Rozdział 3. ,,Irytacja"

191 19 15
                                    

Czytasz, daj mi znać! ❤️

15.09.2011

Dwadzieścia cztery godziny temu, nasz samolot bezpiecznie wylądował w Stanach Zjednoczonych. Przez całą podróż skubałam ze strachu skórki, ale wraz z zobaczeniem tego jakże dużego miasta, a właściwie ujrzeniem nowego nieznanego mi kontynentu, mogę stwierdzić, że było warto, nawet i za cenę potrzebnego mi manicure.

Zostawiając za sobą własny kraj, pozostawiłam w dużej mierze przeszłość, z którą nie chcę mieć  już nigdy nic wspólnego.

Jestem tak wniebowzięta, że mam ochotę krzyczeć. Czuję, że mogę oddychać jak nigdy dotąd!

Gdy wyjeżdżałam matka spojrzała na mnie tym swoim rozczarowanym wzrokiem i powiedziała, że mogę nigdy już nie wracać. Chyba pierwszy raz w życiu się jej posłucham.

Nienawidzę jej.
Nienawidzę tego, co nam zrobiła.

    [...]

Zdarza się i tak, że przeznaczenie rzuca nam na naszą drogę kogoś, kto odmienia całe nasze życie. Nie pamiętałem, jakie było moje przez ostatnie lata, nie wiedziałem, z kim się zadawałem, co robiłem i jak bardzo wpłynęło to na samego mnie. Jednak tamtego dnia, w tamtej oto chwili, miałem świadomość, że Sancha wchodząc w związek z Levim, zaburzała środowisko, które znałem dotychczas.

Jakie to wszystko było pokręcone. Jeszcze dwa dni temu nie pomyślałbym, że na spokojnie wejdę do sportowego samochodu z bratem i jego nowo poznaną laską, w celu pogrania w bilarda. Przez ostatnie tygodnie unikałem aut i ludzi jak ognia, co było dosyć kuriozalne, patrząc na fakt, że nie pamiętałem wypadku, który zniszczył mi życie. Założyłem z góry, że to coś złego, chyba tylko dlatego, by łatwiej mi było sobie z tym wszystkim poradzić.

Potrzebowałem czasu. W środku, mimo dwudziestu pięciu lat, czułem się niczym stary, wypalony osiemdziesięciolatek. To śmieszne, ale tak właśnie było.

— Najpierw podjedziemy do domu Sanchy, zmieni ciuchy i możemy jechać do baru — Levi zerknął na przednie lusterko, chcąc zobaczyć w odbiciu mój wyraz twarzy.

Chyba nie był zadowolony, gdy dostrzegł moje nieustanne naburmuszenie.

Tak, byłem naburmuszony, niczym dzieciak bez lizaka! Ale ta wariatka usiadła na przednim siedzeniu, nie zapytawszy się nawet, czy ja nie czułbym się tam po prostu lepiej. Nic nie padło z jej ust.

Sportowe wozy są ciasne, a ten nie był wyjątkiem od reguły. Ledwo co się tu mieściłem. Ona zaś, zobaczywszy, że kieruję się na miejsce pasażera, wyprzedziła mnie swoim butnym krokiem i wystawiła do mnie rękę. Wyglądała jak jebany znak stopu. Przekręciła dwa razy głowę, sugerując mi, że nie ma nawet takiej opcji bym tam usiadł i nie obrzuciwszy mnie dalszym spojrzeniem, otworzyła drzwi, by wepchać się na miejsce pasażera. Wiedziała doskonale, że będzie mi z tyłu gorzej zarówno fizycznie, jak i psychicznie. To była jakaś dziecinna zagrywka.

Co ona kurwa do mnie miała?!

— Pewnie, skoro nawet szpilki są dla niej problemem — skwitowałem, posyłając jej szelmowski uśmiech, na co dziewczyna oczywiście wywinęła oczami.

Powoli w czasie tej przejażdżki, zachodziłem jej ku mojej uciesze za skórę, całe szczęście, bo miałem dość jej zjebanego uprzedzenia. I choć początkowo chciałem ją oszczędzić, to ona rozpoczęła wojnę, o jakiej na pewno się jej nie śniło. Mogła być tego pewna.

Ścieżką wspomnień [The path of memories]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz