Siedziałam w autobusie obok Sharp'a. Na sobie miałam mój strój z numerem 8. Przed nami siedzieli Joe z David, z którymi Jude przegadał większość drogi. W sumie spoko, bo przynajmniej nie mówił do mnie.
Wyjrzałam przez okno, by ocenić, ile czasu jeszcze będziemy jechać. Z radością przyjęłam, że jest to około 5 minut. Zgarnęłam moje ciemne, prawie czarne, włosy z ramion i pleców, po czym stworzyłam niechlujnego koka z tyłu głowy, którego związałam gumką z nadgarstka.
Moje poruszenie się nie działa na moją korzyść, ponieważ ściągam na siebie uwagę wszystkich trzech panów, którzy siedzą obok mnie.
- Jak nastawienie przed grą, Lindsay? - spytał mnie Joe, którego z tej trójki tolerowałam najbardziej. Jeśli mam być szczera, to zrobiłam ranking zawodników z drużyny, a on zajmował pierwsze miejsce. I pod względem bycia fajnym człowiekiem, i pod względem urody.
- Raczej jak zwykle. - wzruszyłam ramionami - Gramy z jakimiś randomami, więc stawiam, że po 15 padną.
- I o to chodzi, Wyles. Nie mogą ,,paść", dopóki on nie wyjdzie na boisko. - wtrącił się Sharp, niszczyciel wszystkiego, co piękne, a ja, najpierw przewróciłam oczami, a potem pokiwałam głową - Masz strzelać jak najwięcej i jak najlepiej.
- Chwila, co? To jakaś początkująca drużyna. Każesz mi zabić ich bramkarza, czy jak? - parsknęłam, ale kiedy zobaczyłam poważny wzrok kapitana, uniosłam brwi do góry.
- Nie bez powodu nosisz tytuł najlepszego strzelca. - wzruszył ramionami, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On mówi poważnie.
- Właśnie; najlepszego strzelca, nie terrorysty czy zabójcy, Sharp. Będę grała tak długo, aż stan przeciwników na to pozwoli. - warknęłam w jego stronę, na co on uśmiechnął się cynicznie.
- Nie zapominaj, kto ma tu opaskę kapitana. - prychnął.
- W dupę se wsadź tę opaskę. Nie skrzywdzę drugiego człowieka piłką, by spełnić jakieś chore fantazje trenera. Mógł zostać trenerem MMA, a nie piłki, jak od początku chciał kogoś krzywdzić. - odwróciłam się w stronę okna, mając nadzieję, że tym zakończę tę bezsensowną rozmowę.
- Ściągnę cię z boiska, jeżeli nie będziesz słuchać. - usłyszałam jego szept, na który tylko przewróciłam oczami. Doskonale wiedziała, że nie może tego zrobić, bo trener mu nie pozwoli, Zbyt mnie sobie cenił.
- Nie przesadzasz trochę, Jude? - spojrzałam na David'a, który wykrzywiał głowę, żeby na nas patrzeć i marszczył brwi, wlepiając wzrok w kapitana - Ja też nie mam zamiaru tam nikogo zabić, ani skrzywdzić. - nie spodziewałam się, że David mógłby mnie poprzeć. W końcu się przyjaźnili.
- W takim razie ciebie też ściągnę. - odpowiedział mu, na co ten odwrócił się w swoją stronę, nic nie mówiąc. Prychnęłam pod nosem. Szybko się wycofał.
Nie wiedziałam, jak mogłam się z nim kiedyś przyjaźnić. Doskonale pamiętałam dzień, kiedy się poznaliśmy. Byłam nowa w klasie, gubiłam się na korytarzach Akademii, a nikt nie był zbytnio chętny do pomocy. Każdy tam zajmował się sobą i nie tracił czasu na pierwszaki, które w dodatku dołączają do klasy w trakcie roku.
Kiedyś mieszkałam z rodzicami w centrum Tokio, ale kiedy rodzice się rozwiedli (właśnie wtedy, kiedy byłam w pierwszej gimnazjum), przeprowadziłyśmy się z mamą do Inazuma Town.
Byłam tam nowa, a rozwód rodziców (jak i inne wydarzenia) odbił się na moim zdrowiu psychicznym, więc nie miałam odwagi ani chęci, by prosić kogoś o pomoc.
I to właśnie wtedy do akcji wkroczył Jude. Dowiedział się w jakiś sposób, że już w podstawówce grałam, a moje umiejętności są całkiem dobre, tylko wystarczy je podszkolić. Zwerbował mnie do swojej drużyny i zaprzyjaźnił się ze mną.
CZYTASZ
Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude Sharp
Fanfic,,Gdybym miała opisać moją relacje z Sharp'em, powiedziałabym, że jest skomplikowana. Niby się nie lubimy, ale kiedyś się przyjaźniliśmy. Toleruję go i szanuję, oraz podziwiam jako kapitana." ,,Come In With The Rain" czyli historia o tym, jak na now...