Fakt, że zmierzam właśnie po kilku dniach rozmowy z ksieżniczką Carą do posiadłości Edevanów jest ośmieszający.—pomyślał jadąc bryczką.
— Odpowiedzią jest księżyc, który oświetla mroczną noc. Właśnie przez niego jest tak piękna nawet jeśli chowają się w niej cienie. Chyba nie boisz się ryzyka, prawda? Jeśli twoja historia jest tak mroczna to co stracisz chroniąc tę jego?
Raz już straciłem światło i naprawdę jestem zmuszony do powtarzania tego? Nie jestem żadnym księżycem.—rzekł do siebie, krzywiąc się na znak pojazdu o dotarciu na miejsce. Stając przed wielkimi wrotami zrobiło mu się duszno na samą myśl, że kolejny raz to się zaczyna.
— Panienko Bellamy! Niech pani się skryję. Ja wszystkim się zajmę.—szepnął do dziewczyny o włosach kruczych. W jej zielonych oczach widniał strach jak i poczucie winy. Nie chciała by mężczyna ginął za nią, lecz przytaknęła na jego słowa wchodząc do swojej szafy.
— Gdzie ją ukryłeś?! Co to za księżniczka, która nawet nie kocha własnego wybranka?!* Nie widziałeś gazet czy jesteś głupi? Zabiła własne dziecko! To wiedźma. Powinna gnić w piekle.—usłyszała poddanych.
— Jeśli wam życie miłe opuścicie te miejsce, ale gdy nadal będziecie szkalować imię mojej królowej zabiję was.—jego głos był stanowczy. Nie lękał się ich wideł i pochodni. Sama królowa przyglądająca się tej sytuacji zza szpary w drzwiach była niespokojna. Nie poruszyły nim zbliżające się bronie. Bała się o niego.
Jeden z pietnastoma nie wygra. Nie przeżyje.—właśnie tak wtedy pomyślała. Była młoda nawet na miano królowej, ale jej matka zmarła chociaż mieszkańcy nie chcieli się z tym pogodzić.
— Jaka królowa?! Zapewne własną matkę również zabiła!
Walka z nimi była najtrudniejszym pojedynkiem, który wygrał. Cena jednak nie była tego warta. Chociaż sama królowa uważała przeciwnie.
Kobieta widząc zmierzający pręt w stronę jego klatki piersiowej wybiegła z ukrycia zasłaniając go własnym ciałem. Była przestraszona, cała się trzęsła, ale chciała dokonać czegoś znaczącego dla niej samej.
— Miałaś nie wychodzić!—krzyknął, gdy zakończył walkę biorąc w ręce jej roztrzęsione i przebite ciało.— Wezwę lekarza i odratujemy cię..
— Nie.—jedno słowo nic wprawdzie nie znaczące oprócz odmowy, lecz wypowiedziane jak rozkaz. Żałował przysięgi wypełnienia każdego z nich widząc spływające łzy cierpienia po jej twarzy.— Nawet jeśli przeżyję przyjdą po mnie i kiedyś może skończyć się to twoją śmiercią. Niczego się bardziej nie obawiam niż byciem bezbronną, a wtedy nie miałby kto mnie uratować mój drogi.—położyła jego dłoń na swoim sercu. Jej zielone oczy spojrzały w te jego szare. Czuła jakby w tym momencie czas się zatrzymał, jakby tylko oni byli na tym czarno białym świecie.— Jestem ci wdzięczna za to, że chroniłeś moje imię jak i ród do końca. Nie mogłabym patrzeć jak ktoś kogo darzę głębokim uczuciem ginie na moich oczach. To moje wymarzone zakończenie, w twych ramionach książe.**
— Dlaczego nie pukałeś? Myślałem, że już zrezygnowałeś.—usłyszał głos króla i od razu wyrwał się z swoich wspomnień. Przypomniał sobie list, który wysłał właśnie jego mościowi.
— Dzień dobry, mój panie—pokłonił się nisko.— Wybacz mi moje roztargnienie.
— Chłopcze znam twojego ojca nie musisz za każdym razem mi się kłaniać.—mruknął pod nosem i poklepał go po plecach.— Każdemu się zdarza być gdzie indziej myślami.
— Nie śmiałbym tego nie zrobić przed wysokością.—oznajmił prostując się na dotyk na swoich plecach. Szczerze król był bardziej dla niego ojcem niż jego biologiczny. Ciepło, które biło od tego mężczyzny. Nie dziwił się, że mieszkańcy go szanowali i kochali, liczyli na niego. Zastanawiał się zawsze czy to nie jest wielką presją być królem od, którego wymagali aż tyle.
— Zgaduję, że zmieniłeś zdanie i jesteś tu dla mojego syna. Jest grzecznym chłopakiem pomijając to, że jest strasznie uparty oraz nie lubi nowego towarzystwa. Może być na początku zgorzkniały i nieznośny, ale jestem pewien, że z czasem do siebie przywykniecie, a nawet się polubicie.—opowiadał przekraczając bramę i wchodząc do zamku.
— Jeśli mogę zapytać to dlaczego jest taki?
— Jest nieufny, nie wiem z jakiego powodu. Nawet sama księżniczka Donna tego nie wie. Dlatego od dłuższego czasu nie posiada służących. Nie potrafi gotować więc Cara była do tego czasu skazana przynosić lub robić mu posiłki. Zapewne sama ma dużo obowiązków, są dla siebie jak rodzeństwo więc nie mogła nie zrobić tego dla niego. Fakt, że Zorrein nie jest jej za to wdzięczny mnie najbardziej denerwuje.
— Zorrein?—zapytał dojrzywszy chłopaka o dość długich włosach, które były przeczesane do tyłu i opadały tylko po środku jego twarzy. Jego nos był ostry i prosty. W porównaniu do Avdena był blady. Nie brakowało mu urody, ale od razu mógł zobaczyć jak nie daje sobie rady sam w swoim domu i przy okazji jego charakter. Rzucał każdym papierem po całym salonie jakby właśnie one były największym problemem w jego życiu.
— Mój syn.
— Myślę, że był wdzięczny, zgadując, że to on.—spojrzał jeszcze raz na niższego, który teraz szedł w ich stronę. Rudowłosy był może o 10 centymetrów wyższy.
— Przywitaj się z panem Avdenem Ingannamorte.—rozkazał, gdy jego syn stanął przed nimi z zmarszczonymi brwiami. Jego oczy od razu powędrowały do obcokrajowca. Nie znał jego pochodzenia, ale nie mógł być z azji z tym karmelowym odcieniem skóry, szarymi ślepiami i rudymi lokowanymi kosmykami.
— Powiedziałem nie.—dźgnął ojca w pierś.— To jest ten służący, którego tu nie prosiłem, prawda ojcze?!—wskazał palcem na Ingannamorte, który od razu mu się pokłonił.
— Przy nim nie musisz się kłaniać, zrobisz to następnym razem, gdy okaże ci szacunek.—odezwał się oburzony król ciągnąc za marynarkę mężczyzny by ten się wyprostował.— Nie zamierzam słuchać twoich sprzeciwów, Ingannamorte się na to zgodził i będzie pracował dla ciebie. Nie bądź upierdliwy.—skierował się do swojego syna, który poczerwieniał ze złości słysząc własnego ojca. Avden w między czasie rozejrzał się po pomieszczeniu. Wyglądało one jak pałac, jak miejsce z opowieści bajecznych. Nawet gdyby pracował całe życie nie miałby własnego.
— Nie chcę przerywać tej rodzinnej rozmowy.—obaj Edevani spojrzeli na niego.— Jest mi naprawdę obojętne czy dostanę tę pracę, ale obiecałem już to komuś, więc nie ważne jaki będziesz w stosunku do mnie nie wyjdę chyba, że sam mnie wyrzucisz przez te drzwi.—spojrzał na wyjście po czym kolejny raz na niższego lekko się schylając.— Możesz próbować paniczu. Jeśli ci się uda to tu nie wrócę, przysięgam na własne życie, a w tym możesz mi wierzyć.***
* Panienka Bellamy była od urodzenia królową przez śmierć jej matki. Jednak dopiero na tronieznalazła się pierwszy raz jako 14-latka.
** Avden nigdy nie był księciem, nie miał takiego pochodzenia, ale to pkazuje, że panienka Bellamy widziała w nim taką postawę jak i był dla niej księciem na białym koniu. Dlatego jedyną prawdziwą plotką było to, że nie kochała swojego wybranka.
*** Nawiązanie do jego pracy w, któej ryzykuje własne życie za każdym razem.

CZYTASZ
ᴛʜᴇ ᴘʀɪɴᴄᴇ's sᴇʀᴠᴀɴᴛ
FanfictionKsiążę pod rozkazem króla przyjmuję nowego służącego do rezydencji pomimo własnych sprzeciwów na temat zatrudnienia na te stanowisko kogokolwiek. Służący okazał się być w podobnym wieku do niego. Zapragnął dowiedzieć się, dlaczego Edevane jest wobec...