Rozdział 15

366 23 1
                                    

Gorące krople wody spływały po moim nagim ciele już od godziny. Mimo to wciąż nie udało mi się pozbyć natarczywego uczucia niepokoju, które z każdą chwilą narastało. Moje myśli wciąż odpływały w kierunku anonimów, powrotu Jaysona i wydarzeń sprzed trzech lat. Żadna z tych spraw nie była wyjaśniona, a mój umysł wymyślał coraz to czarniejsze scenariusze. Odnosiłam niepokojące wrażenie, że przez cały czas za moimi plecami rozgrywa się jakaś gra, której ja nie mogłam, na razie dostrzec, ani zrozumieć jej zasad, choć przez cały czas zupełnie nieświadomie w nią grałam.

- Vivian! – gdzieś z oddali dotarł do mnie krzyk Olivera. Dopiero wtedy powróciła do mnie świadomość upływu czasu.

- Już wychodzę! – odpowiedziałam równie głośno, aby mieć pewność, że mężczyzna mnie usłyszy.

Zakręciłam natrysk, z ciężkim westchnieniem opadając plecami na znajdującą się za mną szybkę, która oddzielała prysznic od reszty łazienki. Mój oddech przyspieszył przez panujący w całym pomieszczeniu zaduch. Wyciągnęłam rękę, od razu odnajdując wiszący w pobliżu ręcznik, którym się owinęłam.

Nie dbając już nawet o osuszenie skóry, opuściłam łazienkę, od razu kierując się do garderoby.

W pierwszej chwili zamierzałam odszukać jakieś wygodne dżinsy i połączyć je ze zwykłą białą koszulką. Po chwili w oczy rzuciła mi się sukienka, w delikatnym beżowym kolorze. Przez myśl od razu przeszło mi, że jakieś wyjście byłoby dobrym sposobem na oderwanie się od męczących mnie myśli. Nie zastanawiając się zbyt długo, ściągnęłam ubranie z wieszaka i zarzuciłam je na siebie. Włosy spięłam błyszczącą klamrą tak, aby jedynie kilka kosmyków pozostało puszczonych luzem.

- Mamo! – do moich uszu dotarł radosny krzyk dziewczynki. Odwróciłam się w kierunku wejścia, akurat w momencie, kiedy Daphne wbiegła do pomieszczenia z promiennym uśmiechem. – Pizza ci wys... - urwała w połowie zdania. – Wychodzisz gdzieś?

Posłałam jej delikatny uśmiech, wpinając w uszy duże, okrągłe kolczyki, obtoczone delikatnym drucikiem, do którego przymocowane zostały malutkie kamyczki w odcieniach złota. Posłałam córce szeroki uśmiech, schylając się do niej i ją obejmując.

- Obie wychodzimy. – oznajmiłam po chwili, obserwując iskierki szczęścia, pojawiające się w jej czekoladowych oczach. – Może na lody? Co ty na to?

- Tak! – pisnęła, rzucając mi się na szyję, przez co ledwo utrzymałam równowagę.

Po chwili jednak odsunęła się ode mnie, a na jej twarzy pojawiły się oznaki delikatnego niepokoju. Posłałam jej pytające spojrzenie, ale dziewczyna spuściła już swój wzrok na podłogę, wyraźnie zakłopotana.

- A tata? – wyszeptała cichutka, przez co ledwo zrozumiałam jej słowa. – Tata też z nami pójdzie? – tym razem jej głos był o wiele mocniejszy i bardziej zrozumiały.

Spojrzałam na nią z uśmiechem. Cieszyło mnie to, że w tak krótkim czasie nawiązali ze sobą tak bliską relację, a Daph od razu zaakceptowała Oliviera jako ojca. Nie zdziwiło mnie jej pytanie. Domyślałam się, że na tym etapie nie będzie chciała rezygnować z żadnej chwili, którą mogłaby spędzić z ojcem. Był to też jeden z powodów, dla którego zaproponowałam jej to wyjście. Skoro Olivier miał takie samo podejście jak nasza córka i chciał stworzyć rodzinę, to zamierzałam dać mu do tego okazję. Chciałam zobaczyć, co z tego wyjdzie, jednocześnie nikomu nie dając złudnych nadziei. Może rzeczywiście to mogło się udać, a ja nie potrzebnie wymyślałam problemy.

- Taki był mój plan. – skinęłam głową, obserwując jak twarz dziewczynki, znów rozświetla szeroki uśmiech. – Ale najpierw musisz zapytać, czy tata ma czas. – zaznaczyłam wyraźnie.

A Good Few MomentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz