Rozdział 12. ,,Pan Darcy"

91 9 14
                                    

Czytasz, daj znać! ❤️

13.07.2012

    Jego czarne, jak smoła oczy pochłaniają mnie każdego dnia, odbierając zdrowy rozsądek. Wyżłobienia zatracają moje wszystkie zmysły, doprowadzając całe moje ciało do dreszczy. A pocałunki są ekstazą, w której trwałabym wieczność.

    Dziś były jego urodziny, które świętowaliśmy skromnie, acz wcale nie gorzej niż rok temu. Poszliśmy na kolację do włoskiej knajpy, której wprawdzie daleko było do tej, pamiętnej w Mediolanie, ale i tak warto było, zjeść ten rozgotowany makaron podany z klopsami, byleby zobaczyć ten jego cudowny uśmiech.

    Ostatnio jest z nim lepiej. W końcu się chyba pogodził. Zaczął trzeźwo myśleć i stał się spokojniejszy.

[...]

     Fakt — nie przepadaliśmy za swoim towarzystwem, szczególnie, patrząc na ostatnie zajścia, ale zarówno ja, jak i ona mieliśmy swoje chęci, które w tej sytuacji zmierzały w jednym kierunku.

    Widziałem jej błyszczące oczy nawet stłumione w ciemności pomieszczenia. Jej ogniki szoku, iskrzyły się nabierając ciepłych barw, a policzki rodziły najróżniejsze odcienie różu, prezentując jej całkowicie inną stronę. Swymi sparaliżowanymi oczami, patrzyła na mnie badawczo, kalkulując w głowie, czy zdawałem sobie sprawę, co właściwie jej zaproponowałem. Możliwe, że skłaniała się też ku myśli, że oszalałem.

    I mi właściwie przyszło to do głowy.

    Oddychała głęboko, opierając się o krawędź lady. Gryząc delikatnie swój lewy policzek, trzymała głowę na ręce, doszukując się w tym jakiegoś podstępu, bądź logicznego wytłumaczenia, które pomogłoby jej zrozumieć, co właściwie z tego bym miał. Nie winiłem jej, na jej miejscu również czułbym przeogromną dezorientację pomieszaną z niemałymi wątpliwościami.

    — Cole? Czy twój chory umysł już całkowicie przestał funkcjonować? I co niby dalej? Będziemy udawać, że kochamy swoje towarzystwo? — prychnęła ironicznie.

Niestety miała co nieco racji. Wyplułem z języka, kilka słów na wiatr, nie zastanawiając się nad dalszym przebiegiem wydarzeń. Nie wiedziałem nawet, co mnie tak mocno popchnęło do tego pomysłu. Chęć zobaczenia jej ogłupiałej miny, a może podniesionych kącików ust, które przecież niepodświadomie skradły cząstkę mojego serca już w kancelarii ojca. Gdzieś w głowie huczało mi, że ostatnio i ja przesadziłem swoim zachowaniem, naruszając jej prywatność, choć ciężko było mi się do tego przyznać. Nie powiem, że była to swego rodzaju rekompensata, ale z całą pewnością wyrzuty sumienia tlące się w zakamarkach jaźni.

Wiedziałem, że nie powinno mi wcale zależeć na jej samopoczuciu, czy też martwić się o jakiegoś Timmiego, który wchodził na teren mojego brata. A jednak, mimo jej niewyparzonego języka, irytującego sposobu bycia i tajemnicy, którą obarczyła ją moja matka i tak brałem pod uwagę, by być nieco bardziej zaangażowanym w tej znajomości.

Czy mnie do reszty pojebało?

    — Nie wyobrażaj sobie bóg wie czego. Po prostu pomyślałem, że i ja chętnie bym się zabawił. Powiedzmy, że dawno tego nie robiłem, a też potrzebuje się czasem wyszaleć. Chwytam się okazji.

Kiedyś uwielbiłem imprezować! To właśnie w takich miejscach dało się pokazać, z jak najlepszej strony, udowadniając ludziom dookoła, że jest się kimś więcej, niż przeciętnym szarym człowiekiem. Umiałem to dobrze wykorzystać.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz