wejść głębiej do kancelarii i sprawdzić wszystkie pomieszczenia z nadzieją, że kogoś tam jednak zastanę, ale niespodziewanie mój wzrok skierował się na siedzącą już na kanapie brunetkę, która jadła swoje lody, uroczo machając przy tym swoimi krótkimi nóżkami w powietrzu.

A Good Few MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz