Rozdział 1. „Obłuda życia"

301 20 19
                                    


Czytasz, daj mi znać! ❤️

La Porte 2017

Co to znaczy kochać?

Był taki czas w moim życiu, kiedy wydawało mi się, że miłość nie istnieje. Zarówno ta rodzicielska, braterska, ale i również ta namiętna — rozpalająca wszystkie zmysły. Nie miałem pewności, kiedy do tego doszedłem, a tym bardziej nie wiem, czemu, w obliczu samotności uznałem, że tak po prostu w życiu bywa, przeklinając samego siebie. W świecie, który pamiętałem, fala pozytywnych uniesień, zawsze prowadziła do nienawiści, niszcząc to, co było mi drogie. A było tego trochę, mimo szczeniackiego wieku.

Może wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby mój umysł, nie przypominał czarnej dziury. Możliwe, że każda moja decyzja, po wypadku, byłaby zupełnie inna, a życie nie budziłoby mi skojarzeń z drogą prowadzoną przez ciernie.

Niestety, nie miałem, jak się tego dowiedzieć. W tamtym czasie, mogłem tylko polegać na domysłach, by później uparcie rozmyślać — a co by było, gdyby...

Pozostałe obrazy szarej przeszłości, bez krzty współczucia dawały mi mocnego kopniaka w tyłek, domagając się dopuszczenia do głowy otaczających mnie realiów. Nie było wyjścia ewakuacyjnego z zieloną tabliczką. Nie było żadnej, czerwonej, alarmującej mnie lampki. Nic nie mogłem na to poradzić. Została jedynie akceptacja, z którą nie potrafiłem się zmierzyć. Bezskutecznie krążyłem po orbicie pytań, na które moja rodzina, nie próbowała nawet odpowiedzieć. Przynajmniej do czasu, bo potem wszystko nie miało już znaczenia. A ja, zgadzałem się. Zgadzałem się z niewiedzą, w obliczu strachu przed dniem następnym, pomimo kłamstw.

Mówi się, że ryba psuje się od głowy, a tu nie było wyjątku od reguły, co zrozumiecie, gdy dojdę do końca naszej historii. A więc:

Małżeństwo moich rodziców było totalnym nieporozumieniem od zawsze. Natomiast wyimaginowana przez wszystkich, więź z bratem bliźniakiem tak naprawdę nie istniała, odkąd skończyliśmy czternaście lat. Może i nawet stało się to wcześniej. Nie pamiętam dokładnie. Po prawdzie nigdy nie czułem się z nim szczególnie zżyty, co tylko z czasem zaczynało budować coraz większy mur między nami.

Nie mogłem znieść myśli, że ktoś, kto wygląda prawie, jak ja, zachowuje się całkowicie inaczej, wywracając mój wizerunek o sto osiemdziesiąt stopni. Ale, czy ktokolwiek mógłby to znieść, ot tak, na jedno pstryknięcie palca rodziców?

Nie możesz być, taki jak brat? — słyszałem tę formułkę niemal zawsze, gdy coś nabroiłem lub po prostu nie sprostałem wymogom ojca. I wiecie, co? To cholernie bolało.

To było gorsze niż zdarte kolana, wybite palce, czy śliwy, pod okiem, których nabawiałem się przynajmniej raz na dwa miesiące przez szkolne korytarzowe bójki.

Naprawdę.

Najmocniej na świecie, nienawidziłem tego całego uczucia, gdy nas ze sobą porównywano, a tym bardziej, gdy w żywe oczy mówiono, że jestem gorszy.

Poza tym smutnie, ale prawdziwie będzie, jeśli powiem, że nawet i dobre zachowanie nie wybieliłoby tego, co zostało zapamiętane, przynajmniej nie przeze mnie. Niestety świadomość, że w pewnych momentach człowiek zaczyna się postrzegać przez pryzmat oczekiwań innych, zadaje niemałe cierpienie, zostawiając na psychice spore ślady. Szczególnie, gdy możemy mówić o psychice dziecka.

Nie potrafiłem stać się tym, kim chcieli, żebym był, a mój bunt z dnia na dzień się pogłębiał, pokazując jawnie wszystkim dookoła, że nikogo nie potrzebowałem, by czuć się dobrze.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz