4. Szaleństwo

421 17 0
                                    

 𝙾𝚜𝚝𝚛𝚣𝚎ż𝚎𝚗𝚒𝚎: 𝙿𝚘𝚗𝚒ż𝚜𝚣𝚢 𝚛𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 𝚗𝚒𝚎 𝚓𝚎𝚜𝚝 𝚙𝚛𝚣𝚎𝚣𝚗𝚊𝚌𝚣𝚘𝚗𝚢 𝚍𝚕𝚊 𝚖ł𝚘𝚍𝚜𝚣𝚢𝚌𝚑 𝚌𝚣𝚢𝚝𝚎𝚕𝚗𝚒𝚔ó𝚠. 𝙲𝚣𝚢𝚝𝚊𝚜𝚣 𝚗𝚊 𝚠ł𝚊𝚜𝚗ą 𝚘𝚍𝚙𝚘𝚠𝚒𝚎𝚍𝚣𝚒𝚊𝚕𝚗𝚘ść.


 Gdyby nie wiadomość, jaką z samego rana wysłał mu Laborant zapewne przespałby całe przedpołudnie.

7:31
 Cieszę się, że wróciłeś. Jadę na spotkanie z ekipą i pewnie wrócę późno. Przekażę chłopakom, że potrzebujesz jeszcze jednego dnia wolnego.

 Odczytał treść SMS-a, po czym jęknął cicho i odrzucił telefon na pustą stronę łóżka. Wcale nie potrzebuję wolnego - pomyślał. Na moment zamknął oczy, aby ostatecznie znowu je otworzyć, gdy do sypialni przez szerokie okna wkradły się pierwsze promienie słońca.

 Krótko po ósmej Albert opuścił niewielką łazienkę, wycierając mokre włosy w biały ręcznik. Pogoda za oknem wydawała się niezbyt przyjazna, w nocy Los Santos nawiedziła burza, co kolokwialnie - ­­­­­­ idealnie wpasowało się w jego nastrój.

 Przeszedł do kuchni, nastawił ekspres i zaparzył świeżej kawy. Jej mocny zapach skutecznie odpędził ­zmęczenie. Zanim zdołał upić choćby łyk, z korytarza dobiegło pukanie do drzwi.

 Serce zabiło mu mocniej, kiedy ujrzał zdenerwowanego Vasqueza w progu własnego mieszkania. Gestem nakazał mu wejść do środka.

— Co tu robisz? — nie potrafił ukryć zdziwienia.

— Przyszedłem pokazać Ci, jak bardzo się myliłeś.

 Nie dał mu odpowiedzieć. Zasypał go gradem pocałunków. Delikatnie całował wargi, skubał je, muskał. Traktował jak szampana z najwyższej półki. Rozkoszował się smakiem. Kosztował go powoli i z namaszczeniem, wkładając całego siebie w każdy pocałunek, którym go obdarzał. Albertowi wystarczyła chwila tak intensywnych, tak sensualnych pieszczot, by zacząć drżeć w jego ramionach.

 Skupiony na miękkości ust, na gorącym języku niemalże jęknął, gdy poczuł na plecach powolne ruchy. Pieścił go tak, jakby nic innego nie miało znaczenia. Dłonią przesuwał wzdłuż kręgosłupa, biodra przysunął do jego bioder i przyparł go do ściany.

 Drgnął, kiedy chłód przeniknął przez jego ciało. Zaczynał tracić oddech od pocałunków, od dłoni, która wślizgnęła się pod koszulkę i spoczęła na wysokości żeber dociskając do nich palce, i bioder, które napierały na niego mocno. Jego ruchy były delikatne, jakby wciąż pamiętał o ranach i bolesnych siniakach, zdobiących ciało białowłosego.

 Sapnął przymykając oczy, kiedy Vasquez specjalnie się o niego otarł. Dotyk na żebrach palił, kontrastując z chłodem bijącym od ściany. Nie minęło długo aż obaj zrobili się twardzi.

 Młodszy ocknął się. Otworzył oczy i obrzucił Sindacco chaotycznym spojrzeniem. Uwielbiał zmierzwione, ciemne włosy, które okalały jego twarz i pożądliwy wzrok, którym go obdarzał. Zapach perfum doprowadzał go do szaleństwa, przypominając mu o czymś ulotnym, o czymś co mieli już wcześniej, a co istniało jedynie w jego podświadomości. Nie pamiętał, żeby w życiu mocniej przeżywał pocałunki. Może pamięć go zawodziła... A może to sposób w jaki Vasquez zawłaszczył sobie jego wargi... Westchnął, gdy mężczyzna odchylił mu głowę, a potem przycisnął usta do szczęki, całując ją i zaczepiając zębami. Zostawiał na niej zaczerwienione, wilgotne ślady. Dłoń dalej badała żebra, przesuwając palcami po ich zagłębieniach, jednak im niżej Vasquez schodził pocałunkami po jego szyi, tym niżej zsuwał również palce aż w końcu zaczęły one muskać podbrzusze i zatrzymały się na granicy czarnych spodni.

Glass Boy | BlacharyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz