Ewidentnie wszystko nie chciało abym znalazła się w tym miejscu.
Głębokie wdechy mające nadzieję na uspokojenie. Szybkim ruchem się odwróciłam i ruszyłam do drzwi, z każdym krokiem byłam co raz szybsza. Mało nie wytrąciłam drzwi kiedy wybiegłam. Kobieta z koszmarów zaraz za mną. Złapała mnie za rękę i odwróciła, nawet nie mogłam na nią patrzeć.- Dlaczego tu jesteś?! Co ty sobie myślisz?! Gdzie jest ten twój parszywy ćpun?! Hm? Pytam się gdzie jest?! - krzyczała a mi zaczynało się kręcić w głowie.
-J-ja nie wiem, kim pani jest? - Powiedziałam drżącym głosem, ale ja doskonale wiedziałam, ta twarz, ta przerażona twarz wbiła mi się w pamięć chyba na całe życie.
-Oczywiście że wiesz! Gdzie on jest, a zresztą zaraz zadzwonię po policję oni się tobą zajmą.
-Nie! Proszę, tylko nie policja, to nie była moja wina, tak bardzo przepraszam, nie miałam pojęcia, naprawdę bardzo żałuję, proszę niech pani nie dzwoni. - Błagałam niemalże na kolanach kobietę.
W tym momencie ze szpitala wybiegł chłopak, mniej więcej w moim wieku. Wyższy, w ciemno granatowej koszulce i szarych dresach, na bosaka. Pewnie jakiś pacjent, ale co on tutaj robił?-Jezu, wszystko w porządku mamo, nic się nie stało? - Wszystko jasne. Kobieta gwałtownie się obruciła z zatroskaną twarzą.
-Tak, oczywiście synku, wracaj do środka w tym momencie, zaraz będę. - powiedziała zdenerwowanym głosem kobieta.
- Kim jesteś? Czemu rozmawiasz z moją mamą?- Chłopak zwrócił się centralnie do mnie podchodząc bliżej a ja jakbym zapomniała że umiem mówić.
-Luke, w tym momencie wracaj do środka jest bardzo zimno a ty nawet nie masz butów, obiecuje że zaraz wrócę - Powiedziała ostro jego matka. Ten popatrzył się na nią, potem na mnie, odwrócił się i odszedł do środka.
- Przysięgam że wszystko wytłumaczę, powiem gdzie jest, tylko proszę, żadnej policji. - Odezwałam się, nie wiedziałam co mam robić, miałam tylko nadzieję że kobieta się zgodzi.
- Słucham, w takim razie słucham co masz do powiedzenia bo nawet sobie tego nie wyobrażałam, stałaś tam, patrzyłaś na to wszystko i się nawet nie ruszyłaś! nie zadzowniłaś nigdzie nawet, poprostu uciekłaś jeszcze razem z tym.. - kobieta wzięła głęboki wdech. - może gdybyś to zrobiła, może wtedy, mój kochany.. mój Tom, by tu był. - powiedziała załamanym głosem.
- Ja, ja bardzo żałuję, przepraszam, wiem że słowa niczego nie naprawią ale przysięgam, że mam ogromne poczucie winy, to bardzo złożona sprawa ja.. - nawet nie wiem co mam jej powiedzieć. To było tak dawno, tak bardzo to na mnie wpłynęło, byłam taka bezradna. - Ja, nie wiem co mam zrobić, przepraszam, tak bardzo przepraszam, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby to jakoś naprawić, będę współpracować, ja obiecuje, tylko proszę, ja o niczym nie wiedziałam przysięgam.. przysięgam. Kobieta tylko stała w miejscu i pusto się na mnie patrzyła, ja z zdenerwowaną miną obserwowałam sytuację.
- Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, masz się stąd wynosić. Nie chcę cię więcej na oczy widzieć. - odpowiedziała spokojnym ale poważnym tonem, miałam wrażenie, że jeszcze chwila a sytuacja pójdzie w jeszcze gorszą stronę. Wzięłam głęboki oddech, raz dwa, wydech, trzy cztery. Odwróciłam się i szybkim krokiem pognałam w stronę domu. Wiedziałam że wolontariat to nie był dobry pomysł, co ja sobie myślałam. Co ja powiem rodzicom? Znaczy najprawdopodobniej nie obejdzie ich to w żaden sposób, ale ja nie byłam gotowa na żadną przeprowadzkę a tym bardziej na poprawczak, ja poprostu nie mogę, może są jakieś inne szpitale do których by mnie przyjęli? Może jest jeszcze jakaś szansa, przyspieszyłam jeszcze bardziej mój krok i zraz znalazłam się przy moim domu.
Otworzyłam drzwi i zastałam tatę w salonie pracującego przy komputerze. Spojrzał na mnie i podniósł głowę.
CZYTASZ
The Line Of l̶i̶f̶e̶ love
Roman d'amour"I gdybym miała umrzeć, gdybym miała wybrać nasz świat albo ten drugi jeżeli jakikolwiek jest, to bym wolała iść tam. Nie tylko dlatego, że nie widzę sensu w dalszym egzystowaniu w tej bezwartościowej rzeczywistości ale chcę odkryć nowe,chce zobaczy...