Rozdział drugi

5 0 0
                                    

Ewidentnie wszystko nie chciało abym znalazła się w tym miejscu.
Głębokie wdechy mające nadzieję na uspokojenie. Szybkim ruchem się odwróciłam i ruszyłam do drzwi, z każdym krokiem byłam co raz szybsza. Mało nie wytrąciłam drzwi kiedy wybiegłam. Kobieta z koszmarów zaraz za mną. Złapała mnie za rękę i odwróciła, nawet nie mogłam na nią patrzeć.

- Dlaczego tu jesteś?! Co ty sobie myślisz?! Gdzie jest ten twój parszywy ćpun?! Hm? Pytam się gdzie jest?! - krzyczała a mi zaczynało się kręcić w głowie.

-J-ja nie wiem, kim pani jest? - Powiedziałam drżącym głosem, ale ja doskonale wiedziałam, ta twarz, ta przerażona twarz wbiła mi się w pamięć chyba na całe życie.

-Oczywiście że wiesz! Gdzie on jest, a zresztą zaraz zadzwonię po policję oni się tobą zajmą.

-Nie! Proszę, tylko nie policja, to nie była moja wina, tak bardzo przepraszam, nie miałam pojęcia, naprawdę bardzo żałuję, proszę niech pani nie dzwoni. - Błagałam niemalże na kolanach kobietę.
W tym momencie ze szpitala wybiegł chłopak, mniej więcej w moim wieku. Wyższy, w ciemno granatowej koszulce i szarych dresach, na bosaka. Pewnie jakiś pacjent, ale co on tutaj robił?

-Jezu, wszystko w porządku mamo, nic się nie stało? - Wszystko jasne. Kobieta gwałtownie się obruciła z zatroskaną twarzą.

-Tak, oczywiście synku, wracaj do środka w tym momencie, zaraz będę. - powiedziała zdenerwowanym głosem kobieta.

- Kim jesteś? Czemu rozmawiasz z moją mamą?- Chłopak zwrócił się centralnie do mnie podchodząc bliżej a ja jakbym zapomniała że umiem mówić.

-Luke, w tym momencie wracaj do środka jest bardzo zimno a ty nawet nie masz butów, obiecuje że zaraz wrócę - Powiedziała ostro jego matka. Ten popatrzył się na nią, potem na mnie, odwrócił się i odszedł do środka.

- Przysięgam że wszystko wytłumaczę, powiem gdzie jest, tylko proszę, żadnej policji. - Odezwałam się, nie wiedziałam co mam robić, miałam tylko nadzieję że kobieta się zgodzi.

- Słucham, w takim razie słucham co masz do powiedzenia bo nawet sobie tego nie wyobrażałam, stałaś tam, patrzyłaś na to wszystko i się nawet nie ruszyłaś! nie zadzowniłaś nigdzie nawet, poprostu uciekłaś jeszcze razem z tym.. - kobieta wzięła głęboki wdech. - może gdybyś to zrobiła, może wtedy, mój kochany.. mój Tom, by tu był. - powiedziała załamanym głosem.

- Ja, ja bardzo żałuję, przepraszam, wiem że słowa niczego nie naprawią ale przysięgam, że mam ogromne poczucie winy, to bardzo złożona sprawa ja.. - nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. To było tak dawno, tak bardzo to na mnie wpłynęło, byłam taka bezradna. - Ja, nie wiem co mam zrobić, przepraszam, tak bardzo przepraszam, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby to jakoś naprawić, będę współpracować, ja obiecuje, tylko proszę, ja o niczym nie wiedziałam przysięgam.. przysięgam. Kobieta tylko stała w miejscu i pusto się na mnie patrzyła, ja z zdenerwowaną miną obserwowałam sytuację.

- Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, masz się stąd wynosić. Nie chcę cię więcej na oczy widzieć. - odpowiedziała spokojnym ale poważnym tonem, miałam wrażenie, że jeszcze chwila a sytuacja pójdzie w jeszcze gorszą stronę. Wzięłam głęboki oddech, raz dwa, wydech, trzy cztery. Odwróciłam się i szybkim krokiem pognałam w stronę domu. Wiedziałam że wolontariat to nie był dobry pomysł, co ja sobie myślałam. Co ja powiem rodzicom? Znaczy najprawdopodobniej nie obejdzie ich to w żaden sposób, ale ja nie byłam gotowa na żadną przeprowadzkę a tym bardziej na poprawczak, ja poprostu nie mogę, może są jakieś inne szpitale do których by mnie przyjęli? Może jest jeszcze jakaś szansa, przyspieszyłam jeszcze bardziej mój krok i zraz znalazłam się przy moim domu.
Otworzyłam drzwi i zastałam tatę w salonie pracującego przy komputerze. Spojrzał na mnie i podniósł głowę.

The Line Of l̶i̶f̶e̶ love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz