Prolog. ✨

1.6K 57 44
                                    

Zaczynam KOREKTE tego dzieła, kilka rzeczy zmienię, dodam BRAKUJĄCY ROZDZIAŁ, więc możecie przeczytać jeszcze raz albo tylko ten rozdział (chyba 56).

Weszłam spóźniona na stadion - jak zwykle. Wiedziałam, że pewnie znowu oberwie mi się od trenera, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. Nie wtedy, to był problem przyszłej mnie.

Starałam się wpasować w rozgrzewających się kolegów z drużyny, nie wzbudzając podejrzeń kapitana. Moje umiejętności skradania się, porównywane do tajnego agenta (wcale nie), na nic się nie przydały, przy czujnym oku Jude'a Sharp'a. Właściwie to nawet nie wiedziałam, czy on ma oczy. Zawsze nosił okulary. Może był ślepy, a jego umiejętności, tak jak u Daredevil'a, zawdzięczał słuchowi? No, na pewno nie przyszło mi się dowiedzieć, bo już po chwili słyszałam jego prześmiewczy głos za plecami. Znowu. On nie potrafił przeprowadzić ze mną normalnej konwersacji.

- Wyles jak zwykle spóźniona. - wyprostowałam się, przymykając powieki i cicho wzdychając. To nie tak, że go nie lubiłam... Czasem, ale tylko czasem, dość mnie irytował. Szczególnie, kiedy się puszył i pierdolił coś, że zwycięstwo jest sprawą pierwszorzędną i nie możemy zawieść trenera. Czyli jednak całkiem często.

Ja tak nie uważałam. Lubiłam tę drużynę, ale gdybym miała wybrać pomiędzy skrzywdzeniem ludzi dla wygranej, a odejście z drużyny, odeszłabym z drużyny.

- Sharp jak zwykle spostrzegawczy. - odpowiedziałam, gdy odwróciłam się do niego twarzą. Na moich ustach błądził niemrawy uśmiech. Gdybym miała opisać moją relację z Sharp'em, powiedziałabym, że jest skomplikowana. Niby się nie lubiliśmy, ale kiedyś się przyjaźniliśmy. To była dłuższa historia, która jednak nie zasługuje, by ją wspominać. Nie teraz. Tolerowałam go i szanowałam oraz podziwiałam jako kapitana.

- Takie życie stratega. Co tym razem? - uniósł brew do góry, a ja szykowałam w głowie wymówkę, której mogłabym użyć, żeby go udobruchać. Coś w stylu "pies sąsiadki zjadł mi laczka". Niestety, niedane mi było się wytłumaczyć, pomimo zadanego pytania - Nie myśl tak wiele, bo mózg ci paruje. I tak ani mnie to nie obchodzi, ani w to nie uwierzę. Za to ty zrobisz ładnie dziesięć karnych okrążeń. - wzniosłam oczy do nieba, wzdychając, po czym bez słowa wykonałam zadane przez niego polecenie. Nienawidziłam rozgrzewek, a już szczególnie karnych ćwiczeń.

Kiedy skończyłam okrążenia, zorientowałam się, że chłopaki zaczęli trening, więc starałam się dostosować. Tego dnia Sharp postawił na pracę w grupach, a ja akurat stałam blisko bramki, do której kopał na zmianę David i Jude, a ich strzały bronił Joe, więc to na nich padła moja decyzja. Czy byłam z niej zadowolona? No niezbyt, ale moje lenistwo wygrało i stwierdziłam, że nie chce mi się zapieprzać na drugi koniec boiska, bo nie odpowiadają mi osoby, z którymi miałam ćwiczyć. Błagam was, nie byłam dzieckiem, żeby tracić cenny czas, na takie głupie fanaberie-

Kogo ja oszukuje; zanim zdążyłam chociaż mrugnąć, Sharp przywołał mnie do swojej grupy, przez co nie miałam wyboru, jak tylko do nich dołączyć. Więc niezadowolona, praktycznie ciągnąc za sobą nogi, podeszłam do chłopaków.

- Wyles, rozegramy mecz towarzyski we wtorek. - poinformował mnie Jude, kiedy oddałam piłkę David'owi. Kiwnęłam lekko głową, bardziej zastanawiając się, dlaczego zawsze mówimy do siebie po nazwiskach. Dosłownie. Od kiedy pamiętam, nigdy nie powiedział do mnie po imieniu, nawet, kiedy się przyjaźniliśmy - Nie interesuje cię z kim?

- Um... - udałam zamyślenie, po czym dopowiedziałam - Nie. Akademia Królewska ma najlepszą drużynę w kraju, więc pewnie i tak wygramy. Cieszę się tylko, że w końcu coś robimy, bo dawno nie rozegraliśmy meczu. - posłałam mu znudzone spojrzenie, które miało tylko pokazać, jak bardzo mnie to nie interesuje. No bo taka jest prawda. Królewscy uchodzili za niepokonanych, więc nie miałam się czym przejmować. Na luzie.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude Sharp [KOREKTA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz